Tydzień 50 (Feudal Alloy)
Dzisiaj wstęp będzie krótki, bo i opisywać nie ma zbytnio czego. W zeszłym tygodniu z powodu braku czasu udało ukończyć mi się wyłącznie jeden tytuł - Feudal Alloy, czyli metroidvania autorstwa czeskiego Attu Games. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak powiedzieć...
Zapraszam!
Feudal Alloy (PC)
Metroidvania
Attu Games, 2019r.
Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, Switch
W swojej karierze gracza ograłem mnóstwo tytułów i zawsze uważałem, ze wszystko, co było do zobaczenia, zobaczyłem i nic mnie więcej nie zaskoczy. Czeskie Attu Games postanowiło jednak udowodnić mi, że tak naprawdę nie widziałem jeszcze nic. Nigdy nie pomyślałbym, że zagram kiedykolwiek w grę o sterujących napędzanymi olejem słonecznikowym robotami, średniowiecznych złotych rybkach, a o tym właśnie jest Feudal Alloy – arcyunikatowa metroidvania od naszych południowych sąsiadów.
Wcielamy się w niej w Attu, rybkę, która nigdy nie opuszczała swojej rodzinnej farmy, ale zostaje do tego zmuszona, kiedy zostaje ona napadnięta przez bandytów, a jej mieszkańcy ograbieni z oleju roślinnego potrzebnego im do funkcjonowania. Wyruszamy więc w podróż, aby ów olej odzyskać, a przy okazji się zemścić. O ile fajnie brzmi to w teorii, w praktyce nie jest już tak kolorowo, bo fabuła została przez twórców potraktowana mocno po macoszemu. To taka podróż od punktu A do B. Mamy odzyskać skradziony olej i to właśnie robimy. Nic w trakcie gry się nie zmieni, nie ujrzymy nawet jednego dialogu. Szkoda, bo oznacza to, że twórcy zmarnowali potencjał, który drzemał w świecie Feudal Alloy.
Na szczęście z ratunkiem przychodzi gameplay, który skutecznie pomaga graczowi zapomnieć, że w zasadzie to nie wie gdzie idzie i po co idzie. Jasne, gra ma swoje wady, jak choćby powtarzalne lokacje i niezbyt czytelny interfejs, co zazwyczaj skutkuje kręceniem się po mapie w kółko w poszukiwaniu nowych korytarzy, ale mimo to gra się bardzo przyjemnie. W trakcie rozgrywki naprawdę możemy poczuć, ze umiejętności Attu rosną, a on sam staje się silniejszy. Kiedy na początku dostajemy w dziób od najtyćszego frędzla w okolicy, tak pod koniec wjeżdżamy w bossów jak miecz w masło. Niby sprawia to, że końcówka gry jest śmiesznie łatwa, ale przynajmniej narracyjnie jest to ciekawy, choć niekoniecznie zamierzony zabieg. Do tego gra działa ultrapłynnie nawet na moim dziesięcioletnim kaszlaku, a przepiękna, ręcznie rysowana grafika i rewelacyjna muzyka sprawiają, że chce się do Feudal Alloy powracać.
Jeżeli chcecie dowiedzieć o Feudal Alloy troszkę więcej, zapraszam do zapoznania się z jego moją recenzją pod tym linkiem.
Komentarze
Prześlij komentarz