Far Cry Primal i dodatek Legenda Mamuta (84)
Uga
buga. Far Cry Primal dobry Far Cry. Niedoceniony. Gracze grać neandertalczyki.
Bić maczuga i strzelać łuk. Uciekać przed miedjed i tigri. Takkar, Władca
Zwierzów, jeździć też mamut w dodatek Legenda Mamuta. Mamut zły.
Czytelnik
czytać.
Far
Cry Primal (PC)
Prehistoryczny
FPS/mordobicie
Ubisoft
Montreal, 2016r.
Gra
dostępna także na: Xbox One, PlayStation 4
Opowieść
o Takkarze, Władcy Zwierzów, to nieco zapomniany, a już na pewno mocno
niedoceniony rozdział w historii serii. Nie do końca też wiem dlaczego. Chyba gracze
obawiali się po prostu, że będzie to zwykła skórka nałożona na Far Cry 4 i w
sumie do pewnego stopnia tak jest. Primal oparty jest przecież nadal na solidnej,
acz nieco z perspektywy czasu skostniałej formuły, która tchnęła w serię nowego
ducha jeszcze kilka lat wcześniej. Niemniej fakt, że akcja gry cofa nas o
dziesiątki tysięcy lat do czasów polowań na mamuty i wojen plemiennych,
sprawia, że Far Cry Primal to w moim odczuciu najciekawsza odsłona serii.
Przede
wszystkim mimo bliźniaczej do swoich poprzedniczek mechaniki w Primala gra się
zupełnie inaczej. Jak dotąd każde moje zetknięcie z Far Cry’ami sprowadzało się
do jak najszybszego odnalezienia karabinu snajperskie z tłumikiem oraz pistoletu,
również z tłumikiem, a następnie metodyczne eliminowanie przeciwników z daleka.
Czasem tylko zdarzyło się chwycić za karabin bądź strzelbę i wbiegnięcie w sam
środek akcji. Tutaj nie za bardzo jest to możliwe z przyczyn raczej oczywistych.
Brak ulubionych zabawek zmusił mnie jednak do wypróbowania innego stylu rozgrywki
i pogodzenia się w końcu z dość cenionym przez fanów serii łukiem wspieranym tym
razem przez maczugi i włócznie. Masa frajdy, którą czerpałem z cichego
eliminowania szwędających się po okolicy członków wrogich plemion oraz prostackiego
grzmocenia ich po łbach maczugami była olbrzymia.
Problem
jednak w tym, że poza tymi trzema rodzajami broni nie ma tak naprawdę nic
więcej. Jedyny niuans to fakt, że maczugi dzielą się na jedno oraz dwuręczne,
ale nie oszukujmy się – gra się nimi identycznie. Z tego też powodu to, co z
początku cieszyło serce i duszę, w późniejszych etapach gry okropnie męczyło.
Toteż im dłużej grałem, tym usilniej starałem się pomijać wszelakie starcia.
Nie pomógł nawet system zwierzęcych towarzyszy. To znaczy pomógł, ale nie tak,
jak zakładali twórcy. Zatem mój wierny tygrys szablozębny w pewnym momencie z futrzastego
czołgu zaczął służyć mi jako wierzchowiec, będąc przy tym nieocenioną pomocą w
uciekaniu z pola bitwy. Swoją drogą cała zabawa w poskramianie zwierzów (to
zdecydowanie moje ulubione słowo wyniesione z Far Cry Primal) kończy się w
momencie oswojenia wspomnianego tygrysa lub misia. Jasne, jaguar jest szybki, a
puma świetnie się skrada, ale kurde… Miś jak grzmotnie to nie ma neandertalczyka
we wsi.
Jednak
najistotniejszą konsekwencją osadzenia akcji gry w czasach prehistorycznych
jest to, jak bardzo unikalną jest przez to produkcją. Gier tego typu jest
raczej niewiele, a i tak większość z nich powstawała jeszcze na NESy i konsole
Segi. Toteż możliwość ujrzenia tego dzikiego, pełnego walczącej o przeżycie
fauny świata jest niesamowite. Poważnie do sprawy podszedł również Ubisoft,
który postanowił, że bohaterowie gry nie będą ładować po angielsku albo
pokrzykiwać „uga buga”, ale skonsultował sprawę z językoznawcami by stworzyć
jak najautentyczniej brzmiący język i, nie powiem, wypada to naprawdę nieźle,
choć pamiętać trzeba, że porozumiewać będziemy się raczej przy użyciu dość prostych
struktur. Nie zapominajmy w końcu, że bohaterowie Far Cry Primal z siły rzeczy
nie grzeszą inteligencją. Wyklucza to zatem jakiekolwiek ciekawsze zabiegi
fabularne, a całość opowieści sprowadza się przez to do zbudowania silnego
plemienia i wyeliminowania tych wrogich. Na szczęście możliwość pobiegania po
prehistorycznych krainach w całości wynagradza tę niedoskonałość.
P.S.
Myśliciel Urki walący po „neandertalsku” z amerykańskim akcentem to czyste
złoto.
Far
Cry Primal – Legenda Mamuta (PC)
Ubisoft
Montreal, 2016r.
Dodatek
dostępny także na: Xbox One, PlayStation 4
To
jakieś nieporozumienie. Brzmi intrygująco, prawda? Legenda mamuta. Może będzie
to historia jakiegoś polowania na legendarnego zwierza albo próba poskromienia
go. Na myśl przychodzą śnieżne krainy pełne gigantycznych sopli i futrzastych
stworów pomiędzy którymi przebiegamy my – Takkar, Władca Zwierzów – by udowodnić
wszystkim swoją siłę raz na zawsze. Niestety rzeczywistość koryguje te
wyobrażenia, bo dodatek Legenda Mamuta jest, jak już mówiłem, nieporozumieniem.
Szkoda
mi tak naprawdę słów, więc postaram się pisać zwięźle i rzeczowo. Fabuła dodatku
w zasadzie sprowadza się do tego, że idziemy do wioskowego szamana, „ćpiemy” z
nim jakieś dziwne specyfiki, a następnie wcielamy w tytułowego mamuta próbującego
uratować swoje stado czy coś w tym rodzaju. „Zabawa” sprowadza się do przebiegania
od punktu A do B, walenia trąbą nosorożców i uporczywych prób jakkolwiek płynnego
sterowania tym cholernym, przerośniętym futrzakiem, który z uporem maniaka
zacina się na każdym kamieniu. Dodatek nie bawi nawet w momentach, w których
problemy ze sterowaniem nie występują. Posłanie neandertalczyka dwadzieścia
metrów w powietrze jednym trzaśnięciem trąbą jest zabawne tylko kilka
pierwszych razy. Później wkracza monotonia i nuda. Na szczęście to tylko trzy
misje.
Komentarze
Prześlij komentarz