Tydzień 10 (The Witness, Gears of War 2: All Fronts Collection, Monument Valley)
Dziś
z deka ubożej niż zazwyczaj, bo pełnoprawny tytuł mamy tak naprawdę jeden, w
dodatku jest to indyczek. Mowa o The Witness, które swego czasu zrobiło trochę
szumu w giereczkowie. Głównie za sprawą jej twórcy, Jonathana Blowa, który chyba
około dekady temu zadebiutował dobrze odebranym połączeniem Mario oraz gry logicznej
w postaci Braida. Co ciekawe, są to jedyne gry w jego portfolio.
Dalej
cofniemy się odrobinę w czasie, kiedy to CliffyB tworzył jeszcze tytuły, w które
ludzie chcieli grać. To przecież jemu zawdzięczamy m.in. serię Gears of War, o
której dzisiaj będzie mowa. Nie mam na myśli całej sagi, ale jej dosłowny wycinek,
czyli wyciętą z Gears of War 2 misję „Road to Ruin” oferowaną jako bonus w
wydaniu zbiorczym wszystkich multiplayerowych DLC do drugich Gearsów
zatytułowanym All Fronts Collection. Co ciekawe, o istnieniu tej misji
dowiedziałem się właśnie w tym tygodniu, bo z okazji wprowadzenia wsparcia
rozdzielczości 4K na Xboxie One X, Microsoft udostępnił wszystkie multiplayerowe
dodatki do dwójki i trójki. Miło, choć mogli też dać RAAM’s Shadow do
trójeczki, nie obraziłbym się.
Na
sam koniec jeszcze jedna mobilna perełka, czyli Monument Valley, które też w
momencie premiery było dosyć głośne. Nie chcę się jednak tutaj o nim nazbyt rozpisywać,
bo to bardzo tyci tytuł, więc musiałbym powtarzać to, o czym piszę poniżej.
Zapraszam
The Witness (Xbox One)
Gra logiczna
Thekla, Inc., 2016r.
Gra dostępna również
na: PlayStation 4, PC, Mac, iOS, Nvidia Shield
Ostatnimi
czasy zaczynam zauważać w sobie coraz większe zainteresowanie grami logicznymi.
Kiedyś zupełnie nie przeszłyby mi one przez gardło, ale teraz… Jeżeli są dobrze
skonstruowane, czemu nie? Okazuje się jednak, że nie każdy tytuł z tego gatunku
jest tytułem dla mnie. Tak właśnie jest z The Witness, który, mimo obudzenia z
początku mojego zainteresowania, szybko zmęczył mnie i zaczął bardziej irytować
niż bawić. Zacząłem zastanawiać się nad powodem, dla które gra ta nie skradła
mojego serca tak, jak Portal czy ogrywany przeze mnie od jakiegoś czasu
Professor Layton and the Curious Village i doszedłem do wniosku, że moim
głównym zarzutem do The Witness jest brak historii.
To
znaczy, po ukończeniu próbowałem wysnuć jakieś swoje teorie, co zaowocowało
historią o stawaniu przed czymś, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, bo tak
w sumie czułem się przez większość czasu w The Witness. Gdzieś też wyczytałem
opinię, że gra traktuje o ludziach próbujących pomóc innym zapaść w relaksujący
sen (?). Ktoś inny z kolei twierdził, że chodzi o przemijanie i ulotność
historii, o bycie zapomnianym przez przyszłe pokolenia. Ta ostatnia koncepcja chyba ma najwięcej
sensu, bo opiera się na założeniu, że tylko świadek danego wydarzenia wie o nim
prawdę. Niemniej, w ciągu samej gry w najmniejszym stopniu tego nie czuć.
Chodzi się po prostu od lokacji do lokacji (bardzo ładnych, trzeba zaznaczyć) i
mazia kreski na dziesiątkach ekranów. Jedyny dialog słychać na samym końcu i,
mam wrażenie, jest to raczej wypadkowa przypadkowych słów. Ciężko też o jakiś
środowiskowy story-telling, bo miejscówki, które zwiedzamy sprawiają wrażenie
dobranych losowo. Na przykład, kawałek pustyni z piramidą umiejscowiony jest
wręcz po sąsiedzku z moczarami. Po całej mapie porozstawiane są kamienne figury
przedstawiające ludzi, więc kombinowałem coś w kierunku jakiegoś kataklizmu,
ale nic więcej takiej teorii nie poparło. Także nie wiem, o czym opowiada The
Witness, wiem tylko, że jest o mazianiu kresek.
Mazianie
kresek jest główną mechaniką gry. Kreski mazia się różnie. Raz mazia się je
tak, aby stworzyć jakiś
kształt, innym razem trzeba znowuż pooddzielać od siebie różnokolorowe kropki,
i tak dalej. Z początku spoko, nadążałem, grało się fajnie. Patrzę na monitor,
widzę symbol przypominający plus/minus drzewo, obok mnie stoi drzewo z
jabłkiem, maziam kreskę na tablicy tak jakby miała dotrzeć do jabłka na
drzewie. Zrobione. Ale jestem mądry. A potem od połowy gry to ja już nie wiedziałem,
co się dzieje. Nawet poradnik nie pomagał. To znaczy, mogłem sobie pokopiować
wzory, co z resztą haniebnie czyniłem, ale jak potem patrzyłem na to
rozwiązanie, to nie miałem czasem pojęcia czemu to jest dobrze, a moje było
źle. No, nie jest to gra dla mnie. Jakaś dobra historia albo intrygująca tajemnica
sprawiłyby, że chciałbym przebrnąć przez te wszystkie zagadki i dowiedzieć się,
o co chodzi. Niestety, jej brak zaowocował tym, że pragnąłem tylko to już
odbębnić i zobaczyć napisy.
Gears of War 2: All Fronts Collection (Xbox 360)
Shooter
Epic Games, 2009r.
Dodatek dostępny
również na: Xbox One*
Na
początek mały disclaimer. Wpis ten zawierać będzie SPOILER z drugiego Gears of War oraz
dotyczyć będzie wyłącznie dodanej w DLC wyciętej misji „Road to Ruin”. All
Fronts Collection to w zasadzie paczka, w której zebrano wszystkie poprzednie
map-packi oraz dorzucono kilka nowych aren i wspomnianą wyżej misję właśnie.
Fanem multi w Gearsach nie jestem, więc interesowała mnie jedynie część
fabularna.
Ta
toczy się niedługo po odnalezieniu przez Dominica swojej żony i skróceniu jej
męki. Głównym celem jest natomiast przedostanie się do Nexusa poprzez silnie
strzeżoną twierdzę Szarańczy. Z fabularnych zawiłości to tyle, nic więcej się
nie dzieje. To znaczy, na chwilę spotykamy Franklina, który podobno pojawiał
się w pierwszej części (czego nie pamiętam, ale w jedynkę grałem też dosyć
dawno), ale nic on tak naprawdę nie dodaje do historii. Pojawia się na chwila,
oznajmia, że jesteśmy głupi skoro idziemy do Nexusa, a potem sobie idzie. Tyle.
Strzela
się oczywiście dalej tak samo dobrze, bo to przecież Gearsy, więc jest krwiście
i momentami wymagająco. Niestety, to troszkę za mało. Sama lokacja, w której
osadzona jest akcja dodatku, niesamowicie nuży. Dosłownie wszystko wygląda tak
samo. Szarobure, olbrzymie hale wypełnione blokami cementu, za którymi możemy
się schować. No, ale to też urok i zmora 7. generacji. Gameplay natomiast polega
tak naprawdę na przechodzeniu przez kolejne wrota, wybijaniu wszystkich
przeciwników i ruszaniu dalej. I tak w kółko. Jest, co prawda, kilka
ciekawszych momentów, np. spotkanie Franklina czy walka z brumakiem na moście,
ale są to naprawdę wyjątki. Jestem więc w stanie zrozumieć, dlaczego „Road to
Ruin” zostało wycięte z podstawki. Niemniej, fan Gearsów może znaleźć tutaj coś
dla siebie. W końcu jest to więcej tak samo dobrego „szczelania” plus lekkie
rozwinięcie fabuły.
*we wstecznej
kompatybilności
Monument Valley (Android)
Gra logiczna
Ustwo Games, 2014r.
Gra dostępna również
na: iOS, Windows Phone
Podobnie
jak opisywany jakiś czas temu Lifeline, Monument Valley stanowi jeden z
ciekawszych tytułów mobilnych, dowodząc tym samym, że giereczkowanie na
komóreczkach wcale nie musi ograniczać się wyłącznie do ciepania palcem w ekran
czy też łączenia ze sobą cukierków. Mamy tutaj do czynienia z bardzo
interesującą, choć krótką i niezbyt skomplikowaną, grą logiczną bazującą na zabawie
z perspektywą nagradzającą gracza strzępami opowieści, której głównej motywem
jest, po raz kolejny, odkupienie.
Nie
ma tutaj dialogów ani wyjaśniających historię cut-scenek. Fabułę poznajemy
poprzez tytuły kolejnych plansz oraz pojedyncze zdania rzucane przez
napotykanego przez nas raz po raz ducha. Bardzo ciężko jest napisać cokolwiek o
tym, o czym ta gra opowiada, bo łatwo zdradzić informacje z późniejszych jej
etapów. Toteż wrażliwym na spoilery radzę w tym miejscu zakończyć, ale jest to
raczej tytuł skupiający się na doświadczeniu go i próbie interpretacji, a nie
historii jako takiej. Monument Valley opowiada o księżniczce Idzie podróżującej
po świecie w celu zwrócenia fragmentów geometrii, które kiedyś ukradła z
tytułowych monumentów. Troszkę to abstrakcyjne, ale taki jest właśnie ogólny
zarys fabuły gry. Nie zdradziłem tutaj oczywiście wszystkiego, abyście mogli
też poodkrywać sami i zastanowić się nad własną interpretacją.
Komentarze
Prześlij komentarz