Nieustraszona miłość (158)
Apocalipsis
wpisuje się w klimat ostatnich dni, bo w zasadzie jest to gra o miłości, choć
bliżej jej do „Boskiej Komedii” Dantego, aniżeli filmów z Karolakiem. Jest to
bowiem utrzymana w przypominającym średniowieczne malowidła przygodówka point-and-click
o próbie uratowania ukochanej z piekielnych czeluści.
Posłuchajcie…
Apocalipsis
Gatunek:
Przygodówka
Developer:
Punch Punk Games
Rok
wydania: 2018r.
Grałem
na: PC
Gra
dostępna również na komputerach Mac.
W
kategorii najbardziej intrygującej oprawy audiowizualnej Apocalipsis bez
wątpienia zajmuje bardzo wysokie miejsce, zasiadając obok takich indyków jak
choćby Inkulinati. Twórcy wyraźnie czerpali inspirację ze średniowiecznych
rysunków pokroju „Danse Macabre”, co zaowocowało przepiękną, acz odrobinę
niepokojącą stylistyką. Apocalipsis pełne jest bowiem demonicznych postaci,
zwłok torturowanych więźniów i wszelakiej maści innych obrazów nędzy i
rozpaczy, z którymi współgra równie „apokaliptyczna” muzyka. Pod względem
artystycznym gra Punch Punk Games jest zatem przeżyciem jedynym w swoim rodzaju
i czymś, co zdecydowanie warto zobaczyć.
Nie
zawodzi też sama rozgrywka, bo mamy tu do czynienia z klasyczną przygodówką,
opierającą się na raczej prostych zagadkach. Łamigłówki przez większość czasu
są bowiem całkiem logiczne, co odbieram jako zdecydowany plus. Można dzięki
temu skupić się na chłonięciu niepowtarzalnej atmosfery gry bez niepotrzebnej
frustracji wywołanej niemożnością ruszenia dalej. Dopiero pod koniec gry
zagadki zaczynają robić się nieco bardziej abstrakcyjne i faktycznie należy
wówczas wytężyć swój umysł, bo i przeklikać je metodą prób i błędów jest raczej
trudno. Momentami w odnalezieniu rozwiązania przeszkadza niestety wychwalana
przeze mnie oprawa graficzna gry. Przedmioty potrafią zlać się z tłem lub być
narysowane w sposób utrudniający ich rozpoznanie. Tak było na przykład z
podniesionym przeze mnie z ziemi hakiem, który koniec końców okazał się być
krzemieniem…
Bez
obaw, Apocalipsis nie zdąży zmęczyć nawet największych przygodówkowych laików
(czyt. mnie). Gra kończy się zaskakująco szybko, bo po zaledwie półtorej
godziny. Dla wielu będzie to z pewnością wielki minus, lecz osobiście uważam,
że to idealna długość dla tej właśnie gry. Jej scenariusz w przeciwnym razie rozwlókłby
się niepotrzebnie, a i tak w obecnej formie nie należy on do najwybitniejszych.
Jego założenia są wprawdzie naprawdę ciekawe – wcielamy się tu w Harry’ego,
który wyrusza w podróż do piekła, by uratować swoją ukochaną Zulę, utopioną w
trakcie polowania na czarownicę – ale historia ta jest opowiedziana w sposób
absolutnie fatalny. W zasadzie nie istnieje tu jakikolwiek ciąg przyczynowo
skutkowy. Całą przygodę rozpoczynamy bez większego wytłumaczenia, co jest tak
naprawdę celem naszej podróży, toteż przez lwią część gry towarzyszy nam
poczucie jego braku. Co kilka plansz narrator na szczęście ujawnia przed nami
kolejne wątki tła fabularne, wyjaśniające motywacje bohatera, więc z czasem
wszystko nabiera sensu. Niemniej, nie da się ukryć, że konstrukcja opowieści to
zdecydowanie najsłabszy aspekt Apocalipsis, które pod każdym innym względem
jest naprawdę przyjemną produkcją.
Komentarze
Prześlij komentarz