Tydzień 52 (Assassin's Creed: Unity - Secrets of the Revolution, Never Alone)
Równo
rok ukazał się pierwszy wpis na tym blogu. Od tamtego czasu wiele zmieniło się w
sposobie prezentowania treści – zdecydowanie więcej jest choćby zdjęć. Ale nie
tylko. Po drodze Pykmiś odbył przelotny, acz intensywny romans z YouTubem, na
łono którego to powrót jest wciąż pieśnią przyszłości. Powstał też pykmisiowy Instagram,
na który od czasu do czasu staram się wrzucać jakieś ciekawe zdjęcia związane z
grami. Część moich tekstów czytać możecie też od miesiąca na portalu Gamerweb, co
nie byłoby możliwe bez założenia bloga Pykmiś ten rok temu.
Zawsze
starałem się być systematyczny i w każdy poniedziałek publikować nowy wpis. Jak
dotąd zdarzyła się tylko jedna obsuwa, ta jest więc drugą. Powodem jest tym
razem grypa - kiepsko, ale dzięki temu mogę puścić tekst dokładnie w rocznicę
utworzenia bloga.
Tak
naprawdę gra do omówienia jest tylko jedna – Never Alone. To całkiem ciekawy
projekt, którego zadaniem jest przemycenie pod postacią prostej platformówki w
stylu Limbo informacji o kulturze i wierzeniach Eskimosów. Gra absolutnie tematycznie
wyjątkowy oraz tytuł, w którym swego czasu pokładałem spore nadzieję. Drugą
część wpisu zajmuje natomiast dodatek do moim zdaniem okropnie niedocenianego
Assassin’s Creed: Unity, zatytułowany Secrets of the Revolution. Bardzo mały
dodatek, dodam.
Zapraszam!
Assassin’s Creed: Unity
– Secrets of the Revolution
(Xbox One)
Ubisoft Montreal, 2015r.
Dodatek dostępny również
na: PlayStation 4, PC
Sekretem
rewolucji francuskiej jest fakt, że kupując ten dodatek dajecie się naciągnąć,
dlatego lepiej trzymać się od niego z daleka. Jeżeli, tak jak ja, upolujecie go
na promocji to jeszcze pół biedy, ale płacenie za niego pełnej ceny to czysta
głupota lub oznaka pewnego rodzaju zamożności. 30zł za dwie dodatkowe
historyjki i jedno niezwykle proste śledztwo to śmiech na sali. Fakt, dostajemy
też kilka szabelek i czapek, ale to są tak naprawdę nic nieznaczące pierdoły. Z
resztą po ukończeniu podstawki oraz dodatku Dead Kings, Arno jest tak
dopakowany, że cały sprzęt z Secrets of the Revolution sprawia wrażenie
dziecięcych zabawek.
Niemniej,
fajnie było móc wrócić do osiemnastowiecznego Paryża i poprzechadzać się po
jego uliczkach (bądź też dachach) jeszcze trochę. Przy okazji poznać możemy
kilka nowych postaci historycznych, jak choćby Thomasa Paine’a. Niestety, poza
tym dodatek nie oferuje zbyt wiele. Wprowadzone zadania to zwykłe „przynieś,
podaj, pozamiataj”. Może więcej sensu miałoby to wszystko, gdyby przechodząc
podstawkę robiło się to od razu z Sekretami Rewolucji. Nowy oręż okazałby się
pomocny, a dodatkowe zadanie pozwoliłyby na dopakowanie postaci. W innym
wypadku to bezsensowny zakup.
Never
Alone (Xbox One)
Platformówka
Upper One Game, 2014r.
Gra dostępna również na:
PlayStation 4, PlayStation 3, WiiU, PC, Android, iOS
Swego
czasu pokładałem w tym tytule naprawdę olbrzymie nadzieje. Pomysł na
umiejscowienie jego akcji w świecie eskimoskich wierzeń wydawał się niezwykle
ciekawy i bez wątpienia wyjątkowy. Tak też jest. Never Alone to w końcu gra
stworzona we współpracy z członkami ludu Inuitów, mająca na celu promocję, ale
także w pewnym sensie podtrzymanie ich kultury. Sama historia opowiedziana w
grze to adaptacja jednej z najsłynniejszych inupiackiej opowieści „Kunuuksaayuka”.
Bohaterką
Never Alone jest Nuna – mała dziewczynka, która opuszcza wraz ze swoim lisim
towarzyszem dom w celu odnalezienia źródła śnieżycy, w międzyczasie próbując
przetrwać spotkania z chociażby niedźwiedziami polarnymi czy też pewnym bardzo
wrogo nastawionym człowiekiem. Całość opowiadana jest przez narratora, który od
czasu do czasu wspomaga się stylizowanymi na eskimoskie ryciny przerywnikami
filmowymi, które nadają grze wyjątkowego klimatu. Świetny jest też motyw z
dodaniem do gry krótkich, kilkuminutowych filmów dokumentalnych opowiadające o
eskimoskiej kulturze oraz tłumaczące pewne rzeczy, których znajomość jest
potrzebna do pełnego zrozumienia fabuły gry. Są one naprawdę ciekawe i
sprawdzają się fantastycznie jako nagroda za grę.
Niestety,
żeby nie było za kolorowo. Never Alone to zła gra. Owszem, jest grywalna i
potrafi zrelaksować, ale im bliżej końca byłem, tym większą ochotę na ciśnięcie
padem o ścianę miałem. Widzicie, to nie jest trudny tytuł. To platformówka
pokroju Limbo. Powolna i skupiająca się bardziej na atmosferze, aniżeli na
platformowym wyzwaniu. Niestety nawet tutaj trzeba trochę poskakać, powspinać
się i porozwiązywać jakieś tam zagadki, czego w żadnym razie nie ułatwia
koślawe sterowanie i błędy gry. Jeszcze chyba w żadnej grze nie byłem aż tak
niepewny tego, co zrobi moja postać, kiedy się poruszę i czy przypadkiem nie
spadnie ze skały. Najgorszy jest jednak towarzyszący nam lis. Od czasu do czasu
musimy przejąć nad nim kontrolę (ewentualnie w jego rolę wcielić może się drugi
gracz) aby dojść tam, gdzie Nuna nie da rady. Teoretycznie momenty te są spoko.
Problem pojawia się wtedy, kiedy w grę wkracza sztuczna inteligencja i okazuje
się być zupełnie nieprzewidywalną. Raz podąża krok w krok za nami, raz ma
wszystko gdzieś i stoi w miejscu, a co gorsza czasem potrafi nawet wskoczyć
prosto w przepaść bez wyraźnego powodu. Co więcej, śmierć naszego towarzysza to
automatyczna przegrana, więc wyobraźcie sobie moją frustrację, kiedy po raz
enty cofałem się do punktu kontrolnego przez kaprys gry….
Komentarze
Prześlij komentarz