The Suicide of Rachel Foster i jedna, dużo mocniejsza scena (107)



The Suicide of Rachel Foster, o którym przeczytacie poniżej, już samym tytułem informuje potencjalnych nabywców, że jednym z najważniejszych motywów tej gry będzie właśnie samobójstwo. Jest to trudny i niezwykle drażliwy temat, ale potraktowany w należyty, dojrzały sposób pozwala on na opowiedzenie ważnych z punktu widzenia społeczeństwa historii. The Suicide of Rachel Foster niestety nie podołało na tym polu, więc w ramach kontrastu w felietonie postanowiłem w tym tygodniu przytoczyć pewną dużo mocniejszą scenę z dużo lepszej gry.

Zapraszam!
The Suicide of Rachel Foster (PC)
Gatunek: Symulator chodzenia
Developer: ONE-O-ONE Games
Rok wydania: 2020r.
W planach wersje także na Xbox One oraz PlayStation 4
Moją recenzję The Suicide of Rachel Foster dla serwisu gamerweb.pl przeczytacie tutaj


Okropnie skręca mnie i wierci w brzuszku, by „zaheheszkować” sobie i rozpocząć ten tekst od skwitowania, że grając w The Suicide of Rachel Foster sam chciałem popełnić samobójstwo. Co prawda dla części z Was, drodzy czytelnicy, byłby to żart przynajmniej niesmaczny, ale postanowiłem tego nie robić głównie dlatego, że byłoby to stwierdzenie nie tyle co nieszczere, ale po prostu dla ONE-O-ONE Games krzywdzące. Nie wyszła im ta gra i nie ma co udawać, że w sumie to całkiem spoko. To zwykły średniak, który ulotni się z mojej pamięci wraz z setkami innych podobnej jakości produkcji ogranych przeze mnie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. To jednak też debiut studia w tym gatunku oraz trzecia gra w ich portfolio. Wcześniej stworzyli grę o pikselową strzelającym samochodziku w rzucie izometrycznym oraz VR-owego „pingla”, co bezapelacyjnie czyni The Suicide of Rachel Foster ich najambitniejszym tytułem.

W zamyśle twórców miała być to mroczna historia poruszająca dorosłe i ważne tematy. Z resztą już sam tytuł gry zapowiada, że opowieść ta dotyczyć będzie samobójstwa nieznanej nam jeszcze dziewczyny oraz prawdopodobnie jego konsekwencjami. Brzmi to interesująco i rozbudza oczekiwania, a w dodatku jeżeli w Waszych głowach pojawiają się skojarzenia z serialem „13 Powodów” to wyhamujcie nieco, bo był on zdecydowanie ciekawszy, choć i tak jego jakość była mocno dyskusyjna. The Suicide of Rachel Foster to nie obyczajówka, ani nawet dramat. Najprecyzyjniej określiłbym to jako pierdolamento ukrywające się pod płaszczykiem horroru. Nieco przykrótkim płaszczykiem, dodam.


Oznacza to mniej więcej tyle, że twórcy próbują nam przez bite trzy godziny trwania gry wmówić, że zaraz to superstrasznie będzie, zobaczycie, ale koniec końców The Suicide of Rachel Fostel to gra o łażeniu po należącym do naszej rodziny, rozpadającym się hotelu, w którym utykamy na kilka ładnych dni z powodu śnieżycy. Sam punkt wyjścia fabuły jest naprawdę przyzwoity, bo w teorii pozwala on scenarzystom na zabranie gracza w podróż nie tylko po samej lokacji, ale jednocześnie także po historii rodziny głównej bohaterki. Niestety, choć sam hotel wygląda prześwietnie i kusi do zwiedzenia go, twórcy całkowicie zaprzepaszczają jego potencjał i przez większość czasu błądzimy po identycznie wyglądających korytarzach, tylko na chwilę odwiedzając co ciekawsze zaułki przytułku. Do tego wytrzymywać musimy ciągłe wydzwanianie do nas kolesia z FEMY, który ewidentnie się na nas napalił i męczy teraz bułę pytając o jakieś losowe pierdoły.

The Suicide of Rachel Foster cierpi przez brak doświadczenia ONE-O-ONE Games. Tona potencjału została kompletnie zmarnowana i ani narracja, ani sama rozgrywka nie jest w stanie wzbudzić w graczu jakichkolwiek emocji. No, o ile na sam widok słowa horror nie zakrywacie oczu rękoma. Może gdybym nie miał porównania do What Remains of Edith Finch, które było tytułem o kilka klas wyżej niż The Suicide of Rachel Foster… Może wtedy bawiłbym się lepiej, aczkolwiek nieco w to wątpię.

Jedna, dużo mocniejsza scen


Zawiera spoilery z odcinka drugiego Life is Strange
Poniższy tekst można uznać jako swego rodzaju przedłużenie opisu moich wrażeń z The Suicide of Rachel Foster, ale tak naprawdę nie do końca nim będzie, bo tytuł ten potrzebny mi jest wyłącznie w ramach kontrastu. Stąd umiejscowienie go po nim, a nie jak zwyczajowo jest to na Pykmisiu, przed nim. Jeżeli czytaliście znajdujący się wyżej tekst, nie mogliście nie zauważyć, że The Suicide of Rachel Foster niesamowicie zawiódł mnie w kwestii fabuły i tego, jak został potraktowany wątek samobójstwa tytułowej Rachel. Produkcja ONE-O-GAMES, jak wspominałem wcześniej, miała olbrzymi potencjał by swoją historię uczynić mocno personalną i potrafiącą poruszyć nawet najbardziej skostniałe serca. Zabrakło tylko dobrych scenarzystów. W efekcie otrzymaliśmy nieco przynudnawą opowiastkę, w której tytułowa Rachel majaczy gdzieś tam daleko na horyzoncie, średnio nas przez większość czasu interesując. Nawet rzucające nowe światło na te wydarzenia zakończenie nie potrafiło zmusić mnie do jakichkolwiek emocji.

Kiedy tak teraz siedziałem dumając nad tym, czym mógłbym się z Wami w tym tygodniu jeszcze podzielić, na myśl przyszła mi pewna scena z dużo lepszego tytułu. Mowa o finale epizodu drugiego Life is Strange. Każdy, kto miał przyjemność obcować z tym absolutnie fenomenalnym tytułem z pewnością wie, co mam na myśli. Drugi odcinek produkcji Dontnod Entertainment kończy się, kiedy wracając do swojego mieszkania, natykamy się na rozkrzyczany tłum. Jak się szybko okazuje, jedna z naszych rówieśniczek, Kate Marsh, stoi właśnie na dachu akademika przygotowując się do skoku. Niedługo później skacze. W tym momencie zamarłem w przerażeniu. W grach wbrew pozorom dość często ujrzeć można sceny samobójstw, choć zazwyczaj są one popełniane przez głównych złych lub poświęcających się dla ogółu bohaterów. Kate Marsh była licealistką. Miała szesnaście lat i podjęła próbę samobójczą z powodu prześladowania jej w szkole przez innych uczniów. To zupełnie coś innego. Coś bardzo realnego.


Dostajemy szansę by uratować dziewczynie życie. Otóż główna bohaterka, Max Caufield, dysponuje pewnymi paranormalnymi zdolnościami pozwalającymi im na manipulacje czasem, dzięki czemu udaje jej się dostać nad dach akademika na chwilę przed samobójstwem Kate. Odbywamy z nią krótką rozmowę. Tylko tyle. Brak tutaj patosu czy też heroicznych susów by odciągnąć dziewczynę od krawędzi. Po prostu rozmawiamy i tylko od naszych słów zależy życie Kate. Ona sama to tak naprawdę średnio ważna dla historii postać w Life is Strange, więc łatwo można by rozmowy z nią i cały jej wątek olać, tym samym popełniając olbrzymi błąd. Bowiem to właśnie od tego, jak dobrze poznamy Kate i sytuację w jakieś się znalazła zależeć będzie jej los. Ignorując ją przez całą grę i wybierając opcje dialogowe, które mogą brzmieć jak coś, co wypada w takiej sytuacji powiedzieć, bardzo łatwo jest ją pogorszyć i doprowadzić do tragedii.

To właśnie dlatego scena ta tak mocno zapadła mi w pamięć i szczerze miałem nadzieję, że The Suicide of Rachel Foster obiecujące dojrzałe podejście do tematu ponownie wywoła we mnie podobne uczucie nawet pomimo tego, że temat samobójstwa obie te gry wykorzystują w różnym celu i niestety przy produkcji ONE-O-ONE Games miałem poczucie, jakoby miał to być tylko chwyt marketingowy pozwalający na wrzuceniu do opisu gry punkty o dorosłej tematyce. Natomiast w Life is Strange warto zagrać nadal i to nie tylko dla tej sceny. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, polecam!

Komentarze

Popularne posty