Tydzień 29 (King Oddball, Yoostar 2: In the Movies, A.D. 2044, Sołtys, Skaut Kwatermaster)
Nie
da się ukryć, że wpis ten może zainteresować przede wszystkim fanów klasycznych
przygodówek point’n’click, bo to właśnie one zajmują jego większą część. Co
więcej, wszystkie trzy zostały wypuszczone przez rzeszowskie LK Avalon.
Pierwszą i zarówno najnowszą z nich jest A.D. 2044, nieoficjalna growa
adaptacja Seksmisji w pełnym trójwymiarze z bardzo filmowymi przejściami i
ciekawymi ujęciami kamery. Bez wątpienia tytuł brzmiący ciekawie, ale czy jest
tak faktycznie? Pozostała dwójka to już sprawdzona grafika 2D i nacisk na
humor. Szczególnie, jeżeli mówimy o Sołtysie, bo zainspirowany został kawałami
o wsi Poraż. Skaut Kwatermaster natomiast to już twór niezależny, w którym
wcielimy się w nastoletniego harcerza-hochsztaplera.
Powraca
kącik kinectowy przy okazji Yoostar 2: In the Movies – gry pozwalającej wcielić
się w postaci z Waszych ulubionych filmów. Powiedziałbym, że jest to gra dla
kinomaniaków, ale prawda jest taka, że nie jest to gra dla nikogo. Żeby jednak
dowiedzieć się, dlaczego tak uważam, będziecie musieli przeczytać poświęcony
jej tekst.
Dawno
nie było też nic na Vitę, więc warto odkurzyć ją zaskakująco ciekawym King
Oddball, czyli wariacji na temat Angry Birds. Gra dostępna jest również na
wiele innych platform, w tym na duże konsole, ale bez wątpienia jest to tytuł
przeznaczony na urządzenia mobilne.
Zapraszam!
King Oddball (PlayStation Vita)
Coś podobnego do Angry
Birds
10tons, 2014r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 3, PlayStation 4, Xbox One, Switch, Windows, Mac, Linux,
Windows Phone, Android, iOS
W
życiu bym nie powiedział, że do opisania tego tytułu użyję słowa
„interesujący”. W zasadzie jest to przecież wariacja na temat Angry Birds z
mobilkowym rodowodem. Toteż cieszę się, że Sony postanowiło do Plusa wrzucić
właśnie wersję na Vitę, a nie jedną ze swoich stacjonarnych konsol, bo śmiem
wątpić, aby King Oddball nadawał się do gry na kanapie. Jest to raczej tytuł
idealny na podróż autobusem, kolejkę w banku, nudny wykład lub kibelek. W końcu
jest on pozbawiony jakiejkolwiek fabuły, więc nawet śmieszkując w tym samym
czasie z kolegami, nie tracimy nic. Wystarczy nam przecież wiedzieć, że
jesteśmy kamienną kulą z olbrzymią niechęcią do czołgów.
Na
tym też skupia się cała rozgrywka. Wisimy sobie wygodnie w powietrzu i huśtamy
na boki kamulcem zawieszonym na naszym języku. Naciśnięciem X lub pacnięciem w
ekran Vity puszczamy go, a ten leci w odpowiednim kierunku. Najlepiej byłoby,
żeby zniszczył jak największą ilość celów odbijając się od nich, ale czasem wystarczy,
jeżeli zniszczy jakąś przeszkodą, co stworzy efekt domina. Niesamowicie to
wciąga, zwłaszcza jeżeli nie mamy nic innego do roboty. Niemniej, trzeba
zaznaczyć, że sporo jest tutaj elementu losowego i choć można stać się lepszym
w ocenie odległości i trajektorii lotu pocisku, to bardzo często będziemy
restartować poziom, bo jedną z trzech posiadanych przez nas kul (dodam tutaj,
że zniszczenie trzech przeciwników jednym pociskiem lub trafienie samego siebie
przyznaje nam dodatkowy kamień) posłaliśmy w przestworza lub nie trafiła w nic
i leży sobie teraz leniwie gdzieś na mapie. Zatem, zależnie od naszego
szczęścia, kampania może trwać godzinę bądź pięć, ale taki średni czas trwania
to mniej więcej trzy godziny, co trzeba jeszcze rozwlec na kilka tygodni lub
nawet miesięcy używania komunikacji miejskiej czy też kabiny medytacyjnej.
Yoostar 2: In the Movies (Xbox 360 Kinect)
Odgrywanie scenek
Blitz Games Studios, 2011r.
Gra dostępna również
na PlayStation 3*
Niestety,
to właśnie z tym zazwyczaj kojarzony jest Kinect. Ciekawy pomysł, który
ciągnięty jest na dno przez niski poziom wykonania. Jeżeli jednak spojrzeć na
Yoostar 2 pod względem czysto teoretycznym – wizja odegrania scen ze swoich
ulubionych filmów lub seriali i możliwości obejrzenia później wyniku swojej
pracy brzmi super. No, tylko brzmi, bo w praktyce sporo nawyklinałem się w
stronę Kinecta. Zaufajcie mi, Yoostar 2 jest okropny, a nawet, jeżeli wolicie
przekonać się o tym na własnej skórze to przynajmniej upewnijcie się, że macie
Xboxa z dyskiem twardym (pendrive tutaj nie zadziała), bo inaczej nie będziecie
mogli nie tylko zapisać filmów, ale nawet ich obejrzeć, więc cały czar pryska.
Ale
to i tak pikuś, bo leży cała reszta. Już rzeczy tak fundamentalne jak menu są
mocno nieintuicyjne. Nie, nie wybiera się opcji poprzez trzymanie kursora nad
dużym kaflem. O nie, trzeba przesunąć rękę pod niego i trzymać na malutkiej
kropce. W samej grze nie jest lepiej, bo sensor ma dziwne problemy z poprawnym
odczytywaniem sylwetki i często gubi kawałek naszego zarysu lub dodaje nam
ścianę do brzucha. Nie lubi też włosów i potrafi je wyciąć, nawet, jeżeli jest
to broda. To jednak może być problem oświetlenia w danym momencie. Tym, co
wkurzało mnie najbardziej jest jednak problem ze zrozumieniem przez grę
wypowiadanych przez nas słów, przez co dostajemy opiernicz za nietrzymanie się
scenariusza. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem nativem i mój akcent nie jest
perfekcyjny, ale nikt nie wmówi mi, że po trzech latach studiów anglistycznych
nie potrafię poprawnie wymówić jedynego w scenie zdanka „hit it”. Zwłaszcza, że
wcześniej na pięć gwiazdek zaliczyłem scenę ze zdecydowanie większą ilością
słów do wypowiedzenia. No błagam…
Jeszcze
parę uwag na koniec tej tyrady. Niesamowicie ciężko jest zrobić w Yoostar 2
dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest gra we dwoje. Nie udało nam się wykminić tego
przez pół godziny, ale wychodzi na to, że nie każda ze scen jest do tego
przystosowana. Drugą rzeczą jest ustawienie Kinecta. Wydaje mi się, że powinien
znajdować się nad telewizorem, bo kiedy jest pod nim to my jesteśmy albo za
daleko, albo za blisko, więc trzeba cały czas krążyć po pokoju albo nawet
klękać, aby zmieścić się w konturach. Super gra.
*wymaga EyeToya
A.D. 2044 (Windows)
Przygodowa
LK Avalon, 1996r.
Gra dostępna również
na: Atari*, DOS*
Z
całą pewnością mogę teraz stwierdzić, że ani trochę nie tęsknie za wczesną
grafiką 3D. A.D. 2044 wygląda najzwyczajniej w świecie okropnie, ale trudno się
dziwić skoro pochodzi z ery, kiedy trójwymiar był w powijakach. W dodatku
zostało stworzone przez małe rzeszowskie studio. Toteż nie zamierzam czepiać
się tutaj warstwy graficznej, gdyż byłoby to zwyczajnie nie fair. Szczególnie,
że w tamtych latach efekt mógł się podobać. Zwłaszcza, że nawet dzisiaj same
lokacje wyglądają okej pomimo swojej sterylności. Warto też zobaczyć jak
wyglądają modele postaci humanoidalnych, bo są one przeraźliwie wręcz pokraczne.
Ale mniejsza…
Dużo
ciekawszy jest fakt, że A.D. 2044 to w pewnym stopniu adaptacja kultowej
Seksmisji Machulskiego. Fakt, nie jest oficjalna, ale, jak informują twórcy w
intrze, inspirowana filmem. Widać to bardzo wyraźnie, bo mamy do czynienia z
fabularną zrzynką. Kobiety przejęły władzę, a mężczyzn już nie ma. No, poza
nami. Trafiamy na postapokaliptyczną Ziemię w roku 2044 w wyniku katastrofy
kosmicznej. Naszą kapsułę ratunkową odnajduje jedna z kobiet, co kończy się naszym
uwięzieniem w celi podziemnej bazy. Naszym celem jest uciec. Ten, kto Seksmisję
oglądał wie dokładnie, jaki jest twist i jak zakończy się cała historia, bo to
naprawdę Seksmisja jeden do jednego. No, minus jacykolwiek bohaterowie poza
kilkoma robotami pojawiającymi się na ekranie na kilka chwil. Nie ma tutaj
dialogów, a jedyny komentarz do rozgrywki zapewniają nam monologi głównego
bohatera i sporadyczny narrator. Zatem dobrej opowieści tutaj raczej nie
znajdziecie.
Co
więcej, brak dialogów i rozmów sprawia, że wszystkie zagadki, którymi raczy nas
gra często sprawiają wrażenie ciężkich do domyślenia, np. jedna polegająca na
położeniu gazety na krześle, bo inaczej bohater na nim nie stanie. Z resztą
utrudnieniem jest też właśnie sposób poruszania się. Nie jest to klasyczna
przygodówka, w której przechodzimy postacią pomiędzy planszami. W A.D. 2044
poruszamy się pomiędzy wyznaczonymi ujęciami kamery na trójwymiarowej mapie.
Każdemu takie przejściu towarzyszy animacja przesuwającej się kamery, co daje
efekt płynności gry. Niestety sposoby dojścia do konkretnych miejsc bywają
kompletnie nieoczywiste. Najsłynniejszym jest to, w którym żeby znaleźć drewno
ukryte pod krzakiem znajdującym się na prawo od mostu prowadzącego do domu,
musimy wejść do rzeczki, przejść pod wspomnianym mostkiem, wyjść na brzeg i
cofnąć się. Stamtąd jednak na most można wrócić jednym kliknięciem. Nawet nie
wiedziałbym, że takie miejsce istnieje, gdyby nie poradnik. A jeżeli łudzicie
się, że rzeczy, które możemy kliknąć są w jakikolwiek sposób oznaczone, to
bardzo mi przykro, ale nie są. Trzeba jeździć kursorem po ekranie i szukać
odpowiedniego piksela, na którym jego ikonka zmieni się na inną.
*ośmiobitowa wersja z
1991r.
Sołtys (Windows*)
Przygodowa
LK Avalon, 1995r.
Gra dostępna również
na DOS
Wyobraź
sobie, drogi czytelniku, że jesteś potężnym sołtysem podkarpackiej wsi Poraż.
Pewnie myślisz, że każdy mieszkaniec Twojego sołectwa darzy Cię szacunkiem i
sympatią, a pod Twój dom przyjeżdżają delegacje z samego Sanoka. Jeżeli tak, to
muszę Cię mocno rozczarować. Nikt Cię nie szanuje, Twoja żona tłucze Cię
wałkiem po łbie, a na dodatek masz córkę tak szpetną, że jej narzeczony uciekł
sprzed ołtarza, przez co wylądowałeś na bruku dopóty, dopóki go nie
odnajdziesz. Tu zaczyna się twoja niedługa, acz przeurocza przygoda.
Sołtys
to zdecydowanie lepsza przygodówka LK Avalonu od tej opisywanej powyżej. Fakt,
zagadki również zazwyczaj są mocno abstrakcyjne, ale w tym wypadku nie
przeszkadza to praktycznie w ogóle, bo wpisuje się w satyryczną rzeczywistość
gry. Jeżeli znacie kawały o Porażu lub choćby Wąchocku to poczujecie się jak w
domu, bo to właśnie one stały się inspiracją dla Sołtysa. Chociaż tak naprawdę
żarty odnoszą się nie tylko do wspomnianych wiosek, ale do Polskiej wsi w
ogóle. Znajdziecie tu i dwóch narąbanych szwagrów grożących komuś obiciem
mordy, nawalonego jak szpak murarza czy też proboszcza, którego obchodzą
wyłącznie białe, nieoznakowane koperty. Nie są to jajca tak śmieszne, że
będziecie tarzać się po podłodze, ale nadają one swojskiego i przaśnego
klimatu. W końcu jest to coś, co większość doskonale zna z doświadczenia lub
zasłyszanych gdzieś tam, kiedyś tam historii. Tyle, że wszystko to zostało
podkręcone do jedenastu, dzięki czemu otrzymaliśmy naprawdę interesujący
produkt. Zatem czas wcisnąć kapelusz na głowę, podkręcić sumiasty wąs i ruszyć
do Poraży.
*technicznie rzecz
biorąc jest to wersja DOSowa, ale kupując na GOGu A.D. 2044 w pakiecie
dostajemy Sołtysa oraz Skauta Kwatermastera przystosowane do działania na
Windowsie
Skaut Kwatermaster (Windows*)
Przygodowa
LK Avalon, 1995r.
Gra dostępna również
na: Amiga, DOS
No,
a tutaj to już zawód. Po zagraniu w Sołtysa spodziewałem się dużo więcej po
Skaucie Kwatermasterze, bo w końcu to ten sam rok wydania, ten sam gatunek i ta
sama firma stojąca za projektem. Niestety, cały urok Sołtysa drzemał w swojskim
klimacie, którego próżno szukać w Skaucie. Wcielamy się tutaj w tytułowego
skauta (chociaż w polskich realiach powinien być to raczej harcerz), który
próbuje wyciągnąć swoją dziewczynę, Luizę, z czołgu, w którym się zatrzasnęła.
Zatem zaczynamy z jakiegoś powodu w znajdującej się pośrodku lasu pralni i
wyruszamy w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby nam uwolnić naszą ukochaną.
Tak w zasadzie to nie wiem, dlaczego jesteśmy akurat harcerzem, bo, poza jedną
lokacją, tematyka harcerstwa czy tam skautostwa jest zupełnie nieobecna.
Ale
to najmniejszy problem. Większym jest fakt, że Skaut Kwatermaster to gra o
szukaniu ***** w śmietniku. Gra się w to raczej klikającym wszystkim na
wszystkim, bo w innym razie ciężko byłoby wpaść na cokolwiek. Fakt,
sporadycznie otrzymujemy małe podpowiedzi, co należy zrobić, a niektóre
interakcje są sensowne. Niestety, sporo z nich cechuje brak jakiegokolwiek
logicznego ciągu przyczynowo skutkowego. Przykład? Karabin, który przerabiamy
na flet, choćby. Jednak moim ulubionym jest, skupcie się, zasadzenie łańcucha w
ziemi, podłączenie do niego wody z fontanny przy pomocy węża ogrodowego, wlanie
do pobliskiej studzienki czerwonej wody i odkażenie jej radioaktywnym pająkiem,
co skutkuje tym, że zasadzony łańcuch zamienia się w kwiatek. Wow. Sołtys
nadrabiał to wszystko prostym faktem bycia satyrą na polską wieś. Część zagadek
była abstrakcyjna, ale wpisywało się w to świat i miało do pewnego stopnia
sens. Tutaj mamy niestety do czynienia z brakiem logiki poprzetykanym
nieśmiesznymi żartami. Wybaczcie, ale odczytywane kawały o blondynkach to nie
mój typ humoru.
No,
i jest jeszcze oprawa graficzna. To, to już jest w ogóle kosmos. Nie chodzi
nawet o to, że gra jest brzydka, bo jest. Problem jest raczej to, że nie jest w
najmniejszym stopniu czytelna. O ile sam świat gry da się jeszcze przełknąć, o
tyle ikony przedmiotów w ekwipunku bohatera to czysty koszmar. Nie dość, że są
posortowane w sposób chyba losowy, to obrazki te są tak niepodobne do niczego,
że przez całą godzinę gry nie byłem w stanie połapać się, co jest czym.
Momentami myślałem nawet, że zgubiłem jakiś przedmiot, po czym okazywało się,
że biały prostokąt z niewiele mniejszym kwadratem tego samego koloru to
siekiera. Przynajmniej dźwiękowo jest okej, chociaż przy dialogach audio
potrafiło przyciąć, więc to raczej marne pocieszenie.
*technicznie rzecz
biorąc jest to wersja DOSowa, ale kupując na GOGu A.D. 2044 w pakiecie
dostajemy Sołtysa oraz Skauta Kwatermastera przystosowane do działania na
Windowsie
Galeria
Sołtys na typowej polskiej budowie |
King Oddball |
Intro Skauta Kwatermastera |
Komentarze
Prześlij komentarz