Muza (293)
Wprawdzie High School Musical to to nie jest, ale Stray Gods: The Roleplaying Musical to wciąż genialny mariaż narracyjnej i musicalu.
Stray Gods: The Roleplaying Musical
Gatunek: Visual
Novel
Producent: Summerfall Studios
Rok wydania: 2023
Grałem na: Xbox Series X
Gra dostępna również na: Xbox Series S,
Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC
Moja recenzja Stray Gods: The Roleplaying Musical dla Pograne.eu
Moja recenzja Stray Gods: The Roleplaying Musical w TrójKast #051 - Obiektywnie
Grę do recenzji dostarczył wydawca.
Człowiek przez większość swojego życia poznaje giereczki i w końcu
nabiera pychy, dumnie głosząc raz za razem, że w growym świecie widział już
wszystko. Wtem, na horyzoncie pojawia się coś, co w moment zmusza go do
nabrania pokory. To o mnie. Stray Gods: The Roleplaying Musical dobitnie
uświadomiło mi, że wcale nie widziałem jeszcze wszystkiego, a w zakamarkach
giereczkowa wciąż kryją się przepięknie unikatowe doświadczenia. To bowiem
pierwszy raz, kiedy do czynienia mam z grą będącą musicalem. Nie grą rytmiczną,
musicalem, takim z krwi i kości. Niech mnie dunder świśnie, chcę tego więcej!
Najsampierw jednak, jestem w pełni świadomy, że tytuł ten nie
przypadnie do gustu każdemu. Mamy tu bowiem do czynienia z powieścią wizualną,
choć w mocno zmodernizowanej, uderzającej w kierunku portfolia Telltale Games
formie. Rozgrywka sprowadza się zatem w większości do biernego obserwowania
wydarzeń na ekranie i wybierania co jakiś czas najbardziej odpowiadającej
naszym przekonaniom opcji dialogowej. Od narracyjnych przygodówek tytuł ten
odróżnia jednak sposób prezentowania akcji. Brak tu jakichkolwiek animacji.
Zarówno bohaterowie, jak i sceneria poruszają się wyłącznie poklatkowo.
Złośliwie można byłoby to określić pokazem slajdów, ale przepiękna, komiksowa
kreska w połączeniu ze świetną obsadą głosową (Laura Bailey, Troy Baker i wielu
innych) oraz doskonałą muzyką sprawia, że trudno nie zakochać się w tym, jak
Stray Gods: The Roleplaying Musical wygląda.
Zresztą, nawet jeśli sposób prezentacji nie do końca przypadnie Wam do
gustu, to już wkrótce i tak zatopicie się w fascynującym świecie, wykreowanym
przez scenarzystów. Szczególnie ukontentowani powinni być fani The Wolf Among
Us (lub komiksowego cyklu „Baśnie” Billa Willinghama). Świat przedstawiony
oparty jest tu bowiem na bliźniaczym wręcz pomyśle, z tą różnicą, że baśniowych
bohaterów zastąpili greccy bogowie, którzy po wielkiej wojnie zdecydowali się
ukryć pośród śmiertelników. Główna bohaterka, Grace, odkrywa ten fakt w równie
niecodziennych, co drastycznych okolicznościach, kiedy do jej mieszkania wpada
umierająca dziewczyna – Kaliope, ostatnia żyjąca muza. W momencie śmierci przekazuje
swoją moc Grace, która niedługo później zostaje oskarżona przez boską radę o
morderstwo i uzurpowanie tytułu muzy oraz otrzymuje tydzień, by oczyścić się z
zarzutów. W przeciwnym razie zginie.
To klasyczna opowieść detektywistyczna, w której odwiedzamy po kolei
lokacje i rozmawiamy z kolejnymi postaciami mitologicznymi, mając nadzieję, że
przybliży nas to do rozwiązania zagadki. Dokonywane w trakcie dialogów wybory
kształtują natomiast bieg historii i relacje z bohaterami. Ciekawie w tym
kontekście wypada natomiast aspekt musicalowy. Grace jako nowa muza dysponuje
mocą natchnienia ludzi dookoła muzyką, ułatwiającą nakłonienie ich do
wyjawienia skrywanych tajemnic. Najważniejsze rozmowy stanowią zatem swego
rodzaju batalie muzyczne. Nasze wybory wpływają przy tym nie tylko na przebieg
rozmowy i jej finał, ale także samą muzykę, włączając w to słowa i rytm. W
teorii można zatem przejść Stray Gods: The Roleplaying Musical kilkukrotnie i
za każdym razem otrzymywać nie tylko nieco inną historię, ale również muzyczne
doświadczenie.
Sam po ukończeniu gry siedziałem z padem w ręku i walczyłem ze sobą, by
nie odpalić jej jeszcze raz. Napisane na potrzeby Stray Gods utwory to istny
majstersztyk, który każdorazowo wywoływał ciarki na moich plecach. Trzeba mieć
jednak na uwadze, że jest to stricte musicalowa forma, co nie każdemu musi
przypaść do gustu. Jeżeli jednak na myśl o musicalu nie wzdrygacie się z
obrzydzenia, to Stray Gods uraczy Was doskonałą muzyką z bardzo dobrym wokalem.
Pozornie może się wprawdzie wydawać dość mało różnorodnie. Każdy kawałek
posiada bowiem ten charakterystyczny, musicalowy sznyt, ale doszukać można się
tu chociażby jazzowych, rockowych czy nawet elektronicznych lub lekko
bigbandowych wpływów.
Ponadto każdy utwór to świetnie napisana historia sama w sobie,
perfekcyjnie wpisująca się w problematykę całej gry, czyli akceptację. W
zasadzie każdego z bohaterów spotkała w przeszłości osobista tragedia, a
pozbawiona śmiertelności egzystencja bynajmniej nie pomogła im w
przezwyciężeniu traum. Toteż przez stres pourazowy, niewybaczone krzywdy,
nieodkupione winy i poczucie niesprawiedliwości nieśmiertelność stała się dla
greckich bogów klątwą, od której nie ma ucieczki. Bijąca od Grace muzyczna aura
stanowi natomiast okazję do dosłownego wyśpiewania skrywanych emocji i –
zależnie od naszych wyborów – zaakceptowania samych siebie, swojej przeszłości
czy obecnej sytuacji, umożliwiając tym samym ruszenie do przodu. Brzmi
strasznie pretensjonalnie, kiedy się o tym pisze, ale scenarzyści wykonali
kawał dobrej roboty i udało im się stworzyć złożonych i nigdy nie
jednoznacznych bohaterów.
W efekcie Stray Gods: The Roleplaying Musical to jedna z najlepszych
produkcji, w które miałem okazję w tym roku zagrać, a także mój osobisty
pretendent do tytułu gry roku. Wprawdzie ma swoje za uszami – uczestnicy
dialogów bezustannie mówią z różną głośnością, jedna z lokacji klatkuje jak
diabeł, a w finale gra wysypała mi się do menu konsoli – ale jednocześnie
oferuje doświadczenie tak piękne i wyjątkowe, że wciąż słucham ścieżki
dźwiękowej i notorycznie wracam myślami do tego jakże intrygującego świata.
Zdecydowanie warto sprawdzić, chociażby poprzez fakt, że to w zasadzie – o ile
się nie mylę - pierwszy growy musical.
Na koniec łyżka dziegciu – język angielski jest wymagany, gra nie posiada
polskiej wersji językowej.
Komentarze
Prześlij komentarz