Tydzień 6 (Deus Ex GO, Mighty No. 9, Claire: Extended Cut, Westerado: Double Barreled)
W tym tygodniu tygodniu tekst później niż zwykle, a to dzięki przymusowym lekcjom tańca towarzyskiego. Spróbowałbym tylko wymówić się korektą tekstu i jego wstawieniem na stronę to zeszłotygodniowy wpis okazałby się prawdopodobnie wpisem ostatni. Na szczęście, udało mi się wyrobić dzisiaj, więc wciąż trzymamy się ustalonej rozpiski. Poniżej przyjdzie wam zatem przeczytać głównie o mniejszych bądź większych kasztanach, z których to wybija się jedynie Westerado, czyli tekst ostatni. Są to wszystko raczej krótkie i małe giereczki, ale myślę, że warto o nich przeczytać, bo a nuż kogoś zainteresują. Zapraszam!
Deus Ex GO (Android)
Logiczna
Square Enix Montreal, 2016r.
Gra dostępna również
na: iOS, PC, Windows 10 Mobile
Przywodzi
mi to na myśl jakąś misję poboczną wyjętą z Mankind Divided lub Human
Revolution i przerobioną na mobilną grę logiczną. Gameplayowo nie ma to
oczywiście nic wspólnego z żadną z powyższych tytułów, bo bliższym prawdy byłoby
powiedzieć, że gra ta należy bardziej do serii GO niż Deus Ex. Ograłem bowiem
już wszystkie trzy „logiczniaki” od Square Enix, czyli wydaną wcześniej Larę
Croft oraz Hitmana, i muszę przyznać, że wszystkie trzy opierają się na tych
samych zasadach i wymagają od gracza odszukania poprawnej kombinacji ruchów
umożliwiającej dostanie się z punktu A do B. Zmiany pomiędzy poszczególnymi
wydaniami sprowadzają się do drobnych modyfikatorów rozgrywki, w tym wypadku jest
to hakowanie, poza tym, jest to to samo z nałożoną nową skórką.
Są
jednak absolutnie dobre i, jak na gry logiczne przystało, wymagają odrobiny
pogłówkowania. Taki również jest Deus Ex GO, który ma jednak coś, co odróżnia
go od swoich poprzedników. Mianowicie, zaimplementowano tutaj fabułę. Stąd też
to odniesie do misji pobocznych z „dużych” Deusów na początku tekstu. Adam
Jensen zostaje wysłany przez swojego przełożonego do rezydencji miliardera
Sashy Novaka w celu odbicia go z rąk terrorystów. Później, jak przystało na gry
z tej serii, wszystko się komplikuje i Jensen, po raz kolejny, wplątuje się w
sieć intryg i spisków. Co więcej, wydarzenia przedstawione w Deus Ex GO
stanowią swoisty prequel do Mankind Divided, o czym dowodzi pojawienie się
niektórych postaci. Nie jest to jednak żadne wprowadzenie, historia jest
oderwana od reszty wydarzeń z serii. Niemniej jest to przyjemny zabieg i
wartość dodana do świetnej gry logicznej.
Mighty No. 9 (PlayStation 4)
Side-scroller
Comcept + Inti Creates, 2016r.
Gra dostępna również
na: Xbox 360, Xbox One, PlayStation 3, WiiU, PC
To,
jak tytuł ten był hype’owany i jak, koniec końców, się przez to wygrzmocił,
jest naprawdę ujmujące. Nigdy nie grałem w oryginalnego Mega Mana, zatem fala
przedpremierowych zachwytów nad duchowym spadkobiercą serii spod ręki
oryginalnego twórcy była dla mnie niezrozumiała. Miało być to kolejne cudowne
dziecko Kickstartera i nostalgiczny powrót do dzieciństwa wielu graczy. A potem
gra wyszła. No, i okazało się, że wcale nie jest tak różowo jak być miało.
A
przynajmniej tak słyszałem, bo nie mam Mighty’ego do czego porównywać jako, że
stanowi on moje pierwsze spotkanie z jakimkolwiek produktem megamanopodobnym.
Toteż zasiadłem do konsoli wyłącznie ze wspomnieniami fali gówna, jaka wylała
się na tę grę po jej premierze dwa lata temu. No, i po raz kolejny nie wiem,
czy to giereczkowo nie umie into niebinarne ocenianie, czy to ze mną jest coś
nie tak, bo Mighty No. 9 całkiem mi się podobał. Majstersztyk to to nie jest,
broń Boże, ale całkiem fajny i przyjemny tytuł na parę godzin już jak
najbardziej. Tak się zastanawiam, czy nazwać go cholernie wymagającym, bo taki
właśnie bywa, ale chyba nie mogę tego zrobić. Prawda jest taka, że Mighty jest
bardzo nierówny pod względem poziomu trudności i podczas gdy czasem ma się
ochotę ciepnąć w telewizor laczkiem, to chwilę potem przechodzisz w pół godziny
czterech bossów, czyli 1/3 gry w zasadzie.
Balansu
brakuje praktycznie przy każdej mechanice gry. Niektóre ze zdobywanych broni są
w użyciu cały czas, innych praktycznie nie widziałem na oczy. To samo z
projektem poziomów, z morza przeciętności wyłania się kilka naprawdę ciekawych
perełek, które niestety kładzie fakt, że naszpikowane są ukrytymi i w żaden
sposób niesygnalizowanymi pułapkami, więc często nawet najbardziej
spostrzegawczy gracz MUSI zginąć przy pierwszym podejściu. Fabularnie również
jest okropnie nierówno. Z jednej strony jest to zwykła opowiastka o tym, jak to
roboty w całym mieście nagle oszalały, a Beck (tytułowy Mighty o numerze 9)
jako jedyny nietknięty blaszak musi uratować swoich przyjaciół/rodzinę/kolegów
po fachu. Z drugiej natomiast, momentami Mighty No. 9 aspiruje do bycia czymś więcej i wprowadza
przeróżne plot-twisty czy dorzuca pełen dramaturgii wątek jednego z
pomagających nam profesorów. Tyle, że większość z tych zagrywek do niczego nie
prowadzi, a przedstawienie ich za pomocą pół-statycznych cut-scenek (postacie
tylko gibią się na boki, nawet ustami nie ruszają) nuży i wysyła oglądającego w
świat jego własnych myśli. No, nie wyszło chłopakom. Niemniej, gra się w to
całkiem okej i niektóre walki z bossami dają dużo satysfakcji po ich
ukończeniu, więc powiedziałbym, że przy okazji jakieś fajnej promocji warto
sprawdzić.
Claire: Extended Cut (PlayStation Vita)
Survival Horror
Hailstorm Games, 2016r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Xbox One, PC
Kolejna
mobilka w tym tygodniu, tym razem pod postacią pixel-artowego survival horroru
mocno i dosyć widocznie inspirowanego serią Silent Hill. Główną bohaterką jest
tytułowa, zajmująca się matką w stanie katatonii, Claire, które w momencie
wyjścia po kawę przenosi się do innego wymiaru, z którego to, jak się zapewne
domyślacie, musi się wydostać. Jestem przekonany, że wpadliście też już na to,
że za tym wszystkim stoi oczywiście jakaś większa historia pełna dramatycznych
wydarzeń. Jeżeli tak, to macie rację, bo główną osią Claire jest odzyskanie
wypartych wspomnień i odszyfrowanie powodu, z którego naszą protagonistkę
uwięziono w świecie horrorów. Byłem strasznie zaskoczony, jak intrygująca jest
to gra, szczególnie, że nie spodziewałem się po niej zupełnie niczego.
Niestety,
pod sam koniec okazało się, że wszystkie moje pytania i teorie nie znajdą odpowiedzi,
bo nie uzyskałem prawdziwego zakończenia, ale jedno z wielu niekanonicznych.
Natomiast jestem w stanie stwierdzić, że jest to przede wszystkim, kolejna po
Rime, opowieść o pogodzeniu się z nie tyle stratą, co traumatycznymi przeżyciami,
podszyta potrzebą odkupienia. Tutaj miałem napisać „…oraz pozostawienia
przeszłości w przeszłości”, ale kompletnie nie współgrają z tym dusze innych
uwięzionych osób, które proszą nas o pomoc w rozwiązaniu jakiejś sprawy, np.
odnalezienia naszyjnika ze zdjęciem, który przywraca starszej pani wspomnienia.
Z drugiej strony, inna dusza „rusza dalej” po tym jak zapewnimy ją, że już jest
bezpiecznie, a zagrożenie z przeszłości minęło. Tak jak na to patrzę to mam
nieodparte wrażenie, że historia tego tytułu to jeden wielki salceson, w którym
niby wszystko pasuje, ale nigdy nie możemy być do końca pewni co właśnie
obserwujemy. Jest to niezbyt spójne i często można poczuć się zagubionym i niepewnym,
co tak naprawdę się robi, po co i gdzie w ogóle się akurat przebywa.
Szczególnie
to ostatnie to koszmar, bo wszystkie pomieszczenia wyglądają identycznie, a
sama gra jest przeokropnie ciemna, co z jednej strony nadaje miłego mrocznego
klimatu, ale z drugiej utrudnia dostrzeżenie czegokolwiek, szczególnie na małym
ekranie Vity. Szlag trafiał mnie też z tym jak zaprojektowane są pomieszczenia,
bo wyobraźcie sobie, że gra dzieje się na dwuwymiarowym planie, ale układ
pomieszczeń jest już trójwymiarowy. Oznacza to, że stojąc na środku korytarza
drzwi do innych pomieszczeń z perspektywy gracza znajdują się przed, za oraz
obok postaci. Co więcej, przechodzenie przez drzwi jest okropnie
dezorientujące, bo raz po wejściu do nowej lokacji poruszać musimy się w lewo,
ale innym razem już w prawo. Przez to wszystko nigdy nie byłem pewien czy w
danym pomieszczeniu już byłem, czy widzę je na oczy po raz pierwszy w życiu. A
już jak para drzwi znajdowała się tuż obok siebie, a potrzebowałem akurat
wrócić to ło panie, loteria. Niby drzwi przed postacią są lekko przeźroczyste,
ale ciemność gry w połączeniu z rozmiarami kieszonsolki sprawiają, że ni
cholery tego nie widać.
Westerado: Double Barreled (Xbox One)
Strzelanka
Ostrich Bandidos,
2015r.
Gra dostępna również
na: PC, Mac
Obawiałem
się, że tydzień ten będę musiał ochrzcić tygodniem kasztanów, bo poprzednie
tytuły, choć wszystkie poprawne, a w przypadku Deusa nawet bardzo dobre, nie są
niczym specjalnym, o czym mógłbym rozpisywać się pełen zachwytów nad przygodą,
której mi dostarczyły. W tym miejscu wkracza Westerado, czyli absolutnie
fantastyczna podróż na Dziki Zachód pełen kowbojstwa, bandyctwa i wszystkiego,
co tylko wyjąć da się z klasycznych westernów. Toteż wcielamy się w syna
zamordowanej matki i nieznanego ojca, oraz brata zamordowanego brata, który
poszukuje mordercy swoich bliskich. Fabularne zawiłości tutaj się, co prawda,
kończą, ale pierwsze skrzypce w tym tytule odgrywa świat gry.
Bowiem,
aby odnaleźć mordercę i dokonać zemsty musimy skompletować poszlaki, które
ujawnią nam, jak skubaniec wyglądał, co z kolei pozwoli nam rozpoznać go na
mapie gry (bo jest on jednym z wielu mieszkańców świata). Jednak na Dzikim
Zachodzie nie ma nic za darmo, więc aby owe poszlaki zdobyć, będziemy musieli
pomóc a to zwykłym miastowym, a to ranczerom, a to nawet Indianom. Właśnie to
robi całą grę. Masa wątków pobocznych, które choć zazwyczaj ze sobą
niezwiązane, potrafią na siebie wpłynąć. Z kolei dowolność w wykonywaniu zadań
sprawia, że gra ma potencjał na potoczenie się diametralnie inaczej z każdą
rozgrywką. No, i możemy również po prostu wyrżnąć całą populacje stanu. W końcu
któryś musiał być mordercą, nie? Wszystko to prezentowane jest z dużym
przymrużeniem oka i dużą dawką humoru, co tylko uprzyjemnia rozgrywkę.
Szczególnie,
że w aspekcie warstwy audiowizualnej jest cudnie. Mimo zastosowania pixel-artu
gra wygląda ślicznie i momentami potrafi uraczyć jakimś ładnym widoczkiem (jak
widać na załączonym obrazku). Muzyka natomiast to chyba jeden z moich
ulubionych soundtracków z giereczkowa. Utwory skomponowane na potrzeby
Westerado idealnie budują westernowy klimat i pozwalają jeszcze bardziej
zanurzyć się w świecie gry. Zdecydowanie polecam zapoznać się z nim choćby na
YouTube, a sam tytuł to w moim mniemaniu must-have, zwłaszcza, że drogo za
niego nie wołają.
Komentarze
Prześlij komentarz