Tydzień 54 (Onrush)
Pozwolę
sobie nie rozpisywać się aż nad to, bo przecież w tym tygodniu na blogu do
przeczytania będzie tylko i wyłącznie o jednym tytule – Onrushu. Nie jest to
jednaj jego debiut na łamach Pykmisia. Ten zaliczył w zeszłym roku przy okazji
pierwsze „betoniarki”. Jak bardzo od tamtego czasu zmieniła się moja opinia o
tym tylu przekonajcie się sami.
Zapraszam!
Onrush (PlayStation 4)
Wyścigi
Codemasters, 2018r.
Gra dostępna również na:
Xbox One, PC
O
Onrush na moim blogu mogliście już przeczytać przy okazji jego bety pod koniec
zeszłorocznego maja. Wtedy moje uczucia co do tego tytułu były raczej mocno
mieszane i przeszkadzał mi przede wszystkim niesamowity chaos w trakcie
rozgrywki oraz fakt, że trochę nie potrafiłem zrozumieć jaki jest cel tej gry.
Teraz jednak, po ograniu pełnej wersji mogę śmiało stwierdzić, że o ile pewne
jej aspekty wciąż mi nie pasują, o tyle jako całość Onrush stanowi naprawdę
fantastyczną grę wyścigową pełną akcji i widowiskowych akcji.
Moim
błędem było przede wszystkim podejście do niego jak do każdych innych wyścigów i
próba jak najszybszego przejechania każdych z dostępnych zawodów. Faktycznie,
można tak robić, ale to jak granie w Fifę samym bramkarzem. Onrush błyszczy w
momencie, w którym porzucimy chęć wygranej i rzucimy się w wir radosnej, beztroskiej
rozpierduchy. Z resztą zachęca do tego sam projekt rozgrywki, bo zwycięstwo
wcale nie jest potrzebne do awansowania dalej. Każdy z wyścigów posiada zestaw
wyzwań do ukończenia, za które otrzymuje się punkty. Owszem, mogą one polegać
na wygraniu wyścigu, ale znaczna większość z nich to np. przetrwanie minuty na motocyklu
lub zniszczenie odpowiedniej liczby przeciwników i/lub tzw. mięsa armatniego,
czyli jadących obok, ale nie biorących udziału w wyścigu botów.
Ci
ostatni pełnią rolę swoistego zapychacza, ale także gwarantują, że dookoła nas
bez przerwy coś się dzieje. To właśnie ten chaos, o którym wspominałem
wcześniej. Co rusz omijać musimy zbliżające się ku nam wraki pojazdów, a oczy trzeba
mieć dookoła głowy, bo w każdym momencie coś może spaść nam na dach lub rozorać
tylny zderzak wykluczając nas na moment z wyścigu. Jest to z deka upierdliwe,
bo mnóstwo zależy tutaj tak naprawdę od szczęścia. Cierpi na to szczególnie
single player, gdzie niektóre konkurencje przegrywa się wyłącznie dlatego, że
nasi towarzysze postanowi udać się na wycieczkę krajoznawczą zamiast walczyć o
kontrolę na obszarem do przejęcia. Innym razem wyścig ciągnie się w
nieskończoność tylko dlatego, że nikt nie jest w stanie dogonić ostatniego
przeciwnika na mapie. Niemniej wszystko to niknie w niesamowitej ilości frajdy,
którą daje gra. Rozbijanie się po mapie, wykonywanie powietrznych ewolucji
zwieńczonych lądowaniem na kierowcy innego zespołu i pędzenie przed siebie w
towarzystwie ślicznych widoczków jest naprawdę świetne. Dobrze, że PS+ dał
Onrushowi drugą szansę.
Komentarze
Prześlij komentarz