Gears 5, >Observer_ (85)



Poniższym tekstem oficjalnie zamykam na jakiś czas swoją przygodę z produkcjami Bloober Team. Dziejący się w cyberpunkowym Krakowie Observer jest bowiem ostatnim symulatorem chodzenia ich autorstwa, a także, do momentu premiery Blair Witch, najlepszym, którego jeszcze nie ukończyłem.

Wiem jednak, że to raczej sucharek, więc w ramach odświeżenia proponuję tekst o cieplutkim jeszcze Gears 5, czyli nie tylko dla wielu najlepsze, ale także przede wszystkim najdziwaczniejszej odsłonie Gears of War? Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie w linku poniżej.

Zapraszam!

Gears 5 (Xbox One)
Strzelanka TPP
The Coalition, 2019r.
Gra dostępna także na PC


Gears of War to seria jednej sztuczki, pozostająca niezmienną od czasów pierwszej części. Kolejne jej odsłony pozostają niemalże bliźniaczo do siebie podobne, wyróżniając się wyłącznie jakimiś drobnostkami pokroju lekko zmienionej kolorystyki czy dodania opcjonalnych wyzwań zmieniających nieco narrację. Nawet Gears of War 4 (klik!), które sprawiło, że znów zapragnąłem przemykać od osłony do osłony z lancerem w łapie było nadal tą samą grą o strzelaniu i chowaniu się za osłonami właśnie. Teraz nagle przyszło Gears 5 i co nieco namieszało w serii.

Pozwolę sobie pominąć zmianę tytuły Gears of War na samo Gears. Nie podoba mi się ten krok ani trochę, ale na dobrą sprawę nie wpływa on w najmniejszym stopniu na samą grę. Czego nie można już powiedzieć o fakcie, że akcja piątki toczy się w dużej mierze na otwartej mapie. Tak, korytarzowa strzelanka stała się nagle open worldem. Ale bez obaw, świat gry, podobnie jak w Mafii, służy przede wszystkim przemieszczaniu się z punktu A do B. Na mapie można znaleźć kilka zadań pobocznych, w trakcie których pomożemy, na przykład, okolicznej ludności przywrócić przepływ wody w rurach lub spróbujemy odnaleźć zaginionych żołnierzy. Poza tym do roboty nie ma tam absolutnie nic – świat świeci pustkami. Toteż dość prędko przestajemy zwracać uwagę na naprawdę śliczne widoczki, skupiając się przy tym na jak najszybszym dotarciem do celu, co ułatwia nam skif – śmieszny pojazd napędzany siłą wiatru.


W sumie nie wpływa to jakoś negatywnie na odbiór całości, a związane z głównymi misjami lokacje są porozmieszczane są na tyle gęsto, że nie mamy wystarczająco czasu, by zacząć odczuwać znużenie. To powiedziawszy muszę również zaznaczyć, że ma to widoczny wpływ na tempo akcji. Z czterech dostępnych rozdziałów, drugi i trzeci (będące jednocześnie najdłuższymi) oferują graczom otwartą mapę, co czyni je dosyć rozwleczonymi. Jest to odczuwalne zwłaszcza, kiedy dopiero co mieliśmy okazję pobiegać po zamkniętych, pełnych akcji i wybuchów korytarzach tak dobrze znanych fanom serii. Śmigając skifem od zadania do zadania wcale nie bawiłem się źle, wręcz przeciwnie, było całkiem fajnie, ale jednak to właśnie te bardziej klasyczne etapy dawały mi najwięcej frajdy.

Wszystkie te zmiany dość dziwacznie kontrastują z faktem, że Gears 5 to do pewnego stopnia laurka dla całej serii. Gra wypchana jest po brzegi nawiązaniami, a nawet lokacjami znanymi nam z poprzednich odsłon. Jeżeli akurat nie zwiedzamy miasteczka wzniesionego na szkielecie wielkiego czerwia ubitego przez Marcusa Fenixa i jego ekipę w dwójce, to prawdopodobnie właśnie ucinamy sobie miłą pogawędkę ze starym znajomym. Bajer polega na tym, że odwołania te nie są nam prezentowane w sposób łopatologiczny i nie wytłuszczają nam czarno na białym kto lub co to jest i dlaczego fajnie jest to akurat widzieć. Fani serii uśmiechną się pod nosem, a ci, którym seria była dotąd obojętna potraktują to co widzą jako normalny element świata gry.


Na sam koniec tego tekstu chciałbym jeszcze ponarzekać co nieco na fabułę Gears 5. Materiały promocyjne hucznie zapowiadały, że na położonych przez historię GoW4 fundamentach zbudowana zostanie epicka opowieść poświęcona Kait, a ona sama jako główna bohaterka tej odsłony już od początku gry walczy o to, by móc wyruszyć w świat szukać odpowiedzi na temat jej powiązań z Szarańczą. Brzmi super. Gearsy w końcu opowiadają historię w grach, a nie tylko w książkach jak było to do tej pory. Problem w tym, że to tylko fajnie brzmiący pomysł, bo w praktyce Gears 5 opowiada o próbie ponownego uruchomienia młotu świtu, czyli potężnej orbitalnej broni, której użycia zaprzestano jakiś czas po zakończeniu oryginalnej trylogii. Niby Kait faktycznie wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi i nawet je odnajduje, ale temu wątkowi poświęcono cały jeden rozdział (z, przypomnę, czterech). Potem już się do tego nie wraca i ma się nieco wrażenie jakby ten element fabuły był nieco oderwany od reszty.

Gears 5 zdecydowanie nie będzie moją ulubioną częścią serii. Ma ona swój urok, ale te wszystkie dziwnie spasowane ze sobą elementy sprawiają, że nie porwała mnie ona tak jak powinna – ani mechanicznie, ani fabularnie. A szkoda, bo potencjał był naprawdę olbrzymi.

>Observer_ (Xbox One)
Symulator chodzenia
Bloober Team, 2017r.
Gra dostępna także na: PlayStation 4, Switch, PC


Observer zamyka listę tytułów z portfolio Bloobera, które w jakikolwiek sposób by mnie interesowały. Mam wrażenie, że zespół ten tworzy symulatory chodzenia od zarania dziejów, ale kiedy spojrzałem na listę ich gier, okazało się, że wydany niedawno Blair Witch (o którym więcej tutaj) to dopiero ich czwarty walking sim,  a produkcje tego typu wydają zaledwie od 3 lat, bo od 2016r. Niemniej Observer nadal wydaje mi się być niemalże antyczny, lecz na jego szczęście mocno zapadł mi w pamięci i to nie tylko ze względu na krążące tu i ówdzie niezwykle pozytywne opinie o nim, ale w głównej mierze przez jego POLSKOŚĆ. Akcja gry została bowiem osadzona w futurystycznym Krakowie, gdzie jako tytułowy „obserwator” zwiedzać będzie umysły ludzi w poszukiwaniu mordercy naszego syna.

Fabuła gry naprawdę wciąga, a spasowywanie ze sobą kolejnych elementów układanki w celu rozwikłani zagadki to czysta przyjemność. W żadnym momencie opowieści nie poczujemy, że nie bardzo ogarniamy, co się właściwie u licha dzieje. Jasne, świat gry pełen jest dziwaczności, bo jest to jak najbardziej unikatowa kombinacja. Ale pomimo skontrastowania ze sobą starej, polskiej kamieniczki z futurystycznymi urządzeniami i problemami oraz chorobami z ich użytkowania wynikającymi, wszystko to pasuje do zaskakująco dobrze. Dodatkowo wszystkie niejasności w scenariuszu da się sobie wytłumaczyć, o ile poświęcimy wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się ze światem gry i problemami trapiącymi jego mieszkańców, a i nawet jeśli przelecimy grę na przysłowiową „pałę” – nie powinniśmy mieć większych problemów ze zrozumieniem fabuły.


Podobnie jak w przypadku Blair Witcha, Observer raczy gracza masą dialogów, choć w przeciwieństwie do tego pierwszego, w większości są one całkowicie opcjonalne. Nie wyobrażam sobie jednak nieprzystawania przy każdych mijanych drzwiach do czyjego mieszkania i nie ucięcia sobie pogawędki z lokatorami przez interkom. Niby gadanie do małego ekraniku z mikrofonem nie jest nazbyt zajmujące wizualnie, ale już same dialogi pozwalające nam na nieco lepsze zrozumienie zasad, na których działa futurystyczny Kraków. Jednak nawet sama główna kampania (bo znajdziemy w grze również kilka zadań pobocznych) dostarczy nam paru rozmów z ciekawymi indywiduami.

Na uwagę zasługuje również profesja, którą para się grany przez samego Rutgera Hauera Daniel Lazarski, czyli właśnie tytułowy „observer”. Jest to człowiek pracujący dla policji, wysyłany na miejsca zbrodni w celu wydobyciu ostatnich kilku wspomnień z ofiar mających na celu ułatwienie pracy organom ścigania. To również główny twist gry pozwalający na wprowadzenie do zabawy nieco elementów psychodelicznych, którymi zasłynęło Layers of Fear. O ile zwiedzanie korytarzy kamienicy zachwyca wyłączenie klimatem post-PRLowskich mieszkań, o tyle już wizyty w zniekształcone wizje przeszłości ofiar mordercy to kompletny odjazd. Ciężko jest to nawet do końca zdefiniować, bo wizje te są naprawdę różnorodne. Od pnięcia się pod górkę, będąc jednocześnie spychanym przez wydobywające się ze szczytu okrzyki, aż po sekcje skradankowe, w którym unikać musimy polującego na nas potwora. Większość elementów, które tam znajdziemy to czysta symbolika, ale tak jak powiedziałem już wcześniej – spasowywanie ze sobą kolejnych elementów układanki to czysta przyjemność.

Komentarze

Popularne posty