Tydzień 28 (The Gunstringer + The Wavy Tube Man Chronicles, Forza Horizon 2: Storm Island + Porsche Expansion, Twierdza HD + Excalibur Pack, Bomber Crew)
Dzisiaj
będzie sporo dodatków, bo aż cztery, ale też z trzy gry się znajdą. Skoro
zaczęliśmy od wspomnienia rozszerzeń to dwa z nich dotyczyć będę opisywanej w
zeszłym tygodniu Forzy Horizon 2. Pierwszy z nich, Storm Island, zabierze Was w
podróż po tytułowej burzowej wyspie, na której luksusowe supersamochody
zamienicie na terenówki. Dodatek drugi, czyli Porsche Expansion, to z kolei coś
bardziej zbliżonego do paczki samochód od niemieckiego producenta oraz kilkoma
dodatkowymi wyścigami. Jeżeli któryś z nich was zainteresuje to powinniście
pośpieszyć się z ich zakupem, bo 30 września zarówno Forza Horizon 2, jak i
wszystkie DLC do niej znikną ze sklepu Xboxa.
Natomiast
na pewno nie zniknie z niego Bomber Crew, który trafił stosunkowo niedawno do
usługi Game Pass, ale kupić go można również na inne platformy. Jeżeli lubicie
mikrozarządzanie ludzikami oraz organicznie tworzące się w trakcie rozgrywki
historie, to z pewnością zainteresuje was ten „symulator” załogi drugowojennego
bombowca. Dodam od siebie, że jest to bez wątpienia jedno z moich większych
tegorocznych odkryć growych.
Tym
trzem osobom w Polsce, które wciąż od czasu do czasu grywają na Kinekcie, a
jakimś cudem tego tytułu jeszcze nie znają, pragnę polecić zapoznanie się z
tekstem o The Gunstringer, uroczo niepoważnym, choć nie przygłupim shooterze, w
którym pokierujecie marionetką nieumarłego rewolwerowca z Dzikiego Zachodu.
Jeżeli zdecydujecie się na zakup tej gry, to warto ze sklepu pobrać od razu darmowy
dodatek The Wavy Tube Man Chronicles (o którym również przeczytacie poniżej).
Poza
tym możecie również przeczytać moje wrażenie z powrotu po latach do Twierdzy,
klasycznej strategii czasu rzeczywistego, w którą zagrywało się moje pokolenie
graczy. Tylko wspomnę, że pomimo 17 lat na karku, tytuł ten trzyma się całkiem
nieźle i, poza warstwą graficzną, nie czuć po nim upływu czasu, a już zwłaszcza
jeżeli mowa o odświeżonej edycji, w którą grałem. Tak samo, jak w przypadku
Gunstringera, właścicieli Twierdzy może zainteresować darmowy dodatek
zatytułowany Excalibur Pack.
Zapraszam!
The Gunstringer (Xbox 360 + Kinect)
Strzelanka na szynach
Twisted Pixel Games,
2011r.
Tytuł ekskluzywny
W
świecie produktów o zmarnowanym potencjale Kinect jest królem. The Gunstringer
udowadnia jednak, że jeżeli twórcy nie ograniczaliby się do prostych gier w
skakanie i tańczenie, a podeszliby do tematu kreatywnie, kontrolery ruchowe
mogłyby stać się naprawdę sensownym sprzętem. Wciąż, nie jest to nad wyraz
skomplikowany tytuł, bo do czynienia mamy ze znanym głównie z automatów lub
retro konsol gatunkiem strzelanin na szynach. Niemniej, był to bez wątpienia
krok w dobrym kierunki i, nie powiem, chętnie zobaczyłbym więcej tego typu
produkcji.
Tym,
co wyróżnia Gunstringera spośród innych tego typu gier jest jego otoczka
fabularna, która wpływa bezpośrednio na gameplay oraz warstwę wizualną. Sam
tytuł to przeurocza gra słowna łącząca w sobie rewolwerowca i sznurek.
Dlaczego? Otóż wcielamy się w postać lalkarza pociągającego w trakcie sztuki
teatralnej za sznurki kukiełki nieumarłego rewolwerowca poszukującego zemsty na
członkach jego dawnej bandy bandyckiej składającej się ze zdradliwych
indywiduów. Jako, że jest to sztuka, każda pojawiająca się postać, przeciwnik
oraz przeszkoda wykonane są domowymi sposobami. Powycinani z papieru Indianie,
koń zrobiony z miotły oraz powycinane z kartonu fasady budynków to normalny
widok. Sprawia to, że The Gunstringer to coś, co zostanie Wam w pamięci na
długo po zagraniu. Pomoże w tym również fakt, że gra nie traktuje siebie
poważnie i potrafi być uroczo głupkowata, a momentami lekko sprośna. Ale to tak
leciutko. Tyć, tyć. Wyłapią to raczej tylko nieczyste umysły dorosłych. Dzieci
mogą grać. W skrócie, do czynienia mamy z westernem potraktowanym z przymrużeniem
oka.
Zważywszy,
że określiłem Gunstringera jako strzelankę na szynach, w waszych głowach
powinien pojawić się obraz bohatera poruszającego się samoczynnie do przodu
oraz nas, graczy, strzelających do wyskakujących celów. W uproszczeniu tak to
właśnie wygląda, ale to nie wszystko. Jako, że bohater opowieści w
rzeczywistości jest marionetką, nasza lewa ręka służy nam do sterowania nią.
Przesunięcie uniesionej dłoni w lewo lub prawo pociągnie za sobą postać na
ekranie w odpowiednim kierunku, a szarpnięcie wyimaginowanego krzyżaka do góry
sprawi, że Gunstringer podskoczy. Do tego mamy również momenty, w których
jedziemy na, powiedzmy, dyliżansie ostrzeliwując z dwóch rewolwerów goniących
nas przeciwników lub walczymy wręcz. Zatem mimo, że gra jest całkiem jak na
tego typu produkcję długa (3-4 godzinki), nie nudzi się i pozostaje świeża.
Oczywiście, pojawią się czasami problemy z synchronizacją, a sam Kinect nie
jest perfekcyjnie precyzyjny, ale nie przeszkadza to, bo twórcy pozostawiają
spory margines na nasze błędy.
The Gunstringer: The Wavy Tube Man Chronicles (Xbox
360 + Kinect)
Twisted Pixel Games,
2011r.
Darmówka,
więc szkoda nie sprawdzić, chociaż przyznam szczerze, że dodatek ten mnie
raczej nudził niż bawił. O ile podstawka to parodia westernu, tutaj do miksu
dorzucono jeszcze Terminatora oraz Powrót do Przyszłości, pozbywając się
niestety marionetki. Do czynienia mamy zatem z klasyczną strzelanką na szynach
w technice FMV. Nie strzelamy już zatem do przebranych za kowbojów kolb
kukurydzy, a do żywych aktorów. Po ekranie poruszamy się już wyłączenie
celownikiem, a naszą jedyną możliwością interakcji z grą jest strzelanie.
Tym
razem wcielamy się w nieznanego przybysza, który trafia do bliżej
niezidentyfikowanego miasteczka na Dzikim Zachodzie i z miejsca dostaje zadanie
powstrzymania tytułowego Dmuchanego Ludzika (syna jednego z bossów podstawki)
oraz odzyskania skradzionego Docowi Lloydowi (w tej roli Lloyd Kaufman) Time
Traviza (stylizowany na Deloreana Forda Escorta czwartej generacji). Cała
historia trwa pół godziny i dłuży się to niemiłosiernie. Zwłaszcza, że zagrane
jest to fatalnie, choć widocznie było to zamierzone. Podobnie jak w podstawce,
tak i tutaj wszystkie rekwizyty są mocno prowizoryczne. Plastikowe rewolwery
oraz stroje przyszłości z folii aluminiowej. Wciąż, jest to olbrzymi zawód po
The Gunstringer.
Forza Horizon 2: Storm Island (Xbox One)
Playground Games,
2014r.
Dodatek dostępny
również na Xbox 360
Storm
Island stanowi ciekawe rozwinięcie formuły podstawki poprzez przeniesienie
akcji gry na tytułową burzową wyspę (fikcyjną, o ile dobrze rozumiem). Jak sama
nazwa wskazuje, warunki na niej panujące okazują się drastycznie inne od
słonecznych, długich dróg Lazurowego Wybrzeża. Asfalt jest tutaj rzadkością, a
teren jest mocno wyboisty. Zatem należy zapomnieć o Ferrari oraz Jaguarach i
wsiąść za kierownicę jednej z wielu dostępnych w grze terenówek lub
przynajmniej samochodów rajdowych. Jeżeli jednak takowego nie mamy to
spokojnie, nic się nie dzieje. Wystarczy, że zamontujemy w swoim blaszaku
odpowiednie części i już będzie nadawał
się do udziału w kolejnych mistrzostwach festiwalu Storm Island.
Nowością
jest też poukładanie mistrzostw w sześciu poziomach. Zaczynamy, oczywiście, od
najniższego i awansujemy dalej poprzez wygrywanie tzw. Gauntletów
odblokowywanych po przejechaniu odpowiedniej liczby mistrzostw. Gauntlet to
największy bajer dodatku, bo gra się w niego zupełnie inaczej niż w jakąkolwiek
konkurencje dotychczas (nawet te kilka pozostałych wprowadzonych w tym DLC
stanowi tak naprawdę przebrandowanie tych z podstawki). Są to wyścigi wyłącznie
dla samochodów terenowych i panują w nich naprawdę ekstremalne warunki. Nie
dość, że toczą się w nocy, to widoczność ogranicza również szalejąca na zewnątrz
burza, więc widzimy co się dzieje tylko kilka metrów przed maską, co przy
wysokich prędkościach i górzystym terenie może stanowić problem. Wciąż, nie
jest on duży, bo dodatek od podstawki jakoś zbytnio trudniejszy nie jest. Powiedziałbym
raczej, że trzymają podobny poziom. Zatem jeżeli Forza Horizon 2 przypadła wam
do gustu i chcecie więcej – Storm Island da wam właśnie to, plus dorzuci coś
ekstra.
Forza Horizon 2: Porsche Expansion (Xbox One)
Playground Games,
2015r.
Dodatek ekskluzywny
Nie
był to planowany zakup, ponieważ dodatek ten wprowadza bardzo mało, a wołają za
niego jak za zboże. Lubię Porsche, ale 35zł za dziesięć dodatkowych samochodów
i kilka nowych wyzwań i wyścigów to jednak zbyt wysoka cena. Niemniej, tak się
złożyło, że w momencie pisania tego tekstu jest na niego promocja i dostęp do
niego uzyskać można za kilka groszy ponad 5zł. Akurat tyle zalegało mi na
koncie, więc czemu by nie? Mam jakiś taki dziwny sentyment do tej marki, więc
bawiłem się dobrze. Zwłaszcza za kółkiem 911 Turbo z 82 roku – cudo. Niemniej,
polecić Porsche Expansion raczej nie mogę za pełną cenę. Za piątaka to i
owszem, jeżeli markę lubicie i mało wam Forzy. W innym razie nic się nie
stanie, jeżeli go ominiecie. Podstawka już i tak ma zatrzęsienie aut i
wyścigów. Lepiej zainwestować w Storm Island.
Twierdza HD (Windows)
RTS
Firefly Studios,
2001r.
Gra dostępna również
na MacOS
Są
w giereczkowie serie, które utożsamia się z polskim rynkiem growym pierwszej
połowy ubiegłej dekady. Są to też gry, które zrzeszają wokół siebie naprawdę
oddaną społeczność wciąż w nie grającą i je rozwijającą przy pomocy modyfikacji
pomimo prawie dwudziestu lat na karku. Taki Gothic, na przykład, to seria, na
której wychowywało się moje pokolenie graczy (brzmi to dla mnie przedziwnie,
ale rzeczywiście zaczynam odczuwać stetryczenie i coraz częściej zdarza mi się
narzekać, że „kurła, kiedyś to byli gry. Teraz to ni ma, jeno te Fortnajtery”).
Nie inaczej jest z Twierdzą. Nie jestem fanem strategii czasu rzeczywistego i
wolę raczej turówki, ale Twierdza ma zaklepane miejsce u mnie w serduszku. Nie
jestem pewien, czy nie jest to pierwsza gra, która pokazała mi ten gatunek.
Pamiętam tylko, że zagrywaliśmy się w nią za gówniarza z koleżkami. Jednak
pomimo ciepłych wspomnień, nigdy jej nie ukończyłem. A przynajmniej do tego
tygodnia, bo w ciągu ostatnich kilku miesięcy pomaleńku rozpracowywałem sobie
ten tytuł i, pomimo okazjonalnej frustracji, w końcu ujrzałem napisy.
Gra
oferuje dwie kampanie – militarną i ekonomiczną. Jednak to ta pierwsza jest tą
główną. Opowiada bowiem historię młodego księcia, którego ojciec został
zamordowany w zasadzce, a jego ziemie przejęte i rozdzielone pomiędzy czterech
lordów: Szczura, Węża, Świnię i Wilka. Takie przynajmniej noszą pseudonimy,
chociaż mają z wyżej wymienionymi zwierzętami wiele cech wspólnych. Naszym
celem jest oczywiście zemszczenie się poprzez wycięcie w pień ciemiężycieli
biednego ludu i zapanowanie nad Anglią. Robimy to dwojako – albo wznosimy naszą
twierdzę i bronimy jej przed najazdami wrogiej armii, albo to właśnie my
przeprowadzamy oblężenie. Pierwszy typ misji jest naprawdę świetny. Bowiem nie
możemy skupić się tylko na budowaniu armii, ale musimy też stworzyć wydajną
ekonomię. Potrzebujemy drewna, żywności dla naszych poddanych, domów dla nich
(bez ludzi w zamku, wszystkie budynki będą stały puste. Logiczne) i wiele
innych. Co więcej, to, że po naszym dworze kręci się czterdziestu wieśniaków
nie oznacza, że będą tam zawsze. Musimy zadbać o ich szczęście. Jeżeli
zabraknie żywności lub dowalimy chłopakom takie podatki, że własne nogawice
będą musieli sprzedać, to zwyczajnie wezmą resztki swoich dóbr i pójdą szukać
szczęścia gdzie indziej. Toteż Twierdza jest całkiem rozbudowaną grą
ekonomiczną (z resztą wszystkie pięć lekko fabularyzowanych misji drugiej
kampanii opiera się na pozyskiwaniu odpowiedniej liczby wskazanych surowców w
wyznaczonym czasie). Miks ten sprawdza się naprawdę fantastycznie, a stworzenie
sprawnie działającego zamku pomimo ciągłych najazdów wroga daje mnóstwo
satysfakcji.
Tego
samego nie mogę powiedzieć o szturmowaniu zamków wrogich lordów. Na szczęście
jest tylko pięć takich misji. W tym wypadku skupiamy się już wyłącznie na
zarządzaniu jednostkami. Nic nie budujemy, nic nie produkujemy. Niby spoko,
jakoś ta walka całkiem okej działała jak dotąd. Dwie pierwsze faktycznie są do
przeżycia. W jednej można nawet zajść wroga cichaczem od tyłu, ale to już
raczej wykorzystywanie niedopatrzenia twórców, aniżeli ich faktyczne
zamierzenie. Tylko, no właśnie… Praktycznie każde oblężenie działa na tej
zasadzie. Misja 15, 18 i 21 to jakiś koszmar. I to nie jest tylko moja opinia.
Googlnijcie, Internet pełen jest bluzgów pod ich adresem. Problemem jest to, że
stanowią olbrzymi skok w poziomie trudności. Nawet na łatwym gra się w nie jak
na najwyższym. Dlaczego? Dużo wież z łucznikami i kusznikami, a później z
katapultami nawet. Sprawia to, że musimy siedzieć godzinę i kroczek po kroczku
eliminować ich po kolei przy pomocy swoich kuszników. No, okej, wyzwanie,
super. Tylko, że wszystko sprowadza się do szukania odpowiedniego piksela, na
którym możemy stanąć tak, abyśmy my mieli ich w zasięgu, ale oni nas nie
widzieli. Jeżeli taki znajdziemy, nie oznacza to, że z tej odległości w cokolwiek
trafimy. Zatem trzeba podejść bliżej, ale nie za blisko, bo różnica piksela
sprawi, że stracimy cały oddział. I tak w trzech misjach. Przecież to się
pochlastać idzie… Na szczęście, jest to tylko ułamek całej gry i pomimo wiadra
pomyj, które na nie wylałem, Twierdza to tytuł warty zagrania nawet po 17
latach. Zwłaszcza, że w 2012 roku wyszła edycja HD pozwalająca na odpalanie
Twierdzy w 4K nawet chyba.
Twierdza: Excalibur Pack (Windows)
Firefly Studios, 2002r.
Dodatek dostępny
również na MacOS
Taki
tam darmowy maluszek, o którym chcę tylko wspomnieć, bo wprowadza raczej
niewiele. Tak naprawdę jest to zestaw ośmiu zamków do rozegrania w trybie
oblężenia. Są to w większości autentyczne lokacje z Niemiec i Anglii, ale kilka
map nawiązuje do legend arturiańskich, np. Camelot. Szczerze, to dodatek tylko
dla ultrasów, którym zawsze jest mało
Twierdzy. Mnie to nie jara, bo zostajemy wrzuceni do gotowego zamku z
porozstawianymi strażnikami i w zasadzie pozostaje nam tylko czekać na wynik
batalii. Brak możliwości rozbudowy lub samodzielnego przygotowania się sprawia,
że traci to dla mnie sens. Fakt, można również stanąć po drugiej stronie pola
bitwy, ale moją opinię o szturmowaniu zamków w Twierdzy poznaliście w tekście
wyżej.
Bomber Crew (Xbox One)
Zarządzanie załogą
bombowca
Runner Duck, 2017r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, Switch, Windows, MacOS, Linux
Moja
przygoda zaczęła się standardowo, od zrekrutowania załogi bombowca o dumnej
nazwie „Wishful Thinkin’” i kilku próbnych lotach. Bomber Crew wydawało się być
wtedy uroczym i całkiem przyjemnym indyczkiem, ale niczym nadzwyczajnym.
Okazało się to jednak być niedomówieniem, bo tak naprawdę jest to fantastyczne
środowisko do wytwarzania się mikronarracji, a przez cały czas trwania kampanii
piszemy własną, niepowtarzalną historię naszej załogi.
Założenia
są niesamowicie proste. Dostajemy drugowojenny bombowiec, rekrutujemy załogę i
ruszamy z wysokości kilku kilometrów nad ziemią kopać tyłki Niemcom przy pomocy
bomb. W międzyczasie kupujemy lepsze wyposażenie dla naszych żołdaków i
ulepszamy samolot za zdobyte w trakcie lotów doświadczenie przekuwane
automatycznie zarówno na umiejętności załogi oraz na pieniążki na naszym
koncie. Rozgrywka sama w sobie jest mocno schematyczna – startujemy, wysyłamy
chłopaków (bądź dziewczyny) na odpowiednie stanowiska bądź pozostawiamy ich
tam, gdzie siedzą bazowo, odpieramy ataki Luftwaffe, bombardujemy cel, wracamy.
Koniec. Pamiętać trzeba, że nie jest to
ani strzelanka, ani symulator lotu, a bardziej tycoon. Nasza rola ogranicza się
do zarządzania ekipą poprzez, poza wspomnianym przypisywaniem miejsca,
posyłanie ich, aby coś zrobili, np. nakazanie mechanikowi naprawienia, dajmy na
to, silnika na skrzydle. Poza tym nasza rola skupia się przede wszystkim na
oznaczaniu celów dla strzelców i pilota.
Brzmi
nudno i z perspektywy oglądającego takie też właśnie jest. Same misje są
powtarzalne i jeżeli będziemy trzymać się tych łatwiejszych, gra szybko stanie
się monotonna. Dlatego czasem warto odpalić bardziej ryzykowne zadanie, bo to
właśnie tam Bomber Crew nabiera rumieńców, a już, kiedy rozgrywamy jedną z ośmiu
misji krytycznych (wyjątkowe i niepowtarzalne, pozostałe to w zasadzie kilka
typów misji na krzyż, chociaż różnią się w zależności od poziomu trudności) to
w ogóle emocje sięgają zenitu. Oliwy do ognia dolewa fakt, że śmierć jest tutaj
nieodwracalna i każdy stracony członek załogi lub rozbity samolot przepada na
zawsze. Choć przy katastrofie lotniczej jest szansa, że część naszej załogi
przeżyje. Gry przegrać się nie da, po nieudanym lądowaniu wśród drzew
otrzymujemy nową maszynę, ale tracimy większość umiejętności, a i ekipa jest
mniej doświadczona.
Niesamowite
jest to, jak bardzo można się z tą załogą zżyć. Autentycznie posmutniałem,
kiedy podczas jednego z lotów posłałem Byrona, mechanika, w celu naprawy
uszkodzonego silnika tylko po to, by kilka sekund później kapnąć się, że
nigdzie w samolocie go nie ma. Sam nie wiem czy trzepnął go piorun, bo akurat
szalała burza, czy zdjął go wrogi pilot, czy może jakiś manewr bombowca sprawił,
że biedaczyna zleciał. Szkoda go, ale większość ekipy i tak zginęła misję
później po tym, jak niemiecki as zestrzelił „Wishful Thinkin’” tuż po wykonaniu
zadania. Przeżyła tylko dwójka, radiotelegrafistka i jeden ze strzelców, którzy
trafili do mojego kolejnego bombowca „The Dumpy Dustbin” i kilka misji później,
kiedy znów spotkaliśmy tego samego asa (jest ich kilku, a pozbycie się ich jest
całkowicie opcjonalne), mieli okazję pomścić swoich przyjaciół, a w ciągu
reszty służby mocno przetrzebić szeregi Luftwaffe. Z oryginalnej załogi koniec
wojny zobaczył tylko Wilson, wyżej wspomniany strzelec, ponieważ w finalnej operacji,
również po wykonaniu zadania, samolot stracił trzy z czterech silników, a
wezwana eskorta spitfire’ów nie dotarła na czas i „The Dumpy Dustbin” uderzył o
ziemię po awarii ostatniego ze swoich silników. Fantastyczny finał, choć
smutny. Bomber Crew oferuje przede wszystkim to, niezliczone ilości
fantastycznych malutkich historii o zmaganiach jednej ekipy bombowca i próbie
przetrwania. Jeżeli wizja desperackiego bronienia ostatniego z działających
silników w trakcie powrotu do domu i oczekiwania na wsparcie wam się podoba, to
jest to gra dla was i spędzicie przy niej naprawdę kilka świetnych godzin.
Galeria
Bomber Crew |
Forza Horizon 2: Porsche Expansion |
Forza Horizon 2: Storm Island |
Twierdza HD: Excalibur Pack |
Komentarze
Prześlij komentarz