Tydzień 58 (Batman: Arkham City + Catwoman + Zemsta Harley Quinn, Halo Wars: Definitive Edition, Gunhouse)
Nadchodzący
miesiąc to miesiąc bez dwóch zdań komiksowy, a przynajmniej jeżeli o kino
chodzi. Obejrzeć będzie można Shazama, Hellboya czy w końcu wyczekiwane przeze
mnie od roku Avengers: Endgame. Czyż zatem na te wszystkie filmy przygotowywać
można byłoby się inaczej niż grając w najlepszą superbohaterską grę? Mowa
oczywiście o Batmanie: Arkham City oraz dwóch dodatkach do niego – Catwoman oraz
Zemście Harley Quinn. Poza tym przeczytać w tym tygodniu możecie doświadczenia
strategicznego laika z Halo Wars: Definitive Edition. Miejsca nie zabrakło także
na kolejną odsłonę kącika mobilkowego z udziałem gry logicznej z elementami
tower defense – Gunhouse.
Zapraszam!
Batman: Arkham City (PC)
Metroidvania/Mordobicie
Rocksteady Studios,
2011r.
Gra dostępna również na:
Xbox 360, Xbox One, PlayStation 3, PlayStation 4, WiiU
To
już drugi raz, kiedy ujrzałem napisy końcowe Arkham City, a zakończenie nadal
wywiera na mnie ogromne wrażenie. Drugi Batman od Rocksteady to w ogóle jedna z
najlepszych, o ile nie najlepsza gra superbohaterska jaka kiedykolwiek
powstała. To tytuł biorący wszystkie dobre cechy oryginału i ulepszający je
jeszcze bardziej. Perfekcyjny sequel ze świetnie napisaną historią w tle.
Jeżeli zamknięte Arkham Asylum z jedynki przyprawiało Was o klaustrofobię,
otwarte Arkham City pozwoli Wam dosłownie rozwinąć skrzydła.
Czymże
jednak jest tytułowe miasto Arkham? W jedynce podobną nazwę nosił szpital (czy
też bardziej więzienie) dla złoczyńców znajdujący się na obrzeżach słynnego
Gotham. Mądre głowy na wyższych szczeblach stwierdziły jednak, że lepszym
pomysłem będzie wydzielenie specjalnej, już i tak zniszczonej trzęsieniem ziemi
dzielnicy i zesłanie tam wszelakich szumowin. Problem w tym, że trafiają tam
nie tylko Bane, Szalony Kapelusznik i inne Jokery, ale także zwykłe
rzezimieszki oraz więźniowie polityczni. Co gorsza, za utworzeniem Arkham City
czają się dość mroczne intencje, czego domyśla się Bruce Wayne, czyli Batman we
własnej osobie.
W
kwestii rozgrywki dużo się w zasadzie nie zmienia. Jak już wspominałem,
wszystko to, czym błyszczało Arkham Asylum, znajduje się także i tu.
Widowiskowo płynna i szybka walka. Jest. Elementy metroidvanii i potrzeba
wykorzystania wszystkich elementów ekwipunku, aby odkryć każdy sekret? Także
jest. Główną nowością jest wprowadzenie również wspomnianego wcześniej
otwartego świata, który z początku może irytować potrzebą ciągłego wspinania
się na budynki. Bardzo szybko jednak otrzymujemy odpowiednie ulepszenia
pozwalające nam na praktycznie bezustanne pozostawanie w powietrzu. Do gry
dorzucono także garść misji pobocznych skupiających się wokół mniejszych wątków
poświęconych złoczyńcom, na których nie wystarczyło miejsca w wątku głównym,
np. Bane’owi czy Szalonemu Kapelusznikowi. No i niestety mamy tutaj do
czynienia z loterią. Zadania poboczne są albo całkiem dobre, albo męcząco
powtarzalne. Na jednego psychodelicznego Szalonego Kapelusznika przypada jeden
Zsasz każący nam biegać za dzwoniącymi telefonami. Na szczęście można to
pominąć bez żadnych konsekwencji i raczej warto to zrobić, aby móc skupić się
na całej reszcie, która do dziś nie ma sobie równy, jeżeli o gry o superbohaterach
chodzi.
Batman: Arkham City –
Catwoman (PC)
Rocksteady Studios,
2011r.
Gra dostępna również na:
Xbox 360, Xbox One, PlayStation 3, PlayStation 4, WiiU
Był
taki, na szczęście już wymarły, okres w giereczkowie, kiedy to twórcy
prowadzili otwartą krucjatę przeciwko handlowi grami używanymi. Do nowych kopii
dołączane były kody odblokowujące dostęp do pewnej części zawartości gry.
Najczęściej był to tryb wieloosobowy, ale zdarzały się też sytuacje, kiedy
kupując używkę, traciliśmy dostęp do fragmentu fabuły gry. Tak też było w
przypadku Batmana: Arkham City, który kusił graczy wplecionym w kampanię
wątkiem Seliny Kyle, Catwoman.
Rozszerzenie
to zostało jednak stworzone z głową. Nawet nie posiadając go, nie poczujemy, że
straciliśmy cokolwiek z fabuły. Wiem, bo mój pierwszy raz z Batmanem odbył się
bez udziału Catwoman. Jakkolwiek by to nie brzmiało. Tutaj pojawia się jednak
kwestia, czy w takim razie dodatek ten jest w ogóle potrzebny? I tak i nie.
Wątek Kobiety-Kota to niezależna historia o próbie obrabowania banku w Arkham
City, która tłumaczy również w jaki sposób bohaterka znalazła się w sytuacjach,
w których spotykamy ją jako Batman. Zatem oferuje on spojrzenie na sytuację w
Arkham z drugiej strony, ale nie jest to coś konieczne do zrozumienia wydarzeń
na ekranie. Osobiście bawiłem się całkiem nieźle. Przestawienie się na
sterowanie Catwoman wymaga kilku chwil, ale potem idzie jak z płatka. Dostajemy
kilka nowych zabawek, zestaw nowych zagadek Riddlera, a także rozgrywkę mocniej
nastawioną na skradanie. Jeżeli Wam to wystarczy to uważam, że warto się
skusić.
Batman: Arkham City –
Zemsta Harley Quinn (PC)
Rocksteady Studios, 2012r.
Gra dostępna również na:
Xbox 360, Xbox One, PlayStation 3, PlayStation 4, WiiU
Głównym
zadaniem tego rozszerzenia jest ukazanie jaki wpływ miało na Batmana
zakończenie Arkham City. I to jest super. Problem w tym, że za ciekawym
pomysłem wcale nie stoi równie dobre wykonanie. Fabuła jest jak najbardziej
okej. Wyrocznia traci z Batmanem kontakt po tym jak ten wyruszył z powrotem do
Arkham by uratować policjantów porwanych przez Harley Quinn. My zaś jako Robin
staramy się odnaleźć naszego mentora oraz wspomóc go w jego zadaniu. Mamy więc
nowego protagonistę z nowymi umiejętnościami, którym znów walczy się odrobinę
inaczej. Stoi on gdzieś pomiędzy brutalną siłą Batmana a prędkością i
zwinnością Catwoman. Żałuję jednak, że nie jest on jedyną grywalną postacią w
DLC, bo sterujemy na przemian nim oraz Batmanem. Jasne, alter-ego Bruce’a
Wayne’a jest super, ale właśnie spędziłem jakieś dziesięć godzin śmigając w
przebraniu nietoperza po Arkham. Robin jest zatem miłą odmianą.
Również
pod względem lokacji Zemsta Harley Quinn to swego rodzaju krok wstecz. Już
mniejsza o to, że zrezygnowano z otwartego świata na rzecz zamkniętych lokacji.
Działało to w Arkham Asylum, działa i tutaj. Bardziej bolał mnie fakt, że po
raz kolejny zmuszeni jesteśmy do biegania w tę i we w tę po hucie stali, w
której byliśmy już co najmniej dwa razy w podstawce. Jasne, jest kilka drobnych
zmian, ale to w większości czysta kosmetyka. Znam już tę lokację na pamięć i
spokojnie przeżyłbym bez odwiedzania jej po raz kolejny. Zwłaszcza, że gameplay
w zasadzie tak średnio dowozi. Kompletnie straciłem jakiekolwiek zaangażowanie,
kiedy okazało się, że muszę dymać z powrotem do odwiedzionych już uprzednio
pomieszczeń, bo <fabularne_wyjaśnienie>. I tak, powtarza się to
kilkukrotnie.
Halo Wars: Definitive
Edition (PC)
RTS
Behaviour Interactive,
2016r.*
Gra dostępna również na:
Xbox One, Xbox 360
Bardzo
chciałbym w tym roku przekonać się do gier strategicznych. To takie moje małe
postanowienie noworoczne (mimo, że już połowa marca), któremu dobrze wróży
ukończenie przeze mnie właśnie Halo Wars, czyli dość wyjątkowej gry w uniwersum
Halo. To fantastyczna produkcja dla graczy nowych w gatunku, co potwierdzić
mogę z własnego doświadczenia. Jasne, zdarzyło mi się ukończyć RTSa bądź dwa,
ale dopiero teraz uczę się w nie grać nie spiesząc się, powoli planując swoje
kolejne ruchy i budując przy tym militarną potęgę. Próba wejścia w ten gatunek
poprzez pierwsze Command & Conquer skończyła się dla mnie dość boleśnie,
ale Halo Wars to na szczęście zupełnie inna historia.
Oryginalnie
tytuł ten ukazał się wyłącznie na Xboxie 360. Na pierwszy rzut oka może się
wydawać to jakąś herezją. Jak to? Strategia czasu rzeczywistego na konsoli? Wolne żarty! Przecież to trzeba klikać myszkiem, a nie
kręcić gałką na padzie. To mikrozarządzanie jest, APMy trzeba robić i w ogóle
szybko i precyzyjnie wydawać rozkazy w trakcie toczonych bitew. Jest to dość
powszechna i do pewnego stopnia słuszna opinia. Przecież nie bez powodu gatunek
ten praktycznie nie istnieje na konsolach. Na szczęście twórcy wzięli to pod
uwagę i zaprojektowali model sterowania sprawdzający się ponoć świetnie na
padzie. Jak jest naprawdę? Nie mam pojęcia, bo grałem przy użyciu myszki.
Konsolowe naleciałości czuć jednak wyraźnie w interfejsie, który oparty jest
tutaj na menu kołowym. Jest to całkiem wygodne i przejrzyste, ale niektóre
mechaniki nie zostały zbyt dobrze zaadaptowane pod myszkę. Na przykład
wskazywanie celów dla Spirit of Fire, naszego statku, jest okropnie niewygodne
i toporne.
Sama
rozgrywka także jest wyraźnie prostsza niż w innych tego typu grach. Nie wiem
czy to zasługa gry na myszce czy może konsolowego rodowodu, ale praktycznie
wszystkie misje kampanii opierają się na wybudowaniu maksymalnej ilości
jednostek i zalaniu nimi przeciwnika. Chyba tylko dwie lub trzy z łącznej liczby
piętnastu misji wymagają trochę więcej kombinowania. Taka chociażby batalia z
na wpół zbudowanych skarabeuszem okazała się swego rodzaju zabawą w kotka i
myszkę przy jednoczesnym podgryzaniu dziada w tyłek pozostałymi jednostkami. Nieco
bardziej wymagające, ale dające zdecydowanie dużo więcej satysfakcji.
Dla
fanów uniwersum Halo Wars stanowi także dodatkowy rozdział w opowieści
rozgrywający się gdzieś na początku wojny z Przymierzem. Niestety, nie jestem w
stanie zbyt wiele o niej powiedzieć, ponieważ zupełnie zawodzi ona w
angażowaniu gracza. Czułem, że bardzo mało jest tłumaczone i w zasadzie do
samego końca nie wiedziałem jaki jest cel głównego złego. Mogę tylko
powiedzieć, że Przymierze odnalazło jakiś artefakt w starożytnej świątyni,
który ma dać im dostęp do super broni. Chyba. Jednak nawet jeżeli fabuła dosyć
mnie zawiodła to i tak bawiłem się świetnie ucząc się nowego gatunku.
*wersja oryginalna
wydana na Xboxa 360 przez Ensemble Studios w 2009r.
Gunhouse (PlayStation Vita)
Logiczna/Tower Defense
Necrosoft Games, 2016r.
Gra dostępna również na:
PlayStation 4, Switch, iOS
W
Gunhouse grało mi się świetnie, ale materiał na tekst zbyt dobry to to nie
jest. Rozgrywka, choć wciągająca, wcale nie należy do nazbyt skomplikowanych.
Również o fabule czy moich przygodach w niej zbytnio napisać nie mogę, bo obu
było tyle, co kot napłakał. To tytuł stricte mobilkowy, który najlepiej
sprawdza się w autobusie. Wcielamy się w nim w opiekuna sierocińca w świecie
pełnym potworów, a naszym zadaniem jest obrona przed nimi naszych
podopiecznych. W trakcie każdego z etapów musimy ładować systemy obronne, w
które nasz dom jest wyposażony, a potem pruć ile wlezie w nadciągające fale
przeciwników i ewentualnego bossa. Wszystko to oparte jest na prostej mechanice
„połącz trzy”. Pojawiające się na przekroju sierocińca klocki przesuwamy tak,
aby utworzyć jeden wielki kwadrat bądź prostokąt, który później przesuwamy w
stronę dział lub ataków obszarowych. Gra podpowiada nam również jakie
połączenia w danej turze dostaną bonus do zadawanych obrażeń, co mieć na
uwadze, bo dodatkowy damage na pewno nie zaszkodzi. Mimo prostoty gra sprawia,
że autobusowa podróż minie Wam nim się obejrzycie i raczej w tym celu
polecałbym kupować tę grę. Granie w Gunhouse na PS4 w mojej ocenie nie ma
większego sensu.
Komentarze
Prześlij komentarz