Tydzień 0 (Wstęp, Uncanny Valley, Dragon Age: Inkwizycja - dodatki)


Pykmiś w zamiarze ma stanowić blog hobbystyczny poświęcony giereczkom i wszystkiemu, z czym są one związane. Zabraknie tutaj raczej recenzji, a same wpisy, ukazujące się w założeniu co tydzień, skupią się na dzieleniu się moimi wrażeniami z poszczególnych gier, które udało mi się ukończyć w minionym tygodniu. Będą to w większości niezbyt długie przemyślenia, o ile dana gra nie poruszy mnie w szczególnym stopniu. Gdyby tak się stało, pomyślimy, może dostanie swój własny długi wpis, recenzję, etc. Chociaż, jak już wcześniej wspomniałem, chciałbym uniknąć publikowania recenzji, bo uważam je za pozbawione emocji wyroby, co kłóciłoby się z tym, co chcę tym blogiem osiągnąć.

Same opisywane tytuły będą na pewno zróżnicowane, bo tzw. patient gaming jest czymś, co uprawiam regularnie. Zatem spodziewać się można gier zarówno nowszych, z okazjonalnym uwzględnieniem najświeższych premier, oraz starszych, wliczając też kasztany sprzed trzydziestu lat. Jedyne, co się nie pojawi to gry ekskluzywne dla PC, a przynajmniej te nowsze. Powód tego stanu rzeczy jest prozaiczny: gram na konsolach, peceta ostatnim razem wymieniałem dziesięć lat temu. Ale bez obaw, Pykmiś jest strefą wolną od platformowej propagandy i celebrowane jest tu całe giereczkowo, nawet Nintendo. Tak czy inaczej, zapraszam.

Uncanny Valley (PlayStation Vita)
Cowardly Creations, 2015r.
Gra dostępna również na: Playstation 4, Xbox One, Microsoft Windows

Grą otwierającą zarówno ten tydzień, jak i cały blog, jest survival horror od Cowardly Creations. W grze wcielamy się w postać Toma, byłego policjanta, który zatrudnia się jako stróż nocny w pewnej tajemniczej fabryce. Do jego obowiązków należy pilnowanie budynku, a do naszego, jako gracza, odkrycie tajemnicy jej oraz przeszłości głównego bohatera. Koncepcja z początku wydaje się ciekawa, zostajemy pozostawieni samym sobie w zamkniętej placówce bez jakichkolwiek wytycznych, toteż zaczynamy szwendać się po korytarzach i czytać poufną korespondencję pracowników w oczekiwaniu na ten jeden hook, który sprawi, że będziemy po nocach rozmyślać nad tym, co się tam u licha dzieje. Zamiast tego, po przeczytaniu dwóch i pół maila, gra informuje nas o tym, że skończyła się nasza zmiana i mamy iść spać do hotelu pracowniczego, i tak w kółko. Co prawda, codziennie się coś zmienia, ale są to rzeczy tak niewielkie, że nic nam nie mówią. Natomiast w momencie, gdy zmiany urosły na znaczeniu, były już tak olbrzymie, że zupełnie nie wiedziałem co tam się dzieje.

Aha, jest to rogalik. O czym dowiedziałem się, gdy zginąłem i dostałem złe zakończenie, a potem mogłem sobie zacząć od nowa. Nie zacząłem, jakoś mnie to wszystko zraziło do siebie. Ale pewnie jeszcze za jakiś czas do gry wrócę, bo nawet sami twórcy w napisach początkowych zalecają parokrotne przejście tytułu, aby poznać całą historię. Przemawia też za tym fakt, że gra waży niedużo, a jako mobilka sprawdza się całkiem nieźle. Mały ekran Vity sprawia, że nawet okropny pixel-art wygląda znośnie. Ale tego, który wybrał czcionkę powinni skazać na 20 lat czytania tekstów napisanych tylko nią…

Dragon Age: Inkwizycja – DLC (PS4)

W jakieś dwa lata po ograniu podstawowej Inkwizycji udało mi się na przecenie wyrwać przepustkę sezonową oferującą trzy fabularne dodatki oraz trochę pierdół w postaci przedmiotów i ekskluzywnego sklepy Black Emporium. Podstawowa Inkwizycja, pomimo wielu narzekań na strukturę questów przypominającą MMO, fabularnie była świetna i wsiąknąłem w nią na ponad sto godzin, toteż mając przed sobą kolejne kilkanaście godzin zabawy w tym fantastycznym świecie, byłem podekscytowany. Z góry mogę powiedzieć, że dodatki jakościowo są dość różne, choć trzeba nadmienić, że żaden z nich nie jest zły. Świetne jest też w nich to, że każdy jest zupełnie inny i stawia nacisk na różne aspekty, ale po kolei…

a)      Jaws of Hakkon
BioWare, 2015r.
Dodatek dostępny również na: PlayStation 3, Xbox One, Xbox 360, Microsoft Windows

Pierwszy i zarazem najsłabszy z dodatków zdecydowanie najbardziej przypomina podstawową wersję gry, bowiem toczy się na otwartej mapie Frostback Basin, kotliny zamieszkałej przez Avvarów. Wyruszamy tam śladem inkwizytora Ameridana, naszego poprzednika, który 800 lat wcześniej zaginął tam w tajemniczych okolicznościach. Zapowiadało się to bardzo ciekawie, bo lore Dragon Age’a jest naprawdę obszerny i złożony, tego serii odmówić nie można, tak więc i w tym przypadku niczego zarzucić się nie da.

Co mnie natomiast niesamowicie irytowało to samo przedstawienie historii, bo olano zupełnie zróżnicowanie ujęć kamery w trakcie rozmów, zatem każda widziana jest zza pleców bohatera. To z kolei sprawiało, że szybko przestałem skupiać się na rozmowie i pogrążać we własnych myślach. Tak niestety mam zawsze przy dłuższym słuchaniu czegoś, dlatego nie lubię audiobooków. Sam setting jest też stosunkowo dziwnym miksem, bo Avvarowie to lud wyraźnie wzorowany na wikingach (choćby sposób ubierania się, nazwy. Itd.), ale samo Frostback Basin na mapie ulokowane jest na południu Fereldenu, w pobliżu gór, więc olbrzymi zbiornik wody, po której Avarrowie poruszają przy użyciu łodzi przypominających drakkary troszkę mi nie grał.

Dodatek sam w sobie zły nie jest, ale, znów, brakuje mu tego czegoś, co by z miejsca chwyciło gracza i nie puściło aż do samego końca. Szczególnie, że otwarty świat bardziej irytuje niż bawi, głównie przez swój kamienisty teren, który często wymusza jedną dobrą ścieżkę, ale też i masę pająków, które plują w nas jadem, przez co spadamy z wierzchowca…

b)     The Descent
 BioWare, 2015r.
 Dodatek dostępny również na: Xbox One, Microsoft Windows

Drugiego dodatku obawiałem się najbardziej, a to dlatego, że jest on tak naprawdę pięciogodzinnym dungeonem, których nie cierpię w grach. Tym razem ruszamy do Orzammaru na ratunek krasnoludom, którzy zgłosili się do nas z prośbą o interwencję, bo im ziemia drży coś dziwnie i tunele się zawalają. No, więc idziemy zobaczyć, co to się tam na tych Głębokich Ścieżkach dzieje, i nie ma nas pięć następnych godzin. Co zaskoczyło mnie najbardziej to fakt, że poza samą walką dodatek wynagradza gracza kilkoma faktami, które w pewien sposób wstrząsają podstawami uniwersum, ale żeby się dowiedzieć, o co chodzi będziecie już musieli zagrać sami. Także fabularnie jest zdecydowanie na plus.

I w zasadzie nie miałbym większych zastrzeżeń, gdyby nie spartolony pomysł zaimplementowania stołu ekspedycyjnego, który pozwala na naprawę zawalonych ścieżek w tunelach, dzięki czemu zyskujemy dostęp do nowych miejsc. Fajnie, tylko żeby odnaleźć miejsca, które możemy rozbudować trzeba zejść w głąb lokacji, a stół dostępnym jest wyłącznie w pierwszym z trzech obozów. Także widziałem go dwa razy, jak zacząłem dodatek i później jak go skończyłem. Ale wtedy to już tak średnio miałem ochotę lecieć na sam dół żeby zobaczyć gdzie jest nowy mostek.

c)      Trespasser
 BioWare, 2015r.
 Dodatek dostępny również na: Xbox One, Microsoft Windows

Zdecydowanie mój faworyt, świetnie balansujący pomiędzy akcją oraz historią (tym razem nie zapomniano o czymś takim jak praca kamery). Na początku muszę nadmienić, że o ile poprzednie dwa dodatki były pobocznymi opowiastkami, to ten, mam wrażenie, stanowi integralną część historii opowiedzianej w Inkwizycji. Poniżej znajdą się spore spoilery z podstawki, więc jeśli nie graliście, zagrajcie i wróćcie później.

Ostatnie ostrzeżenie przedspoilerowe, i jedziemy. Akcja Trespassera toczy się dwa lata po śmierci Koryfeusza w finale podstawki. Przez tak długi okres czasu pojawia się pytanie czy inkwizycja jest wciąż potrzebna, zagrożenie zostało już przecież zażegnane, wyrwa z nieba zniknęła, Koryfeusza nie ma, a to przecież te dwie rzeczy były powodem powołania organizacji do życia. Nie pomaga też to, że stała się ona bardzo potężna, co rodzi niepokój wśród elit świata. W Zimowym Pałacu w Orlais zostaje zatem powołana rada, mająca na celu zadecydować o przyszłości inkwizycji, w której będziemy mieli przyjemność wziąć udział. Jednak nim pierwsze posiedzenie będzie miało okazję się skończyć, zostajemy dyskretnie wywołani z sali, bo, jak się okazuje, w naszej kwaterze odnaleziono martwego wojownika Qunari w pełnym rynsztunku. Tu zaczyna się intryga, której droga do rozwiązania jest naprawdę świetna, a finał, choć kończący się cliff-hangerem (co po ostatnich informacjach o zepchnięciu kolejnego Dragon Age’a na drugi plan denerwuje tym bardziej), stanowi satysfakcjonujące zwieńczenie historii Inkwizytora.

Miłym motywem jest też fakt, że na obrady zjeżdżają też wszyscy nasi towarzysze, dzięki czemu jest nam dane dowiedzieć się, co działo się z nimi przez minione dwa lata. Smuci jednak fakt, że sam wątek rady został zepchnięty mocno na drugi plan, bo poza pierwszym, przerwanym posiedzeniem nie wracamy do niej aż do samego końca. Szkoda, bo liczyłem na możliwość wdania się w dialog z przedstawicielami rady. No, ale cóż, dodatek jest wart polecenia mimo to.

Komentarze

Popularne posty