Perspektywa dorosłego (157)

“Ah gówno, tutaj my idziemy znowu”. W ostatnich kilku latach żadna publikacja tudzież film traktujący o Grand Theft Auto: San Andreas nie może nie rozpocząć się lub przynajmniej nie zawierać tych słów. „SA Nandreas” to jednak nie tylko mem, ale przede wszystkim kultowa już produkcja, która przed laty dzieliła i rządziła na rynku gier. Mój powrót do hitu Rockstar North przebiegł wyjątkowo przyjemnie, bo produkcja ta zestarzała się z gracją, a ogranie jej jako dorosły, pozwoliło mi dostrzec motywy i żarty w niej zawarte, które umknęły mojemu gimnazjalnemu „ja”.

W końcu nadrobiłem też Forzę Motorsport 4 – powszechnie uznawaną za najlepszą odsłonę serii i jedną z tych gier, dla których kupowało się przed laty Xboksa 360. Po raz kolejny była to dla mnie nostalgiczna podróż, bo zawsze na ów tytuł zerkałem z pożądaniem, samemu posiadając wówczas jedynie „trójeczkę”. Czy jednak Forza Motorsport 4 broni się po prawie 10 latach od premiery?

Posłuchajcie…

Grand Theft Auto: San Andreas

Gatunek: Strzelanka w otwartym świecie

Developer: Rockstar North

Rok wydania: 2004r.

Grałem na: PC

Gra dostępna wyłącznie na konsolach PlayStation 2, PlayStation 3, Xbox, Xbox 360, komputerach Mac oraz urządzeniach z system Android lub iOS

Nie ma bardziej ukochanej przez fanów GTA odsłony niż słynne „SA Nandreas”. W momencie premiery tytuł ten robił kolosalne wrażenie swoim olbrzymim i zróżnicowanym światem, masą aktywności pobocznych, szerokimi możliwościami personalizacji bohatera oraz pojazdów, a także po prostu przyjemną rozgrywką. Sam spędziłem przy grze jakieś chore godziny, przebijając nawet barierę czterech setek, o czym poinformował mnie dawno już nieaktywny, lecz popularny w tamtym okresie serwis XFire. I wcale mnie to nie dziwi, będąc w gimnazjum miałem masę wolnego czasu, a San Andreas pozwalało na dziesiątki różnych stylów rozgrywki. Czasem wystarczyło wpisać kilka kodów i pobawić się w wojnę, innym razem poodgrywać dobrego obywatela, a w międzyczasie zatopić się jeszcze w fanowskim module wieloosobowym. Ten ostatni zresztą odpowiada za największą liczbę godzin poświęconych grze, lecz nie był to w żadnym razie czas stracony, bo to właśnie w rozgrywkach online poznałem masę świetnych osób, a z jedną z nich przyjaźnię się do dziś.

Od tamtego czasu minęło już prawie dziesięć lat, więc uznałem, że będzie to idealny moment, by wrócić do gry i spojrzeć na nią z perspektywy dorosłego. Nie chodziło nawet o poziom angielskiego, bo przed laty korzystało się przecież z nieoficjalnych spolszczeń. Mimo to młody, niedoświadczony życiem umysł często nie wyłapie wielu żartów, aluzji i smaczków, a nawet i sama fabuła gry potrafi nie zgrywać się jak należy, bo akurat nie zakumaliśmy rzuconej mimochodem sugestii. Przechodząc po raz kolejny San Andreas byłem wręcz oniemiały ile tego typu rzeczy przegapiłem, grając w nie wiele lat temu. Już pomijam żarty pokroju wiszącej w tle reklamy paliwa STD, zachęcającej do wpuszczenia go do swojego baku. Z wiekiem zmienia się bowiem pogląd na pewne sprawy, a co za tym idzie inaczej odbiera się bohaterów oraz ich motywacje i przekonania.

Wbrew pozorom San Andreas wcale nie jest listem miłosnym do gangsterskiej kultury z Los Angeles w latach dziewięćdziesiątych. To, ku mojemu zaskoczeniu, bardziej opowieść o próbie wyrwania się z błędnego koła, w którym znaleźli się poszukujący lepszego życia bohaterowie. I fakt, to wciąż jest dość naiwna historyjka, w której CJ z podrzędnego gangusa staje się pracującym na usługach rządu właścicielem sieci biznesów i kasyn, ale jest w tym wszystkim pewien niuans. Trudno jest nie wyczuć, że główny bohater jest poniekąd ciągnięty w dół przez swojego brata, co idealnie obrazuje scena, w której wydziera się on na CJ-a, że zamiast zajmować się „dzielnią”, nagle udaje wielkiego biznesmena i olewa swoich ludzi. Dawniej jego złość była dla mnie kompletnie zrozumiała, ale teraz nie potrafię nie widzieć w tym ciągnięcia w dół tych, którym zaczyna wieść się lepiej.

To oczywiście tylko jeden z przykładów i szczerze polecam powrócić do San Andreas, jeśli dawno w nie nie graliście, bo taki powrót po latach naprawdę potrafi otworzyć oczy na pewne aspekty historii. Będzie to o tyle łatwe, że w San Andreas wciąż gra się naprawdę dobrze. W zasadzie brak tu przestarzałych mechanik, choć wyczuwalnie w wielu miejscach brakuje szlifu, z którego słynie współczesny Rockstar. Zdarzają się też mniej trafione pomysły na misje lub związane z nimi mechaniki, a odpalenie samej gry na komputerze z Windowsem 10 wymaga nieco pracy. No i pod względem graficznym San Andreas zawsze było raczej brzydką produkcją, w niektórych aspektach wyglądając gorzej nawet od poprzedniczek. Mimo wszystko tytuł ten sprawia tyle samo radości, co przed laty. Rozbijanie się samochodami po wiejskich bezdrożach wciąż pozostaje niesamowicie przyjemne, pościgi policyjne pełne są adrenaliny, muzyka to wielogatunkowy sztos, a i wspomniana wcześniej masa aktywności zachęca do spędzania w miastach stanu San Andreas kolejnych godzin.

Forza Motorsport 4

Gatunek: Wyścigi

Developer: Turn 10 Studios

Rok wydania: 2011r.

Grałem na: Xbox 360

Gra dostępna wyłącznie na konsoli Xbox 360

Gdy kupowałem swoją „trzystasześćdziesiątkę”, Forza Motorsport 3 była jedną z dwóch gier dołączonych do zestawu, stając się tym samym swoistymi wrotami do konsolowego świata. I jakże cudowny początek to był, momentalnie zakochałem się w przepięknej jak na tamte czasy grafice, olbrzymiej selekcji samochodów i wyczuwalnej miłości twórców do motoryzacji. Na rynku w owym czasie zdążył już pojawić się sequel, majaczący na horyzoncie i kuszący mnie przez wiele kolejnych lat. Z jakiegoś powodu nigdy po niego nie sięgnąłem, choć do dzisiaj Forza Motorsport 4 uważana jest za szczytowe osiągnięcie w historii marki, stanowiąc jedną z najlepszych gier wyścigowych w ogóle. Nadszedł więc najwyższy czas, by niemal po dziesięciu latach od jej premiery nareszcie nadrobić najwybitniejszą ścigałkę Xboksa 360.

Powroty do starszych gier wyścigowych nie bolą. Fakt, w przypadku co bardziej leciwych produkcji stwierdzenie to nieco traci na prawdziwości, lecz i tak w porównaniu do większości wydawanych w podobnym okresie tytułów, gry wyścigowe starzeją się z wyjątkową gracją. Twórcy często skupiają się przede wszystkim na modelach samochodów, odsuwając tym samym na dalszy plan otoczenie, które w trakcie wyścigu i tak zamieni się przecież w kolorową smugę. Toteż odpalając po latach Forza Motorsport 4 wprawdzie poczułem upływ lat, ale wynikało to głównie z niższej rozdzielczości. Poza tym, gra Turn 10 Studios jak na swój wiek wygląda wręcz fenomenalnie, ciesząc przy okazji oko stabilnymi 60FPS-ami. Szczegółowość modeli aut to czysta poezja, o czym przekonałem się siadając za sterami Opla Corsy D, choć w wersji nieco bardziej sportowej od mojej. Bawiło mnie to nawet bardziej niż rozbijanie się po torach klasykami pokroju starych Alf Romeo, nowoczesnych Mercedesów, czy też przeznaczonych wyłącznie na tor samochodów klasy GT1.

Jednak nawet po opuszczeniu Corsy bawiłem się absolutnie świetnie. Duża w tym zasługa kapitalnego modelu jazdy, sprawiającego, że każdym z dostępnych samochodów kieruje się odpowiednio inaczej. Różnice często są subtelne, acz zdarzają się momenty, w których z zaskoczeniem odkrywamy, iż wybrany przez nas przedstawiciel niszowej marki supersamochodów z Włoch jest na tyle nadsterowny, że utrzymanie go na torze w linii prostej staje się nie lada wyczynem.

Odrobinę bałem się jednak, że podobnie jak w „trójce”, tak i tu szybko wypalę się z momentem awansowania do klasy wytrzymałościowej. Z trwogą wspominam półgodzinne wyścigi, testujące przed laty moją cierpliwość. Na szczęście tryb kariery w Forza Motorsport 4 okazał się łaskawy i choć pod jego koniec faktycznie pojawiają się dłuższe zawody, rzadko kiedy ich przejechanie zajmuje więcej niż dziesięć minut, co jest dość optymalnym czasem dla chcącego się tylko trochę pościgać laika. Jasne, tak jak w każdej tego typu produkcji, początkowy zachwyt w pewnym momencie wygasa, ustępując miejsca najpierw rutynie, a potem lekkiemu znużeniu, ale w ogólnym rozrachunku bawiłem się naprawdę dobrze. Jest to o tyle dobra informacja, że w żadnym wypadku nie jestem samochodowym „freakiem”. Lubię ładne autka, lubię nimi pojeździć po wirtualnych torach, a i w prawdziwym życiu samochodowy wypad w dalszą podróż to dla mnie świetna przygoda. Toteż dla prawdziwego fana motoryzacji i sportów motorowych, Forza Motorsport 4 tym bardziej pomimo swojego wieku z pewnością też okaże się kapitalnym doświadczeniem.

Komentarze

  1. Mam nadzieję że grając w SA grałeś odpowiednie pluiginy (choć screeny tego nie sugerują). Ostatnio zaznajomiłem 17-letniego brata z grą i starałem się przygotować mu jak najlpesze doświadczenie. Obowiązkowe jest widescreen fix pilnujący by gra zawsze byłą hor+ (niestety cut-sceny są chyba jednak vert-, bo zdawały się przybliżone) a grafiki 2D i HUD trzymały proporcje (na twoich screenach są brzydko rozciągnięte, silent patch poprawiający błędy wydania pc-owego, ginput dodający całkowitą obsługę pada, SkyGfx modyfikujący oświetlenie tak by pasowało do edycja z ps2 oraz dodający wiele nowych efektów jak odbici czy szczegółowość tekstur z wydania mobilnego (polecam też w ini przywrócić cienie z pc-ta bo z automatu dostajemy bloba pod bohaterem z ps2) oraz Project 2DFX poprawiający zasięg rysowania, szczególnie elementów świecących co daje w efekcie fenomenalne panoramy miast. Wszystkie powyższe to zwykłe skrypty do skopiowania do folderu gry w kilka minut i nie robienie tego wydaje się być absurdalne. Ja oczywiście posunąłem się znacznie dalej spędzając w sumie jeszcze dodatkową godzinę albo i dwie, dodając fazy księżyca z ps2, lepszy granient nieba, poprawione kolory modeli hantli w siłowni (w pc-wej wersji były złote z jakiegoś powodu), kolejną paczkę fixów z ps2 jak zniszczalne przedmioty czy animacje spadochronu, roślinność, płoty i modele dłoni z oddzielnymi paluchami z wersji mobilnej i chyba jeszcze więcej, ale już nie pamiętam. Niemniej gra wtedy w 21:9 wyglądała przynajmniej ładnie, nastrojowo i wciąż wiernie oryginałowi, ostatecznie brat ukończył grę parę miechów temu i bawił się przednio a i ja parę wieczorów znów powłóczyłem się po SA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bawiłem się z tym wszystkim, ale efektem tego było to, że gra zaczęła się wysypywać do pulpitu tuż po załadowaniu. Spędziłem chyba godzinę na próbie doprowadzenia jej do porządku, ale koniec końców po prostu się poddałem i wywaliłem SilentPatcha, który prawdopodobnie był główną przyczyną (to albo downgrade gry do wersji 1.0).

      Początkowy ból, do czego przyczyniło się wymuszone przez błędy włączenie ograniczenia klatek do filmowych 25, szybko w sumie minął, bo się po prostu przyzwyczaiłem. Autentycznie nie odczułem, by SA zestarzało się jakoś strasznie, było dokładnie takie, jakie je zapamiętałem i wciąż bawiłem sie przednio.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty