Tydzień 67 (Mega Man 6, Arx Fatalis, Pandemic Express - Zombie Escape)
Obiecuję,
że Mega Man 6 to ostatnia część serii, którą opisuję na blogu. Robi się nieco
monotematycznie, a ja sam potrzebuję trochę czasu, aby od niej odsapnąć. Również
Pandemic Express – Zombie Escape będzie potrzebował spędzić we wczesnym
dostępie jeszcze kilka miesięcy zanim stanie się pełnoprawnym produktem. Poniżej
znajdziecie zatem moje wrażenia z Early Accessu w pigułce.
Te
dwa tytuły to jednak tylko przystawki – głównym daniem jest bezapelacyjnie Arx
Fatalis, którym zachłysnąłem się w trakcie rozgrywki, czego zupełnie się nie
spodziewałem. Jeżeli szukacie klasycznego action RPGa w stylu Gothica lub The
Elder Scrolls z akcją w bardzo nietypowym świecie – zajrzyjcie do tekstu, tytuł
ten powinien Was zainteresować.
Zapraszam!
Mega Man 6 (Xbox One)
Platformowa strzelanka
Capcom, 1993r.
Gra dostępna również na: Xbox, PlayStation 4, PlayStation 3, PlayStation
Portable, PlayStation 2, PlayStation, Switch, 3DS, Wii, WiiU, Gamecube, NES,
PC, Android
Koniec.
To już ostatni z Mega Menów oryginalnie wydanych jeszcze na NESa, więc w tym
miejscu zakończę swój obecny maraton, a do pozostałych pięciu odsłon klasycznej
serii wrócę, kiedy tylko odpocznę. Nie powiem, mam tych gier trochę dość i
potrzebuję pograć w cokolwiek innego, bo małe niebieskie ludziki z działkami
zamiast dłoni wychodzą mi już bokiem. To powiedziawszy, Mega Man 6 jest całkiem
dobrą grą i zdecydowanie jedną z lepszych z serii. Warto zaznaczyć, że
stwierdzenie to należy traktować z lekkim przymrużeniem oka, bo w
rzeczywistości wszystkie Mega Many to w zasadzie ta sama gra z lekko
zmienionymi bossami, o czym z pewnością zdążyliście się przekonać jeśli
czytaliście wpis z zeszłego tygodnia.
Tak,
jak robiłem to wtedy, tak i teraz daruję sobie opisywanie, czym Mega Man jest.
Zrobiłem to przy okazji jedynki dwa tygodnie temu i tłumaczenie jego mechanik w
każdym kolejnym wpisie mija się z celem, a już zwłaszcza, że pojawiają się one
w tak krótkim czasie. Lepiej skupić się na cechach charakterystycznych dla
danej odsłony, choć, będąc szczerym, Mega Man 6 to po prostu przedłużenie
piątki. Główną zmianą jest na pewno dodanie do gry plecaka odrzutowego jako
jednej z umiejętności specjalnych okazującej się niezwykle przydatną w
sekwencjach na powierzchni, gdzie pozwala nam na omijanie sporych grup
przeciwników po prostu przelatując nad nimi. Poza tym, jak już wspominałem,
niewiele się zmieniło.
Pomysły
na poziomy nie są tak interesujące jak w piątce, ale nadal są niezłe, choć
toczą się w praktycznie niezmienionym od jedynki układzie pomieszczeń. Widać
też, że twórcom zaczynało już brakować sensownych pomysłów na roboty, więc
dostaliśmy takie kwiatki jak robot Indianin czy robot centaur. Jest to nieco
głupkowate, bo przecież każda maszyna, z którą dotąd walczyliśmy była
zbuntowanym wyposażeniem domowym lub industrialnym, ale walka z nimi to czysta
przyjemność, a to jest przecież najważniejsze. Zwłaszcza, że fabuła jest tutaj
kompletnie pomijalna.
Arx Fatalis (PC)
RPG
Arkane Studios, 2002r.
Gra dostępna również na:
Xbox, Mac
Pierwszemu
uruchomieniu Arx Fatalis towarzyszył lekki sceptycyzm. W sumie nawet nie wiem,
czym był on spowodowany, bo o grze słyszałem już wcześniej sporo dobrego, a i
Arkane Studios stworzyło później m.in. serię Dishonored, której w żadnym wypadku
nie da się zarzucić niskiej jakości wykonania. Ich debiut natomiast to typowy
RPG przypominający nieco sagę Gothic czy The Elder Scrolls. Różnica polega
głównie na tym, że o ile we wspomnianej dwójce akcja toczyła się przeważnie w
dużym, otwartym świecie, tak Arx Fatalis jest w całości osadzone pod
powierzchnią ziemi.
Nie
jest to jednak zwykły dungeon crawler, w którym wrzucani jesteśmy do lochu i
musimy spróbować się z niego wydostać, aby odzyskać wolność. O nie, na
powierzchni nie mamy czego szukać, nie znajdziemy tam nic interesującego, bo
nic tam nie ma. Poza śmiercią. Wiele lat temu na Arx (jak też nazywa się świat
gry) spadł meteor. Jakiś czas później w wyniku tego wydarzenia słońce zgasło, a
wszyscy mieszkańcy planety zmuszeni zostali do zamieszkania w tunelach dawnej
krasnoludzkiej kopalni. My natomiast budzimy się z amnezją w celi jednego z
posterunków goblinów, z którego oczywiście uciekamy. Jak się jednak okazuje,
nasze przybycie do Arx wcale nie jest przypadkowe, a towarzyszyć temu będą
kulty, starożytne bóstwa i śmierć.
Może
się wydawać, że przemierzanie niekończących się podziemnych tuneli musi w końcu
zmęczyć, bo przecież ileż można gapić się na podobnie wyglądające korytarze.
Wbrew pozorom wcale tak nie jest – Arx Fatalis zapewnia wystarczająco
zróżnicowanych lokacji, aby gracz nie poczuł się zmęczony światem gry.
Zwiedzimy zatem krasnoludzką kuźnie, świątynie iluzji, a nawet ludzką osadę
zbudowaną wewnątrz gigantycznej jamy. Ta ostatnia może nie robi takiego
wrażenia na papierze, ale już w samej grze jest w niej coś niesamowicie
pociągającego, choć może to ja mam jakąś dziwną obsesję na temat miast
zbudowanych w miejscach normalnie do tego nieprzeznaczonych. Z resztą Arx
Fatalis uświadomiło mi jak bardzo kocham stylistkę gier 3D z tamtego okresu. Ta
prostota modeli, niezbyt wysoka jakość tekstur i ogólna „prowizorka” sprawiają,
że tytuły te posiadają niezwykle charakterystyczny dla siebie klimat, którego
próżno szukać gdzie indziej.
Mechanicznie
jest to bardzo standardowy pierwszoosobowy RPG o machaniu mieczykiem i
rozdzielaniu punktów umiejętności pomiędzy wybrane atrybuty i skille. Nie jest
to nic dziwnego nawet dzisiaj. Co jednak jest nietypowe to system czarów. Arx
Fatalis to w sumie chyba pierwsza gra, w której sam z siebie wybrałem maga jako
klasę swojej postaci. Zazwyczaj gram silnym i męskim wojownikiem o złotym
języku, który jakichś tam festyniarskich magików zjada na śniadanie. Tutaj
jednak system magii nie opiera się tylko na klikaniu czarów i wysyłanie
magicznych pocisków w tyłki trolli, ale dość mocno trzeba się przy nim namachać
- dosłownie i w przenośni.
Gra
magiem opiera się przede wszystkim na runach, których różne rodzaju w trakcie
swojej przygody znajdujemy lub kupujemy u handlarzy. Zaklęcia rzuca się
natomiast łącząc różne runy ze sobą poprzez rysowanie odpowiadających im znaków
na ekranie przy pomocy myszki. Wszystkie kombinacje pojawiają się w naszym
dzienniku wraz z rozwojem umiejętności rzucania czarów, więc nie trzeba ich
wszystkich zapamiętywać, ale wypadałoby nauczyć się chociaż kilku z nich, bo w
ferworze walki nie ma czasu na sprawdzanie, co i jak należy namaziać, aby puści
fireballa. Na szczęście zawczasu można przygotować sobie maksymalnie trzy
czary, które następnie będziemy mogli rzucić wciskając 1, 2 lub 3. Wciąż jednak
po wykorzystaniu wszystkich trzech będziemy musieli rysować znaki na ekranie
własnoręcznie, ale większość przeciwników powinna być martwa zanim to się
stania. Taka jest potęga magii w Arx Fatalis – jednej z ciekawszych gier, w
które zagrałem w tym roku będącej również niezasłużenie zapomnianą perłą.
Sprawdźcie. Warto.
Pandemic Express –
Zombie Escape (PC)
Sieciowy FPS
tinyBuild Games i
TALLBOYS, 2019r.*
Tytuł ekskluzywny
Mój tekst o Pandemic
Express dla gamerweb.pl możecie przeczytać pod tym linkiem.
Pandemic
Express mocno pobudził moją wyobraźnię swoim pomysłem na rozgrywkę, w której
zabawę rozpoczynamy jako jeden z grupy trzydziestu ludzi. Jeden z nich miał
losowo stawać się potworem zdolnym do przemienienia swoich ofiar w bestie mu
podobne. Zatem śmierć miała sprawiać, że zamienialiśmy strony. W teorii gra ta
powinna być więc niezwykle emocjonującą sieciową strzelanką, w której każdy
nietrafiony pocisk mógł sprawić, że stracimy szansę ucieczki tytułowym
pociągiem i już na zawsze (a przynajmniej do końca meczu) pogrążymy się w
nieustającym łaknieniu ludzkiego mięsa. Zalążek tego wszystko gdzieś tam tkwi.
Problem polega jednak na tym, że bardzo ciężko jest się do niego dostać.
Głównym
powodem tego stanu rzeczy jest brak balansu mocno redukujący przyjemność
płynącą z zabawy. Potwory mają kolosalną przewagę na ludźmi, przez co wygranie
jakiegokolwiek meczu jako przedstawiciel swojego gatunku graniczy z cudem i
udało mi się tego dokonać tylko raz, kiedy chwilo usunięto z gry najbardziej
przekokszoną klasę potworów – Bombera. W konsekwencji w pewnym momencie
motywacja do starania się gdzieś znika, bo przecież i tak przegramy, a im
więcej ludzi umrze, tym bardziej zwiększy się liczba potworów nas atakujących.
Co gorsza, wystarczy by taki jeden wybuchach (wspomniany Bomber lub Mimik,
który go zastąpił) wpadnie w tłum na pociągu i już kilku graczy zmienia strony
za kliknięciem myszy.
Jasne,
twórcy cały czas nad grą pracują – jest to w końcu Early Access. Niemniej,
Pandemic Express wymaga jeszcze dość sporo szlifowania, bo na chwilę obecną nie
oferuje on zbyt wiele. Mecze po jakimś czasie nudzą ze względu na
przewidywalność, walka irytuje przez olbrzymi efekt odepchnięcia po byciu
trafiony, a i sama gra jakoś nazbyt piękna nie jest, więc odpada granie dla
zachwycania się widoczkami. Wręcz przeciwnie, jest brzydko i nie jest to wcale
wynik „indyczości” Pandemic Express, a raczej wszędobylskiej szaroburości,
która sprawia, że wszystkie lokacje na mapie zlewają się ze sobą w jedną szarą
masę. Może kiedyś, tinyBuild… Może kiedyś…
*we wczesnym dostępie
Komentarze
Prześlij komentarz