Zło i dobro (344)

 

Dodatek Two Worlds II: Shattered Embrace swoją jakością (a raczej jej brakiem) popchnął mnie na krawędź rozpaczy, ale na szczęście wtem nadeszło 13 Sentinels: Aegis Rim, swoją finezją pomagając mi wyprzeć „dzieło” Polaków z pamięci.

Posłuchajcie…

Two Worlds II: Shattered Embrace

Dodatek

Producent: Reality Pump Studios

Rok wydania: 2019

Grałem na: PC

Dodatek dostępny wyłącznie na PC

Każdy, kto dziwi się, że tak wiele „słabych” tytułów ocenianych jest na „siódemkę”, zdecydowanie powinien zagrać w Two Worlds II: Shattered Embrace. To najświeższe i na szczęście ostatnie rozszerzenie do RPG-a Reality Pump Studios, które perfekcyjnie prezentuje, czym w rzeczywistości jest zła gra. Jeżeli podstawowej wersji Two Worlds II nie posiadacie, to spokojnie, Shattered Embrace wydane zostało również samodzielniej, więc wciąż możecie je uruchomić i doświadczyć tej tragikomedii, udającej grę.

Jako tako trzyma się jeszcze wątek fabularny, kontynuujący wydarzenia z Call of the Tenebrae. Okazuje się bowiem, że pokonanie Andromelecha wcale nie załatwiło sprawy zagrożenia ze strony szczuroludzi. Ci bowiem i tak zdołali dotrzeć do krainy elfów, więc my, niewiele myśląc, wskakujemy do portalu za nimi. Shattered Embrace to przede wszystkim możliwość poznania historii tej nowej w uniwersum (przynajmniej dla graczy) rasy, a przy okazji dowiedzenia się nieco więcej o towarzyszącej nam jeszcze od początku podstawki Dar Phie. Sytuacja polityczna w Arveranie, bo tak też się ta kraina nazywa, wypada całkiem intrygująco i odkrywanie jej tajników może bawić, o ile tylko będziemy w stanie przymknąć oko na niską jakość scenariusza.

Główny wątek Shattered Embrace napisano bowiem na kolanie i w zasadzie nic tutaj nie trzyma się kupy. Mam wrażenie, że twórcy próbowali upchać ile tylko się da w jak najkrótszym czasie. Toteż, mimo że dodatek do najmniejszych nie należy i na jego przejście należy poświęcić dobrych kilka godzin, to całość gna na przepadło przed siebie, rozwiązując poszczególne wątki bez większego polotu. Szczuroludzie okazują się zatem potrzebni tylko po to, by umotywować jakoś podróż bohatera do Arveranu, a ich historia zamyka się w dość kuriozalny sposób. Resztę gry spędzamy natomiast na poznawaniu lokalnej polityki i historii w ramach żmudnych zadań kurierskich, by w finale zostać potraktowanym uciętym, pozostawiającym mnóstwo pytań zakończeniem.

Co gorsza, wszystko to zostało okraszone fatalnie poprowadzonymi, często silącymi się na „luzactwo” dialogami, które zamiast śmiechu zdecydowanie częściej wywołują ciarki żenady. Wystarczy przytoczyć chociażby pewnego biznesmena, który narzeka na czasy pełne „fake newsów”. Tego typu dialogi kompletnie nie pasują do klimatu gry. Wprawdzie Two Worlds II zawsze charakteryzowało się pewną dozą niezbyt wyszukanego dowcipu, ale jego poziom nigdy nie był równie niski, co w Shattered Embrace. Nie wspomnieć nie można też o notorycznych literówkach i błędach ortograficznych, a także braku udźwiękowionych dialogów.

To znaczy, dubbing niby jest i w sieci można natrafić na informacje o brakującym głosie wyłącznie głównego bohatera lub zbyt cichych dialogach, a w moim przypadku wszystkie rozmowy i przerywniki filmowe były nieme, wliczając w to efekty dźwiękowe. To kuriozalne i raczej nieprzyjemne przeżycie, aczkolwiek pod względem technicznym, jest to najmniejszy z problemów Shattered Embrace. Naprawdę już dawno nie miałem do czynienia z równie zabugowaną produkcją. „Dzieło” Reality Pump Studios trzyma się na ślinie i widać to na każdym kroku. Części dialogów brakuje nawet w formie pisanej, wskaźniki na mapie wysyłają nas w kompletnie innym od zamierzonego kierunku, notorycznie też zacinają się skrypty, często uniemożliwiając nam kontynuowanie gry bez uprzednich poszukiwań rozwiązania w sieci.

Żeby chociaż sama rozgrywka została zaprojektowana poprawnie, to już można by było nieco przymknąć na te wszystkie błędy oko, ale ta również jest po prostu słaba. Zawodzi już sam świat, który poza głównym miastem jest pusty i zwyczajnie nudny wizualnie. Nawet zadania poboczne, których jest tutaj całe mnóstwo, nie pomagają, bo wykonano je absolutnie bez polotu. Zdarzają się wprawdzie nieco ciekawsze misje jak chociażby ta, polegająca na sprowadzeniu niedźwiedzia do jego właściciela, ale to rzadkość. Questy w zdecydowanej większości zmuszają nas do przebrnięcia przez masę przeciwników lub przebiegnięcie od punktu A do B. Na całe szczęście spokojnie można między nimi przebiec i polecam to robić, bo to, ile doświadczenia zapewniają, woła o pomstę do nieba. Gorzej jest z bossami, których ominąć nie możemy, a którzy lubują się w zasypywaniu nas niemożliwymi do uniknięcia, przerywającymi nasze akcje atakami, ale też potrafią posłać nas w objęcia kostuchy zaledwie jednym uderzeniem. W efekcie ich pokonanie zamiast satysfakcji przynosi jedynie ulgę.

Ach, szkoda sobie strzępić ryja na ten dodatek. Mógłbym się przecież jeszcze rozpisywać o nowej i często niepasującej do klimatu muzyce, kolejnych składnikach do warzenia mikstur czy nowych przeciwnikach, ale obecność tego wszystkiego nie wpływa w najmniejszym stopniu na odbiór Shattered Embrace. To dodatek karygodnie, uwłaczający spuściźnie Two Worlds II, nawet pomimo tego, że już na starcie był to tytuł daleki od ideału. Wiem też, że Reality Pump Studios nigdy pod względem jakości swoich produkcji nie należało do czołówki polskiej branży growej, ale nadal to, co musiało wydarzyć się w trakcie prac nad Shattered Embrace to dla mnie jakieś kuriozum. Nawet nie chcę rozważać, co przyczyniło się do takiego stanu rozszerzenia, bo co by to nie było, jest ono policzkiem – by nie ująć tego bardziej dosadnie - wymierzonym w fanów.

13 Sentinels: Aegis Rim

Gatunek: Przygodówka/RTS

Producent: Vanillaware

Rok wydania: 2019

Grałem na: Nintendo Switch

Gra dostępna również na PlayStation 4

Jest taka słynna scena z polskiego programu kryminalnego, w którym jeden z policjantów, przesłuchujących nie pierwszej świeżości świadkową, próbuje dojść tego, który jest synem kogo. Sięgając po 13 Sentinels: Aegis Rim dość szybko zaczniecie się z nim utożsamiać, wielokrotnie zadając sobie bardzo podobne pytanie. Produkcja Vanillaware, choć wyglądająca niepozornie, okazuje się bowiem niezwykle ambitna pod względem narracyjnym. Aczkolwiek, jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że grę wydał znany z cyklu Persona Atlus, nie powinno to w sumie dziwić.

Fabularne skomplikowanie 13 Sentinels: Aegis Rim sprawia, że opowiadanie o opowiadanej przez Vanillaware historii to istne, naszpikowane potencjalnymi spoilerami pole minowe. Sam zarys opowieści, traktującej o grupie japońskich nastolatków, próbującej przy użyciu powstrzymać niszczące miasto kaiju brzmi przy tym kompletnie nieciekawie. W końcu cóż ciekawego może być w tego typu historii (przypominam, nie mówię teraz o potencjalnej widowiskowości gigantycznych robotów lejących równie gargantuiczne potwory po pyskach). Okazuje się, że całkiem sporo, ale o tym przekonać będziecie musieli się sami. Fabularne zawiłości 13 Sentinels: Aegis Rim to bowiem pole minowe, na którym pomyli się nawet najbardziej doświadczony saper, więc nieśpieszno mi, by na nie wstępować.

Nie zostawię Was jednak z niczym, ale postaram się zdradzić absolutne minimum tego, czego należy się spodziewać. W największym skrócie, 13 Sentinels: Aegis Rim to opowieść science fiction, wykorzystująca chyba wszystkie możliwe inspiracje i klisze gatunku. Możecie pomyśleć o dowolnym filmie lub powieści fantastycznonaukowej, a gwarantuję, że jakiś jej element się tutaj znajdzie. Już na samym początku pojawia się chociażby motyw podróży w czasie, a wraz z kolejnymi kilkudziesięcioma godzinami robi się tylko ciekawiej i jednocześnie bardziej skomplikowanie. Do tego stopnia, że dojście do tego, który jest synem kogo, niemalże niemożliwe dla funkcjonariuszy polskiej policji, jawi się przy tym jako błahostka.

To jedna z tych produkcji, przy której należy pozostawać w bezustannym skupieniu. Twórcy lubują się bowiem w wodzeniu gracza za nos, a ważne z punktu widzenia opowieści informacje przetykać niezobowiązującymi rozmowami nastolatków – o chłopakach, nowych filmach z potworami czy też wyższości potrawy yakisoba pan nad „hemborgerami”. Sprawy nie ułatwia też fakt, że historia opowiadana jest w sposób zupełnie nielinearny. Mamy tu bowiem trzynastu grywalnych bohaterów, których historie nie tylko przeplatają się ze sobą, ale też poznawać możemy je w zasadzie w dowolnej kolejności, z wyjątkiem momentów, w którym gra wymusza na nas pchnięcie innego wątku do przodu, nim będziemy mogli kontynuować. Mało? 13 Sentinels: Aegis Rim podzielono ponadto na dwa tryby – przygodowy Remembrance, którego tyczy się powyższy akapit, i RTS-owy Destruction, który również obdarzono swoim wątkiem fabularnym, aczkolwiek tym razem już kompletnie liniowym. I tak, oba te tryby są ze sobą ściśle powiązane.

Zdaję sobie sprawę, że opis ten może być dla wielu zniechęcający, ale mimo wszystko całą tę fabularną gmatwaninę śledzi się całkiem gładko. Kolejne rozdziały systematycznie wypełniają luki w naszej wiedzy. Jedynym warunkiem jest uważne śledzenie dialogów, aczkolwiek nawet jeżeli coś przegapicie, to w zakładce Analysis znajdziecie oś wydarzeń oraz pełen informacji o świecie kodeks, który powinien pomóc Wam w uzupełnieniu braków i tym samym wróceniu na fabularne tory.

Charakterystyczni dla produkcji spod egidy Atlusa są zazwyczaj świetnie napisani bohaterowie i nie inaczej jest tutaj. Trzynastkę protagonistów 13 Sentinels: Aegis Rim oraz garść towarzyszących im postaci drugoplanowych wykreowano wręcz po mistrzowsku, obdarzając każdego z nich wyraźną osobowością i motywacjami. To w sporej mierze zasługa wspomnianych wcześniej rozmów o głupotach oraz licznych elementów komediowych, pozwalających nakreślić ich charaktery oraz rozwinąć relacje między nimi. W efekcie trudno jest tutaj nie poczuć sympatii do w zasadzie każdego z bohaterów tej opowieści, nawet jeżeli z początku mogą wydawać się odrzucającymi. To kolejny przejaw tego, jak bardzo Vanillaware lubi wodzić gracza za nos i bawić się jego oczekiwaniami.

Pod względem rozgrywki jest już natomiast mniej kolorowo, co wcale nie znaczy, że źle. 13 Sentinels: Aegis Rim jest mechanicznie kompetentne, ale do ekranu przyciąga historia, a nie gameplay. Tryb Remembrance przybiera formę dwuwymiarowej przygodówki, zbliżającej się niebezpiecznie blisko terytorium visual novelek. Gdyby nie możliwość dowolnego poruszania się po odwiedzanej w danym momencie lokacji i sporadycznej konieczności odkrycia odpowiedniej kolejności wchodzenia w interakcję z przedmiotami i ludźmi (bywa to przy tym frustrujące, bo gra raczej średnio popycha nas w odpowiednim kierunku), 13 Sentinels: Aegis Rim można byłoby spokojnie określić powieścią wizualną właśnie. Lwia część zabawy w trybie Remembrance upływa bowiem na rozmowach i rozmyślaniach protagonistów nad rozmaitymi kwestiami. Tempo jest przy tym dość powolne, więc zalecam granie na siedząco, a nie ze Switchem w łóżeczku, bowiem można się wówczas zbyt mocno zrelaksować.

Tryb Destruction to z kolei RTS pełną gębą, obdarzony dodatkowo elementem obrony bazy. To właśnie tutaj lejemy olbrzymie potwory po pyskach, uprzednio wybierając spośród trzynastki protagonistów szóstkę śmiałków, która ruszy do boju naprzeciw maszkarom. Każdy z bohaterów dysponuje szeregiem umiejętności, które możemy odblokowywać oraz ulepszać za zdobywane w obu trybach punkty meta-chips. Należy o tym pamiętać, bo niektóre z nich naprawdę mocno ułatwiają obronę terminala, którego zniszczenie – niespodzianka – zakończy misję porażką. By zwyciężyć, musimy zatem albo zaciukać wszystkie kaiju na mapie lub przetrwać dwie minuty, po których rdzeń w terminalu osiąga pełną moc i niszczy przeciwników wyładowaniem elektromagnetycznym. Cały ten tryb jest jednak zrealizowany zaledwie poprawnie i rumieńców zaczyna nabierać dopiero na późniejszych etapach, kiedy to przeciwników jest więcej, a ich siła rośnie proporcjonalnie do liczby. Wciąż jednak uważam, że jest to najsłabszy element gry.

Zwłaszcza że zawodzi on pod względem wizualnym. Dziwny zarzut, wiem, ale to bynajmniej nie kopara, a co innego opadnie fanom walk robotów i potworów na widok reprezentujących trójkątów i kwadratów je reprezentujących. Pozostawienie tych wszystkich epickich starć wyobraźni graczy uważam za skandaliczne, aczkolwiek zobaczywszy liczbę jednostek na ekranie w późniejszych etapach, jestem w stanie zrozumieć ten zabieg. Winy trybu Destruction z nawiązką odkupuje natomiast Remembrance, cieszący oko przepiękną dwuwymiarową oprawą z zachwycającymi wręcz niekiedy tłami i świetnymi sylwetkami bohaterów, okraszonych dodatkowo majestatycznie się prezentującym oświetleniem. Scenki wprawdzie wciąż są dość statyczne, ale nic to, bo oczy i tak ucztują, a i uszy nie mają czego zazdrościć, bo również muzyka i japoński dubbing wypadają kapitalnie. Głosy można też przestawić sobie na angielskie. Brzmią nieźle, ale w moim odczuciu wybijają z klimatu. Polskiej wersji, nawet kinowej, niestety brak.

Miło mi też zakomunikować, że choć grałem na Switchu, to nie uświadczyłem żadnych problemów technicznych czy nawet zbyt częstych spadków klatek, co w przypadku tej konsoli nie jest akurat niczym pewnym. W zasadzie jedyne zgrzyty pojawiały się, kiedy na morze przeciwników spadała nawałnica rakiet, co skutkowało drobnymi przycinkami. Było to jednak tak rzadkie i trwało na tyle krótko, że wspominam o tym wyłącznie z obowiązku. 13 Sentinels: Aegis Rim przez lwią część czasu działa zatem stabilnie, a i żadnych błędów również nie powinniście uświadczyć.

Dla fanów japońszczyzny jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. 13 Sentinels: Aegis Rim to niezwykle ambitna produkcja, która – co najważniejsze – w pełni spełnia ambicje swoich twórców. Można narzekać na mało wyszukaną rozgrywkę i prezentację trybu Destruction, ale to zaledwie kropla dziegciu w morzu fabularnego i artystycznego miodu, który skrywa w sobie ta niepozorna produkcja.

Komentarze

Popularne posty