Tydzień 26 (Homefront: The Revolution - The Voice of Freedom, Extreme Exorcism, Absolver, DiRT Rally, Zombie Army Trilogy)
Mam
wrażenie, że w tym tygodniu każdy znajdzie coś dla siebie, bo przekrój tytułów
jest naprawdę różnorodny. Jeżeli lubicie strzelanki i podobał wam się
Homefront: The Revolution, to zainteresować was może krótki tekst poświęcony
pierwszemu dodatkowi do niego, zatytułowanemu The Voice of Freedom i
stanowiącemu swego rodzaju wprowadzenie do historii podstawki. Jeżeli zaś
preferujecie strzelanki bardziej wymagające oraz kładące nacisk na współpracę
między graczami, Zombie Army Trilogy to coś dla was. Wariacja na temat
drugowojennej gry snajperskiej i survival horroru w kooperacji do czterech
graczy. Nie jest łatwo, a sama gra wymaga precyzji w celowaniu, ale za to
wynagradza dając graczowi mnóstwo satysfakcji.
Trzecia
strzelanka jest już bardzo inna niż pozostałe dwie, bo utrzymana jest w
stylistyce znanej wielu z czasów, kiedy to w polskich domach królował Pegasus.
Zamieniamy zatem trójwymiar na perspektywę 2D i przyglądamy się radosnemu i
niewymagającemu większego pomyślunku Extreme Exorcism, w którym zabijamy duszki
na punkty. Nie znajdziecie tutaj angażującej opowieści czy wodotrysków
graficznych, ale na leniwy wieczór przy piwku jest to tytuł w sam raz.
Natomiast
dla fanów relatywnie młodego gatunku soulslike – Absolver. Zeszłoroczny tytuł z
całkiem rozbudowanym systemem walki wręcz i, okazjonalnie, broni białej.
Historia świata nie jest opowiadana wprost, ale ukryta w zdawkowych dialogach i
opisach przedmiotów. Toteż najlepiej podchodzi się do Absolvera wieczorem z
kubkiem herbaty lub lampką wina. Wtedy to właśnie zupełnie inaczej odbiera się
przemierzany przez nas tajemniczy świat.
A
na koniec jeden z najbardziej wymagających i zdecydowanie najlepiej wyglądający
symulator rajdów, czyli DiRT Rally. W pewnym sensie jest to duchowy
spadkobierca słynnej już serii Colin McRae Rally, chociaż w praktyce DiRT do
niej należy. Wszak pierwszy DiRT sygnowany był nazwiskiem rajdowca aż do jego
tragicznej śmierci. Rally to z kolei przypomnienie, że Codemasters to
faktycznie mistrzowie kodu i znają się jak nikt inny na robieniu gier o
jeżdżeniu samochodem.
Zapraszam!
Homefront: The Revolution – The Voice of Freedom
(Xbox One)
Dambuster Studios,
2016r.
Dodatek dostępny
również na: PlayStation 4, Windows
Czasami
wydawane są dodatki tłumaczące wydarzenia, które tak naprawdę nie potrzebują
wyjaśnienia. W tym wypadku mamy okazję spojrzeć na wyniszczone
północnokoreańską okupacją Stany poprzez oczy samego Benjamina Walkera, głosu
rewolucji i gościa, który zostaje pochwycony tuż na samym początku podstawki. W
zasadzie jedynym sensem istnienia tej krótkiej, bo półgodzinnej kampanii jest
odpowiedzenie na pytanie: dlaczego główny bohater Homefront: The Revolution
został przez Benny’ego Walkera uratowany przed pewną śmiercią? Poza tym
znajdziecie tutaj raczej niewiele. Co prawda, do uniwersum zostaje wprowadzony
gang bandycki i morderczy znany pod nazwą „90” lub „nine-ohs”. Czy jest to
wątek intrygujący, interesujący i porywający? Nie, nie jest. Jest, bo jest. A
mógłby nie być. Chcę przez to powiedzieć, że The Voice of Freedom to
półprodukt. Fabuła jest na odwal się, bo w zasadzie opiera się na próbie
przedostania się Walkera i grupki rebeliantów do Filadelfii, tyle. Rozgrywka
natomiast jest nieziemsko wręcz liniowa i toczy się na raczej
klaustrofobicznych mapach. Powiem więcej, jej zdecydowana większość toczy się w
tunelach metra. Ciemnych. Także orgazmu wizualnego nie uświadczycie. W skrócie,
szkoda kasy.
Extreme Exorcism (PlayStation 3)
Arena Shooter w 2D
Golden Ruby Games,
2015r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Xbox One, Wii U, Windows, MacOS
Niby
to fajne i przyjemne, ale z drugiej strony nie jest to coś, co normalnie bym
polecał. Extreme Exorcism to w zasadzie klasyczny przedstawiciel indyczego
rodu. Spodziewać należy się zatem pixel-artu, braku fabuły i mocno arcade’owego
podejścia do rozgrywki. Nie są to w żadnym wypadku cechy złe, bo przecież gry
indie mają oddane grono fanów, ale jednak sprawia to, że niezbyt mogę ów twór
traktować poważnie. Myślę o nim raczej, jako o giereczce, a nie grze.
Niemniej,
jako giereczka Extreme Exorcism sprawdza się całkiem nieźle. Bez owijania w
bawełnę wrzuca nas do nawiedzonego domu i nakazuje odprawianie egzorcyzmów przy
pomocy broni wszelakiego rodzaju (w nasze pikselowe łapki oddane są m.in. kije
bejsbolowe, pistolety automatyczne, a nawet pioruny Zeusa). Psikus polega na
tym, że uzbrojenie musimy najpierw znaleźć, co trudne nie jest, bo co jakiś
czas kolejna „brońka” pojawia się w odpowiednio oznaczonych miejscach na mapie.
Dopiero wtedy możemy przejść do mordowania kolejnych fal przeciwników, choć
wystarczy skupić się na tych noszących koronę. Zabicie takowego automatycznie
kończy falę i rozpoczyna kolejną. Tu pojawia się psikus, bo każdy zabity
król-duszek wraca w kolejnych falach naśladując nasze ruchy z poprzedniej.
Oznacza to, że jeżeli skakaliśmy jak dzika małpa i nasz cel ustrzeliliśmy z
dubeltówki, w kolejnej rundzie nowy duch będzie zachowywał się identycznie.
Zatem, jeżeli nie będziemy ostrożni, to możemy sobie mocno utrudnić zadanie.
W
teorii brzmi to interesująco, ale w praktyce formuła ta nigdy się nie zmienia,
więc bardzo szybko robi się powtarzalnie i nużąco. Sytuację nieco ratuje
obecność kanapowej kooperacji, chociaż z drugiej strony jest wiele ciekawszych
tytułów na to pozwalających. Mój werdykt brzmi: jak dadzo za darmo, to brać.
Jak ni, to też można, ale nie trza.
Absolver (PlayStation 4)
Mordobicie/Soulslike
Sloclap, 2017r.
Gra dostępna również
na: Xbox One, Windows
W
pewnym sensie jest to tytuł podobny do Dark Souls. Nie chodzi tutaj jednak o
wysoki próg wejścia, a o to, jak się Absolvera odbiera. Otóż, zostajemy rzuceni
w wyglądający na lekko postapokaliptyczny świat bez żadnych informacji o nim.
Jedyne, co wiemy to to, że jesteśmy poddawani próbie polegającej na przemierzeniu
świata gry i pokonaniu dziewięciu Naznaczonych. Jeżeli się nam powiedzie,
otrzymamy tytuł Absolvera i będziemy mogli kontynuować naszą przygodę
zakładając własną szkołę sztuk walki, bo to właśnie wokół walki wręcz wszystko
się kręci.
Jest
ona z resztą bardzo rozbudowana i, jeżeli chcemy, możemy spędzić mnóstwo czasu
doskonaląc naszą listę ruchów, które to ułożymi w dowolnej kolejności dla
każdej z czterech postaw. Oczywiście, możemy to kompletnie zignorować i śmigać
wyłącznie z podstawowymi atakami. Bez problemu da się w ten sposób ukończyć
Absolvera, ale jeżeli gra wam się spodoba, to bez wątpienia wtopicie mnóstwo
czasu w pozyskiwanie kolejnych ciosów i wykonywanie opcjonalnych wyzwań.
Zwłaszcza, że Absolver bardzo mocno stawia na grę online. W świecie gry, poza
wrogimi NPCami, można natknąć się na innych graczy, którzy bynajmniej nie
zawsze witają nas chlebem i solą. Niemniej, zdarzają się bardziej przyjazne
przypadki, co poskutkować może utworzeniem tymczasowego sojuszu i wspólnemu
zmierzeniu się z kolejnym Naznaczonym. Wszystko to odbywa się w locie, bez
żadnych loadingów czy czekania w lobby. Ot, proponujemy kooperację napotkanemu
graczowi, a on zgadza się lub nie.
Nawet,
jeżeli gramy samemu, to jest to niesamowicie przyjemna gra. Niby brzmi to dosyć
pokracznie w kontekście, bądź co bądź, mordobicia, ale jest coś relaksującego i
nawet romantycznego w wizji podróżowania przez wyniszczony nieznanym nam
kataklizmem świat i poszukiwanie kolejnych przeciwników. To samo czułem grając
po raz pierwszy w Demon’s Souls i Dark Souls, bo zarówno w nich, jak i w
Absolverze skrawki informacji o fabule otrzymujemy poprzez sporadyczne dialogi
oraz opisy przedmiotów. Podobać też może się stylistyka gry. Modele postaci są
lekko uproszczone, jakby pozbawione pewnych detali, a całość utrzymana jest w
pastelowych kolorach. Potęguje to poczucie fantastyczności i tajemniczości tego
świata, co zdecydowanie przemawia na plus.
DiRT Rally (Xbox One)
Rajdy
Codemasters, 2015r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Windows, Linux*, MacOS*
Nawet
nie próbuję udawać, że jest to tytuł skierowany do mnie. Co prawda, lubię
wyścigi, zwłaszcza te z deka bardziej symulacyjne. Lubię też te na licencji WRC.
Za dzieciaka ogrywało się przecież Coliny McRae, a później również i
wcześniejsze DiRTy. Niemniej, żadna Forza, żadne Gran Turismo, żaden Colin nie
umywają się do DiRT Rally pod względem symulacji. To gra stworzona dla ultrasów
– ludzi, którzy w gry wyścigowe grają w fotelu kubełkowym i kasku, a do
komputera podłączony mają cały samochód. Często mówi się, że nie powinno się do
tego tytułu podchodzić bez uprzedniego zaopatrzenia się w kierownicę. Ciężko mi
się nie zgodzić, skoro moje próby wojowania kolejnych OSów przy pomocy
Xboxowego pada bardzo często kończyły się fikołkami, piruetami oraz innymi
manuetami. To znaczy, przejechanie trasy to żaden problem. Trudnością w DiRT
Rally jest ukończenie mistrzostw na podium, aby awansować do kolejnych.
Przyznam, że udało mi się osiągnąć to tylko raz i to po dwóch próbach. Później
moja skuteczność mocno spadła. Może to wina braku odpowiedniego sprzętu, może
mojego braku umiejętności, a może obu. Wiem tylko, że fani sportów motorowych
odnajdą się w DiRT Rally jak ryba w wodzie.
Pozostali
też mogą pojeździć, jeżeli nie przeszkadza im wizja niewygrywania wyścigów.
Zwłaszcza, że mogą odetchnąć od rajdów biorąc udział w street crossie lub
wyścigach uphillowych. Nie da się też nie zauważyć, że DiRT Rally wygląda
najzwyczajniej w świecie przepięknie. Do tego stopnia, że aż można go pomylić z
prawdziwością. Zatem warto zagrać w niego dla samych widoków, bo ośnieżona Szwecja,
górzysta i spalona słońcem Grecja, a nawet deszczowa i błotnista Walia
wyglądają oszałamiająco.
*przeportowana przez Feral Interactive
Zombie Army Trilogy (Xbox One)
Coopowa strzelanka
Rebellion Developments, 2015r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Windows
Każdy
zgodzi się, że Adolf Hitler to najbardziej znienawidzona przez świat postać
historyczna. Któż mógłby być gorszy od człowieka odpowiedzialnego za śmierć
milionów ludzi? Odpowiedź okazuje się być bardzo prosta, a udziela jej nie kto
inny, jak Rebellion Developments, autorzy serii drugowojennych gier
snajperskich Sniper Elite. Brzmi ona: zombie Hitler. Brzmi jak historia
tandetnego horroru klasy Z i w zasadzie tym właśnie jest. Była to w końcu
jedynie wymówka, aby postrzelać wraz z kolegami do nieumarłych nazistów w
Zombie Army Trilogy, kolekcji dwóch samodzielnych dodatków Nazi Zombie Army do
Sniper Elite V2 wzbogaconej o nową, trzecią kampanię, która stanowi zwieńczenie
trylogii.
Przestrzegam,
że nie warto podchodzić do tego tytułu bez przynajmniej jednego kompana. Zombie
Army Trilogy stawia bardzo mocno na współpracę i to właśnie, gdy gramy online
pokazuje swoje pazurki. W singlu grać się niby da, ale zamiast radosnej, choć
pompującej adrenalinę rozwałki, dostajemy żmudne przestrzeliwanie się przez
kolejne hordy zombie nazistów. Dodatkowo, bardzo szybko rośnie poziom trudności
i nie wyobrażam sobie, jak mógłbym ukończyć wszystkie kampanie w pojedynkę,
chociaż przez sam finał przebrnąłem jakimś cudem sam po tym, jak wypięło się na
mnie moich dwóch nieznajomych współtowarzyszy z Internetu. Dlatego też
zalecałbym zachęcenie do zagrania znajomych, randomowi gracze są zbyt
nieprzewidywalni, a i dosyć ciężko ich teraz spotkać. Gra nie cieszy się
widocznie zbyt dużą popularnością, więc czasami musiałem czekać po kilkanaście
minut na pojawienie się kogoś chętnego do wspólnej zabawy
Kiedy
jednak już się kogoś znajdzie, Zombie Army Trilogy okazuje się być całkiem
przyjemną oraz wymagającą grą. Jako, że tytuł ten został zbudowany na
fundamentach gry, w której główną bronią bohatera jest karabin snajperski,
tutaj też najlepiej się on sprawdza. Jeżeli nie potraficie sadzić szybkich
headshotów przy pomocy snajperek, to ZAT szybko was tego nauczy, bo inaczej
sobie nie poradzicie. Co prawda, można kłaść wrogów strzelając im w tułów, ale
wymaga to większej liczby pocisków, a sam przeciwnik może jeszcze jeden raz
powstać z martwych.
Widać
też wyraźnie różnice pomiędzy pierwszymi dwiema kampaniami stworzonymi jeszcze
na PS3 i X360, a nową kampanią wykorzystującą moc One’a i PS4. Te pierwsze są
widocznie uboższe i w większości stanowią zmodyfikowane poziomy ze Sniper Elite
V2. Rozpoznać, między innymi, można fabrykę rakiet V2 czy dworzec kolejowy.
Nowe mapy to już inna para kaloszy. Największą zmianą jest jednak pojawienie
się postaci niezależnych, z którymi często można porozmawiać lub nawet
zastrzelić, co kończy się odjęciem punktów oraz strzelaniną. Wyobraźcie sobie
zatem moje zdziwienie, kiedy to odkryłem. Trochę mi się głupio zrobiło.
Komentarze
Prześlij komentarz