Overwatch Fortress (166)
Są
takie produkcje, które pomimo świetnego pomysłu, przemyślanej rozgrywki oraz
kapitalnej oprawy audiowizualnej, wciąż sprawiają wrażenie bycia zaledwie klonami
starszych tytułów. Overwatch, sieciowy FPS od Blizzarda, jest jedną z nich.
Posłuchajcie…
Overwatch
Gatunek:
Sieciowy FPS
Developer: Blizzard
Entertainment
Rok
wydania: 2016r.
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 4, PC
Ten
tekst będzie poniekąd kolejnym odcinek „Pamiętniczka Starego Dziada”, bo
Overwatch boleśnie przypomniał mi, że choć nie mam jeszcze nawet 25 lat,
wewnętrznie zbliżam się już do setki. O tytule tym po prostu nie dało się nie
słyszeć, bo kilka lat temu był on na językach wszystkich. Nic w tym dziwnego,
była to w końcu nowa gra cenionego jeszcze wówczas Blizzarda, a i nawet
pominąwszy markę wyrobioną sobie przez twórców, nie dało się nie dostrzec, że
Overwatch był przede wszystkim przemyślaną, fantastycznie wyglądającą i
zwyczajnie dobrą grą dla graczy w absolutnie każdym wieku i stopniu
zaawansowania.
Mniej
obeznani ze strzelankami gracze nie musieli obawiać się frustracji dzięki
zróżnicowanej i charakternej gromadzie ponad trzydziestu bohaterów, oferujących
różne podejścia do rozgrywki. A nawet jeśli jakaś frustracja zaczynała
kiełkować, szybko koiła ją śliczna, kolorowa grafika oraz animacje
przypominające topowe dzieła Pixara. Z kolei „hardkorzy” mogli dać upust swojej
żądzy dominacji i szlifowania umiejętności w rozgrywkach rankingowych,
skupiając się na doskonaleniu swojej gry konkretną postacią o konkretnym
zadaniu. Ba, Blizzard zadbał o utworzenie dedykowanej grze ligi e-sportowej
Overwatch League. W zasadzie, choć Overwatch jest grą stricte wieloosobową, nie
zawiedli się również fani historii, którzy dzięki wypuszczanym przez twórców
animacjom, książkom i komiksom mogą dogłębnie poznawać bogatą historię świata
oraz zależności w relacjach między bohaterami.
A
jednak, choć tytuł ten w teorii powinien trafić do każdego, zdołał mnie
znudzić. Przede wszystkim zdecydowanie nie jest to mój ulubiony podgatunek
strzelanek – tzw. „hero shootery” mają to do siebie, że każdy z przeciwników
przypomina gąbki na pociski, co osobiście mocno mnie irytuje. Broń sprawia
bowiem wrażenie słabej, a potyczki zdają się dłużyć w nieskończoność. W dodatku
absolutnie przeraża mnie liczba bohaterów do wyboru, skutkując u mnie paraliżem
decyzyjnym i koniecznością mozolnego sprawdzania każdego bohatera z osobna, by
w końcu odnaleźć tę jedną klasę, która zaskoczy z moim stylem gry. Z jednej
strony to super, bo każdy może znaleźć coś dla siebie; z drugiej jednak przebrnięcie
przez ten etap zabawy z Overwatchem jest nie tyle bolesne, co po prostu nużące.
Zdecydowanie
lepiej bawiłem się lata temu w takim Team Fortress 2, które w zasadzie można by
ochrzcić protoplastą Overwatcha. Mam wrażenie, że absolutnie wszystko zrobiono
tam lepiej. Dziewięciu bohaterów zapewniało sporą różnorodność i możliwość
szybkiego zapoznania się z każdym z nich. Zdecydowanie więcej trybów rozgrywki
sprawiało, że zabawa nie nudziła się aż tak szybko. Zadbano nawet o tło
fabularne dla największych fanów, choć, trzeba przyznać, nie było ono tak
rozbudowane jak w Overwatchu. W TF2 spędziłem kilkadziesiąt dobrych godzin,
Overwatch znudził mnie zaledwie po kilku. Rozegrałem kilkanaście meczów,
przeszedłem kooperacyjne misje fabularne, które akurat się pojawiły i odłożyłem
grę na półkę. Nie czuję żadnej potrzeby by do niej kiedykolwiek wracać. Może
zapowiedziany Overwatch 2 coś w tej kwestii zmieni, ale obecnie jedyne czego
jestem pewien to to, że kiedyś to było…
Komentarze
Prześlij komentarz