Pewne rzeczy (346)
W najnowszym dodatku do The Sims 4 pewne są tylko dwie rzeczy – Życie i
śmierć.
Posłuchajcie…
The Sims 4: Życie i śmierć
Dodatek
Producent: EA Maxis
Rok wydania: 2024
Grałem na: PC
Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4
Dodatek do recenzji dostarczył wydawca
Mówi się, że w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. O
ile z tym pierwszym trudno się nie zgodzić, o tyle w przypadku drugiej
koncepcji przypadki „kreatywnej księgowości” udowadniają, że niekoniecznie nie
da się ich uniknąć. Toteż postuluję zmianę tego utartego frazesu na nowy: w
życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i dodatki do „simsów”. Prawdziwe to,
tym bardziej że najnowsze rozszerzenie do The Sims 4 nosi tytuł Życie i śmierć.
Przyznam, że chwilę zajęło mi zrozumienie, skąd w nazwie dodatku te dwa
człony, skoro jego tematem jest w zasadzie umieranie. W końcu dotarło do mnie,
że chodzi tutaj o połączenie tych dwóch koncepcji, bo wcale nie muszą być one
przeciwstawne. Największą, wprowadzoną przez rozszerzenie zmianą jest to, co
dzieje się z naszymi Simami po śmierci. Dotychczas biedak lądował w ziemi lub w
urnie na kominku, czasem tylko manifestując się w postaci ducha. Teraz jednak
wcale nie musimy stracić nad nim kontroli, bo zjawy awansowały do rangi
grywalnych postaci.
Rozgrywka nimi nie różni się jakoś drastycznie względem normalnych
Simów. Duchy wciąż dbać muszą o swoje potrzeby, wliczając w to jedzenie i
korzystanie z toalety. Mogą także rozpocząć karierę w dowolnej pracy, w tym
wprowadzonych w Życiu i śmierci grabarza lub mrocznego kosiarza (tu warto
nadmienić, że podczas koszenia dusz możemy naszym podopiecznym towarzyszyć).
Główną różnicą jest to, że każdy duch posiada swoje drzewko umiejętności, na
którym wraz z postępami w eterycznej ekspertyzie możemy za zdobywane punkty
odblokowywać kolejne zdolności, jak chociażby odsyłanie śmieci w niebyt, spanie
w dowolnych przedmiotach otoczenia czy straszenie ludzi. Nic, czego nie
widzielibyśmy w poprzednich rozszerzeniach z postaciami paranormalnymi.
Ba, można tu zarzucić, że drzewko umiejętności duchów wypada
zaskakująco skromnie w zestawieniu z listą czarów, których nauczyć mogli się
czarodzieje w Krainie magii. To niestety fakt, a ponadto część zdolności
okazuje się bardziej upierdliwa niż przydatna, jak choćby wspomniane drzemanie
w elementach otoczenie, które z jakiegoś powodu nie przyśpiesza czasu gry, więc
optymalnym rozwiązaniem nadal pozostaje łóżko. Dziwna decyzja, tym bardziej że
tacy magowie po odpowiednim rozwinięciu spokojnie mogli zrezygnować z
posiadania lodówki czy prysznica, potrafiąc wyczarować sobie jedzenie lub
odświeżyć się machnięciem różdżki. Mimo wszystko w graniu duchem jest pewien
urok, zwłaszcza że to od nas zależy, czy bliżej będzie nam do przyjaznego
Kacpra, czy może jednak inspirować będziemy się Gozerem z „Pogromców duchów”.
Tym jednak, co w dodatku Życie i śmierć urzekło mnie najbardziej, jest
cała reszta. Świetnym pomysłem okazało się chociażby tzw. „bucket list”, czyli
lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Wraz z upływem czasu Simom do głowy
wpadają rzeczy, których chcieliby doświadczyć (jeżeli nie chcemy czekać, to nic
nie stoi na przeszkodzie, by nakazać im stworzenie listy przy użyciu dziennika
na ich wyposażeniu). Może być to coś wzniosłego, choćby poprawienie relacji z
rodziną, jak i coś zdecydowanie bardziej przyziemnego, na przykład stworzenie
najdoskonalszego drinka na świecie. Każde spełnione marzenie (ale też aspiracja
lub zachcianka) dorzuca punkty na specjalnym wskaźniku, dorzucając miłe bonusy
po osiągnięciu każdego kamienia milowe. Ot, poprawa oceny w pracy przykładowo.
Dodatkowo zapełnienie całego wskaźnika jako duch (bo przecież marzenia
nie kończą się w momencie śmierci), wynagradza naszą ciężką pracę możliwością
odrodzenia się jako człowiek. Tracimy wówczas wszystkie zdobyte umiejętności,
znajomości i postępy zawodowe, ale na szczęście zachować możemy wykupione za
punkty aspiracji cechy. Wystarczy tylko wystarczająco długo „wglądać w głąb
duszy” przy lustrze, kiedy nasz bohater już znów stanie się człowiekiem. Miła
opcja, jeżeli komuś znudziła się gra duchem, ale w moim odczuciu rozwiązanie to
ma więcej wad niż zalet.
Życie i śmierć wprowadza też całkiem spore i mocno gotyckie miasteczko
Ravenwood. Poza kilkoma parcelami mieszkalnymi i użytkowymi znajdziemy tu
również cmentarze, na których możemy chociażby przeprowadzać pogrzeby. W
Ravenwood spotkamy też Edith, czyli duszę dziecka, która po zaprzyjaźnieniu się
z nią da nam swoją pieczęć, zwieszającą szansę na pomyślne spełnienie życzenia
poprzez studnię życzeń. W Ravenwood odbywają się ponadto cykliczne festiwale,
aczkolwiek brzmi to zdecydowanie ciekawiej, niż jest w rzeczywistości. Można w
ich trakcie pojeść za frajer i poznać nowych ludzi, ale niewiele, poza tym. Ba,
podczas jednego z nich trafiłem po prostu na pustą polanę bez żadnych atrakcji
czy uczestników.
Klasycznie nie mogło zabraknąć również pomniejszych głupotek. Kupić
można sobie teraz kruka, który od czasu do czasu podrzucać będzie nam prezent,
o ile dbamy o relacje z nim, lub, jeśli będziemy się nad nim znęcać, zadziobie
naszego podopiecznego w ramach zemsty. Simowie posiadają także nową aspirację
duchowe historyka. Jej wypełnienie jest prościutkie, aczkolwiek nagroda z tego
wynikająca też nie powala – łatwiejsze nawiązywanie relacji z duchami. Nieco
bardziej interesująco wypada umiejętności tanatologii, która pozwala przede
wszystkim na kupno laleczki voodoo i uprzykrzanie przy jej pomocy życia innym
Simom. Do tego doliczyć trzeba kilka nowych cech charakteru i parceli,
możliwość przeżywania żałoby wraz z jej różnymi typami, a także masę nowych
przedmiotów i ubrań w mocno gotyckim stylu.
Nie da się ukryć, że The Sims 4: Życie i śmierć ma swoje problemy.
Wiele rzeczy mogło być wykonanych lepiej. Nie obraziłbym się chociażby za
większe drzewko umiejętności duchów czy sensowniejsze festiwale, ale mimo
wszystko bawiłem się naprawdę dobrze. Dodatek ma wyjątkowo charakterystyczny
klimat i nie brak mu dobrych pomysłów, jak chociażby świetne „bucket list” czy
możliwość podjęcia pracy jak mroczny kosiarz, która okazuje się koniec końców
dość humorystyczna i zbiurokratyzowana. Jeżeli jesteście amatorami nieco
mroczniejszych klimatów, a Waszym ulubionym do pierwszych „Simsów” była
Abrakadabra – zdecydowanie warto sprawdzić.
Komentarze
Prześlij komentarz