Złamany miecz (341)

O złamanym mieczu, który mimo upływu lat wciąż pozostaje ostry, a dzięki Broken Sword: Shadow of the Templars – Reforged również ładniejszy.

Posłuchajcie…

Broken Sword: Shadow of the Templars - Reforged

Gatunek: Przygodówka

Producent: Revolution Software

Rok wydania: 2024

Grałem na: Xbox Series X

Dodatek dostępny również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, Nintendo Switch, PC

Moja recenzja Broken Sword: Shadow of the Templars – Reforged w TrójKast #076 – ECHO Echoecho

Grę do recenzji dostarczył wydawca.

Seria Broken Sword, choć jej pierwsze odsłony zalicza się do absolutnych klasyków gatunku, nie mogła poszczycić się zbyt szczęśliwym losem po nadejściu trójwymiarowej rewolucji. W efekcie na długie lata musiała usunąć się w cień, co jakiś czas tylko przypominając o sobie pod postacią ufundowanej przez fanów „piątki” czy rozszerzonych wersji oryginałów. Broken Sowrd: Shadow of the Templars – Reforged to pozornie kolejna taka sytuacja. Pozornie, bo wraz z nią zapowiedziano szóstą odsłonę serii – Broken Sword: Parzival’s Stone – do którego świeżutki jeszcze remaster ma stanowić swego rodzaju „wprowadzenie”. Bardzo udane, zaznaczmy.

Zawiodą się jednak ci, którzy mieli nadzieję, że nowa wersja będzie bazować na edycji Director’s Cut z 2010 roku, która poza poprawioną grafiką oferowała jeszcze etapy, w których pokierować mogliśmy Nicole Collard. Tak niestety nie jest. Broken Sword: Shadow of the Templars – Reforged ogranicza się wyłącznie do zawartości oryginału, więc Nico pojawia się tu wyłącznie w roli towarzyszki George’a Stobbarta. Na osłodę dorzucono po napisach kilka scen, które wycięto z oryginału, aczkolwiek są to po prostu skrawki nic nieznaczących dialogów, zawierające śladowe ilości cukru.

Na całe szczęście remaster w swojej funkcji spełnia się już wyśmienicie, nie tylko podbijając rozdzielczość do 4K, ale też upiększając bajecznie szczegółowe tła i sylwetki bohaterów, aczkolwiek ci drudzy wyraźnie odstają od samych lokacji. Co jednak najważniejsze, twórcom udało się zachować ducha oryginału na tyle dobrze, że sam grając, byłem przekonany, że przecież niczym się to nie różni od tego, co zobaczyć można było w ramach Director’s Cut. Dałem się jednak oszukać własnej pamięci. Reforged w zestawieniu z poprzednim odświeżeniem prezentuje się o kilka klas wyżej, nie licząc audio, bo ile muzyka brzmi fenomenalnie, to słychać, że dialogi nagrywano dawno, dawno temu. Miłym dodatkiem jest natomiast możliwość przełączania się jednym przyciskiem pomiędzy nową a oryginalną oprawą, co tym bardziej pozwala docenić pracę grafików i uświadomić sobie, jak olbrzymiego postępu przez ostatnich niemalże trzydzieści lat dokonała grafika komputerowa.

Pod względem rozgrywki nie zmieniło się w zasadzie nic. To nadal klasyczna przygodówka point-and-click, w której momentalnie odnajdą się fani oryginału. Zaskakująco dobrze wypada natomiast wersja konsolowa, do której miałem pewne obawy. Wszak sterowanie kursorem przy pomocy kontrolera, choć notorycznie upychane z jakiegoś powodu do wielu współczesnych gier, nie należy do najwygodniejszych. Tutaj działa to jak najbardziej dobrze, do tego stopnia, że ani przez moment nie żałowałem, że gram na konsoli, a nie na komputerze. Celowanie jest precyzyjne, szybkość przesuwania zadowalająca, a pola do zaznaczania opcji całkiem spore. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o dorzucenie opcji przeskakiwania między punktami zainteresowania przy pomocy krzyżaka, ale w tym kontekście nie jest to jakiś spory minus.

Należy też zaznaczyć, że Broken Sword: Shadow of the Templars – Reforged oferuje również sporo dodatkowych bajerów. O możliwości przełączania się między stylami oprawy już wspominałem, ale do tego dorzucić trzeba też współczesne i klasyczne wersje czcionki, miejsce wyświetlania napisów oraz nawet ich kolorystykę. Jeżeli tylko wolicie, możecie grać w Reforged tak, jakby był to oryginał. Skonfigurować można również poziom trudności, dobierając częstotliwość podpowiedzi i czy w ogóle chcemy je dostawać automatycznie, oraz to, czy gra będzie usuwała wykorzystane opcje dialogowe za nas, czy może jednak wolimy, by tego nie robiła.

W przypadku każdego remastera, zwłaszcza w przypadku tak leciwej produkcji, należy odpowiedzieć na pytanie, czy warto po niego sięgać, jeżeli to nasza pierwsza styczność z tą produkcję. O ile bowiem fanów oryginału ponieść mogą skrzydła nostalgii, o tyle młodsi gracze niekoniecznie podzielą ich entuzjazm. Broken Sword: Shadow of the Templars ma to szczęście, że przygodówki przez lata nie zmieniły się zbyt mocno, a on sam w momencie swojej premiery nie popełniał wielu poprzedników. Zagadki są tu zatem w przeważającej większości dość logiczne, więc choć zdarzają się nieco bardziej naciągane czy nieoczywiste momenty (ot, niesławny baran), to raczej nie będziecie musieli łączyć bobrów z parasolkami. Raczej nie da się tu zapędzić w ślepą uliczkę, zapominając zebrać jakiś przedmiot, a choć zginąć niekiedy nadal można, to autozapis skutecznie niweluje ten problem.

Naprawdę nieźle broni się również sama historii, która do gustu przypaść powinna wszystkim fanom czytadeł Dana Browna. Perypetie George’a Stobbarta w poszukiwaniu klauna-zabójcy i skarbu Templariuszy, zabierające nas w podróż po Europie, bawią i intrygują do dzisiaj. Opowieść napisano całkiem zmyślnie. Nie brak tu humoru, ale to zdecydowanie poważna opowieść. Świetną robotę robią sympatyczni, często mocno karykaturalni bohaterowie, na czele z George’em i Nico, których zwyczajnie nie da się nie polubić. Jedynym rozczarowaniem jest w moim odczuciu sam finał, który wydaje się napisanym na kolanie.

To już jednak drobnostka, która nie jest w stanie przyćmić wszystkiego tego, co Broken Sword: Shadow of the Templars – Reforged robi dobrze. Jest to bardzo dobry, nawet jeśli nieco wybrakowany względem Director’s Cut, remaster, ale przede wszystkim wciąż, pomimo upływu lat, jest to po prostu wyśmienita produkcja, w której bez problemu odnajdą się również nowi gracze. Jestem tego doskonałym przykładem, bo choć serię znam i grałem w kilka jej odsłon, to drogi moje i oryginału nigdy się nie zeszły. Jestem zatem niesamowicie szczęśliwy, że w końcu mogłem tę zaległość nadrobić, w dodatku w takim stylu.

Komentarze

Popularne posty