Tydzień 56 (Hitman + DLC The Sarajevo Six, Halo 5: Guardians)



Dziś będzie literka „H”. Nie wiem, dlaczego, ale fakt, że wszystkie gry w poniższym zestawieniu rozpoczynają się od tej właśnie literki wydaje mi się niezwykle uroczy. No, ale dobra, konkrety. Mimo, że Hitman wyszedł zaledwie cztery lata po Hitmanie: Rozgrzeszenie, okres ten wydaje mi się być wiecznością. Niemniej, stanowi on fantastyczny powrót do klasycznej, hitmanowej formuły oraz pretekst do powspominania starszych odsłon. Co więcej, jeżeli wybierzemy wersję na platformę Sony to w pakiecie dostajemy dodatkową kampanię zatytułowaną The Sarajevo Six, o której także przeczytacie poniżej. Na koniec natomiast najnowsza odsłona serii, która zrewolucjonizowała gatunek pierwszoosobowych strzelanek na konsolach, czyli Halo 5: Guardians. O tym, czy dość drastyczne zmiany wprowadzonej w tej właśnie części nie są aby zbyt drastycznie, przeczytajcie sami.

Zapraszam!

Hitman (PlayStation 4)
Skradanka
IO Interactive, 2016r.
Gra dostępna również na: Xbox One, PC


Zdążyłem już zapomnieć jak bardzo lubię serię Hitman. Było ongiś tak, że w drugą jej odsłonę zagrywałem się namiętnie, rozpracowując kolejne poziomy i próbując dotrzeć do celu tak, aby na koniec misji otrzymać rangę cichego zabójcy. Do czwartej części włącznie (swoją drogą w momencie premiery wywarła ona na mnie olbrzymie wrażenie) schemat rozgrywki był już utarty, a kolejne to odsłony wprowadzały tylko udoskonalenia w postaci chociażby pozorowania wypadków z Krwawej Forsy. Niestety, Hitman: Rozgrzeszenie odrobinę zabił we mnie miłość do serii i sprawił, że wspomnienia z buszowania po hotelu w misji „Traditions of the Trade” z jedynki zatarły się. Był to całkiem niezły tytuł i niezgorsza skradanka, ale nie był to w żadnym wypadku dobry Hitman. Bliżej było mu do Splinter Cella niż do poprzedniczek, ale na szczęście twórcy poszli po rozum do głowy.

Pamiętam, że przed premierą Hitmana wielu graczy nie mogło zrozumieć planu wydawniczego, który uwidzieli sobie twórcy. W założeniu kampania miała być podzielona na dwie, sprzedawane osobno połowy. Ci, którym spodobałaby się pierwsza, mogliby kupić kolejną. Natomiast ci nastawieni mniej entuzjastycznie wydaliby na nietrafiony zakup o połowę mniej pieniędzy. Koniec końców, stanęło na popularnej wówczas formie odcinkowej. Każda z sześciu (nie licząc treningu) misji jest dostępna do kupienia osobno. Odnosiłem przez to wrażenie, że Hitman ten nie posiada fabuły i składa się tylko z sześciu niepowiązanych ze sobą kontraktów. Na szczęście, pomyliłem się. Mimo, że nie jest to opowieść najwyższych lotów i w zasadzie bardzo przypomina swoją strukturą pierwsze dwie części – dobrze, że w ogóle jest. Jako że klasycznie dla serii prawda wychodzi na jaw dopiero na koniec, nie mogę zbytnio opowiadać o fabule Hitmana jednocześnie go nie spoilując. Pójdźmy więc na kompromis. Ja powiem Wam, że to gra o płatnym mordercy wykonującym zlecenia na całym świecie, a wy zaufacie mi, że wszystkie te zadania są ze sobą powiązane.


Absolutnie fantastyczne jest to, że Hitman stał się ponownie Hitmanem. Nie mamy tutaj przekradania się z punktu A do B, porywania ludzi czy ratowania małych dziewczynek. A sio mi z tym. Założenia są ultra proste. Dostajemy kontrakt, zapoznajemy się z celami i wyruszamy na łowy. Jako że Hitman od zawsze opiera się na zasadzie ukrywania się na widoku - naszym głównym sposobem przemykania niepostrzeżonymi pomiędzy strażnikami jest przebieranie się za inne postacie. W ten sposób nie zostaniemy rozpoznani przez mijane osoby, o ile nie będą oni posiadać wyższej rangi od swoich kolegów. Dowódca straży raczej nie będzie miał problemu ze zidentyfikowaniem przebierańca, a przecież i szef kuchni dobrze zna swoich podwładnych. W konsekwencji nie wystarczy tylko się przebrać, ale trzeba też do problemu podejść kreatywnie i odpowiednio lawirować między przechadzającymi się po lokacji ludźmi. Z resztą już samo zdobycie przebrania wymaga nieco pomyślunku oraz zapoznania się z mapą. Czasem możemy nowe fatałaszki znaleźć leżące gdzieś w przebieralni, innym razem będziemy musieli w sprytny sposób zwabić kogoś w zaciszne miejsce, aby ogłuszyć go i zabrać mu ubranie.

Również sposobów na wykonanie zlecenia jest mnóstwo. Duszenie, trucie czy strzelanie do celu to tylko te bardziej sztampowe metody. Dużo ciekawiej robi się, kiedy spędzimy trochę czasu podsłuchując rozmowy lub czytając rozsiane tu i ówdzie notki odblokowujące nam tzw. okazje, czyli wyreżyserowane scenki pozwalające nam na znalezienie się z naszą ofiarą sam na sam. Z jednej strony jest to świetne, bo w trakcie tychże scenek można się sporo dowiedzieć o świecie gry, ale niestety już fakt, że twórcy prowadzą nas w ich przypadku za rączkę średnio mi się podoba. Oczywiście, korzystanie z nich jest opcjonalne, więc jeżeli tylko chcemy, możemy kombinować na najróżniejsze sposoby. Moim największym przyjacielem stały się latające nożyczki.

Hitman: The Sarajevo Six (PlayStation 4)
IO Interactive, 2016r.
Dodatek ekskluzywny


Technicznie rzecz biorąc nie jest do DLC, a zawartość ekskluzywna, którą na przestrzeni 2016 roku za darmo dostali posiadacze podstawki w wersji na PS4. Jest to zestaw sześciu dodatkowych misji odbywających się na znanych już z niej mapach, w których naszym celem jest wyśledzenie i wyeliminowanie szóstki mężczyzn odpowiedzialnych za masakrę w Sarajewie. Ich poziom trudności nie jest szczególnie wysoki, a w zasadzie dopiero ostatni kontrakt może sprawić większe problemy, ponieważ to jedna z tych misji, w których jeden alarm oznacza automatyczną przegraną. Fakt ten w połączeniu z brakiem możliwości zapisu stanu rozgrywki skutecznie utrudnia zabawę i nie zdziwcie się, bo nie raz będziecie rozpoczynać ten etap od zera. Jest to jednak miła odmiana po pozostałych zleceniach z rozszerzenia dających się ukończyć w ciągu dwóch, trzech minut po prostu rzucając nożyczkami, kiedy nikt nie patrzy. Uwierzcie jednak, że nie warto tego robić, bo czasem można przez to ominąć dialog rzucający nowe światło na wydarzenia prezentowane w DLC.

Halo 5: Guardians (Xbox One)
FPS
343 Industries, 2015r.
Tytuł ekskluzywny


Halo 5: Guardians nie okazało się takim sukcesem jakim powinno. Odniosłem wrażenie, że fani serii są raczej średnio zadowoleni ze stanu w jakim jest teraz ta jakże ważna dla historii gier wideo marka. Ba, na YouTube znaleźć można dziesiątki analiz mówiących o tym, czego nowym odsłonom brakuje. Oczywiście, w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że piąte Halo to zła strzelanka. Wręcz przeciwnie, gra się w nie bardzo dobrze, a widoki oraz wydarzenia na ekranie potrafią zachwycić. Problem leży zupełnie gdzie indziej. Otóż 343 Industries sprawiło, że w najnowszym Halo nie czuć już Halo. To kompetentny shooter będący niestety cieniem samego siebie. Brak mu bowiem tego, co czyniło poprzednie części wyjątkowymi.

Daleki jest od bycia super fanem serii. Zawsze uważałem ją za co najwyżej dobrą i nigdy nie rozumiałem, dlaczego Amerykanie tak bardzo sikają po majtkach na sam widok logo gry. Zawsze miałem poczucie, że Halo trochę odstaje od konkurencji i stoi jakby w rozkroku pomiędzy nowoczesnością a staroszkolnością. Brak możliwości sprintu czy precyzyjnego celowania nieco mnie od gier z tej serii odrzucały. W momencie premiery Guardians okazało się, że większość moich zarzutów nie ma już racji bytu, bo nie dość, że nagle można sprintować, to i bronie mają celowniki. W teorii brzmi świetnie, a w praktyce tęsknię do czasów, kiedy przybliżyć widok mogłem wyłącznie przy pomocy latarki. Okazuje się bowiem, że wszystkie te umiejętności i tycie pierdoły z pozoru psujące rozgrywkę są nieodłącznym elementem Halo nadającym mu charakter. W wyniku ich usunięcia dostaliśmy produkt go pozbawiony.

Widać to niestety także na poziomie fabuły, bo i tutaj zaszły spore zmiany. Master Chief otrzymuje wizję „żyjącej” Cortany, która jak się okazuje wcale nie została zniszczona w finale czwórki, a w jakiś sposób przejęła kontrolę nad technologią Protean. „Szef Kucharz” wyruszasz zatem w jej poszukiwaniu, sprzeciwiając się przy tym rozkazom przełożonych i w zasadzie dezerterując. W celu jego ujęcia wysłana zostaje grupa uderzeniowa Osiris pod przywództwem Locke’a będącego tak naprawdę głównym bohaterem piątki. Nie mam fabule piątki nic do zarzucenia. Jest interesująca i trzyma gracza w napięciu, a odwrócenie ról i zrobienie z Master Chiefa oraz Cortany antagonistów to niezwykle intrygujący pomysł i żałuję tylko, że nie został on w stu procentach wykorzystany. Niestety fakt, że to właśnie Locke jest protagonistą Halo 5, a Master Chief majaczy gdzieś tam daleko na horyzoncie i pokierowań nim przychodzi nam w zaledwie dwóch czy trzech misjach sprawia, że jeszcze bardziej nie gra się w to jak w Halo. Z jednej strony to dobrze, bo przecież ile razy można grać ten sam utwór, ale z drugiej przez całą kampanię nie mogłem pozbyć się uczucia, że czegoś mi brakuje i to pomimo, że bawiłem się kapitalnie.

Komentarze

Popularne posty