Tydzień 21 (The Awesome Adventures of Captain Spirit, Need for Speed: Payback)
Pozwólcie,
że zaczniemy dzisiaj powolutku krótkim tekstem o jeszcze krótszej grze, a właściwie
niezależnym demie innej gry. Mowa, o The Awesome Adventures of Captain Spirit,
czyli prologowi Life is Strange 2. Zajawianie
tej pozycji jest o tyle trudne, że sam tekst jest niezbyt obszerny, bo i sama
gra jest tyciością. Zatem, lepiej będzie, jeżeli sami przekonacie się, z czym
Kapitana Duszka się je (jakkolwiek by to nie brzmiało) zapoznając się z tekstem
poniżej. Natomiast później, przeczytacie już więcej o zeszłorocznej odsłonie serii
Need for Speed, czyli Payback, który bardzo niefortunnie wstrzelił się z
premierą w środek afery loot boxowej, przez co oberwało się i jemu. Ale czy to
oznacza, że jest to gra zła? Nie wiem. To znaczy, wiem, ale nie powiem. Musicie
sami przekonać się o tym czytając poświęcony mu rozdział dzisiejszego wpisu.
Psikus
życia. Nie ma dziś żadnych materiałów dodatkowych, bo z pewnych przyczyn nie
wyrobiłem się z ich produkcją, ale powinny pojawić się w ciągu tego tygodnia, a
ja „zapdejtuję” wtedy wpis.
The Awesome Adventures
of Captain Spirit (Xbox
One)
Przygodówka
Dontnod Entertainment,
2018r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Windows
Oto przed wami proces tworzenia superbohaterskiego stroju |
Podoba
mi się idea wydawania przedpremierowo darmowych prologów gier. Jest to świetny
sposób na reklamę i przyciągnięcie potencjalnych nowych klientów przy
relatywnie niskim koszcie. Tym też właśnie jest Captain Spirit, czyli
zapowiedziana w trakcie tegorocznego E3 krótka historyjka chłopca, który od
problemów ucieka w świat fantazji. Przede wszystkim jest to prolog ujawnionej
niedawno drugiej części fantastycznego Life is Strange. Jeżeli dwójka będzie
wyglądać i opowiadać historię tak samo dobrze jak prolog – jestem kupiony. Nie
chcę tu też zbyt dużo rozpisywać się na temat tej „gry”, bo do jej przejścia
wystarcza godzina, a fakt, że jest darmowa oznacza, że każdy z Was może
sprawdzić ją osobiście. Powiem tylko, że warto.
Need for Speed:
Payback (Xbox One)
Wyścigi
Ghost Games, 2017r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Windows
Jedno z aut odzyskanych ze szrotu. Zrobiłem z niego ternówkę. Tak, z garbusa. Da się. |
Mam
nowego ulubionego Need for Speeda. Od czasów Undergrounda 2 wszystkie kolejne
albo były okej, albo średnio mnie obchodziły. Jak wychodziły, to wychodziły.
Jak była roczna przerwa, to trudno. No, a potem na E3 2017 zobaczyłem Paybacka
i się zakochałem. Przepiękna grafika, otwarta mapa wzorowana na Nevadzie i
okolicach Vegas, oraz nacisk na fabułę przypominającą Szybkich i Wściekłych. „To
nie może się nie udać” – myślałem. No, a potem wyszedł i trafił pod nóż przeciwników
loot boxów. Ależ ja się nasłuchałem, że paczki, że pod koniec trudna i trzeba
kupować. Nie powiem, zasmuciło mnie to, bo wiązałem z tym NfSem spore nadzieje.
Na szczęście, trafił ostatnio do EA Access, więc mogłem sprawdzić, jak jest
naprawdę.
Co
się okazuje, loot boxy faktycznie są, ale w żadnym momencie nie czułem
potrzeby, aby jakikolwiek kupić. Ba, przez większość gry nawet nie wiedziałem,
w którym miejscu w menu się one znajdują. Co więcej, w ciągu gry nazbierałem
tyle pieniędzy, że pod jej koniec miałem około dwóch milionów dolarów, przy
czym najdroższy możliwy do zakupienia w tym momencie samochód kosztował
900.000. Także ze środkami na ulepszenie fury nie było w razie konieczności
najmniejszych problemów.
Z
resztą nawet, gdyby te loot boxy były bardziej natarczywe, byłbym w stanie to
Paybackowi wybaczyć, bo… o matko, jakie to jest dobre. Fabularnie jest w sumie
standard, jeżeli o takie historie chodzi. Zostajemy zdradzeni przez naszego
dotychczasowego wspólnika, co zmusza nas do ścigania się o sprawiedliwość i
uczciwość. To, że mordujemy przy okazji dziesiątki policjantów (przekupnych,
prawda, ale wciąż są to ludzie) przemilczmy. W końcu historię piszą zwycięzcy. Jak
to osiągamy? Pokonując poszczególne ekipy ścigantów, aby dostać się do Outlaw’s
Rush, czyli czegoś w rodzaju mistrzostw nielegalnych wyścigów. Wygrana ma
oznaczać, że uczciwa jazda i skill dają więcej niż ustawianie wyścigów. No,
głupie to, ale wydarzenia po drodze do finału są jak najbardziej ekstra.
W
końcu poza zwykłymi wyścigami (w tym tymi na ¼ mili, off-roadowymi i driftem)
pobawimy się w kotka i myszkę z policją lub członkami złej organizacji zwanej
The House. Co jakiś czas wykonamy też kilka bardziej złożonych misji, których
najlepszym przykładem jest ta z zapowiedzi gry, w której to musimy przejąć
ładunek pędzącej autostradą ciężarówki. Ładunkiem jest Koenigsegg Aegera –
przesiadka ze starego pierdziela na supersamochód to jak wejście w inny wymiar.
Z resztą, tak naprawdę czymkolwiek nie pędzilibyśmy szosami Fortune Valley to
zabawa i tak będzie przednia. Mój ulubiony odcinek mapy to ciągnąca się przez
jej całą szerokość autostrada wiodąca przez pustynię. Wokół tylko piach, przed
nami kilometry drogi (tak około piętnastu), a w radiu plumka rock (lub rapsy,
ale i tak cieszy mnie większa liczba rockowych piosenek, które brzmieniem nie
przypominają Nickelbacka) – cudo. W zasadzie to przez całą grę miałem
skojarzenia z The Crew, bo Payback to tak naprawdę taka jego miniaturka.
Otwarta, całkiem zróżnicowana mapa, szukanie zdezelowanych samochodów i
budowanie z nich buildów przystosowanych do różnych stylów jazdy, a nawet
system tuningu oparty na kartach. Jako, że The Crew nieziemsko mi się podobało,
to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić najnowszego „ned for speda”.
Ma parę drobnych problemów, ale całość wciąż broni się bez najmniejszych
problemów. Fantastyczna gra.
Pykmiś na YouTube
Pykmiś na YouTube
Komentarze
Prześlij komentarz