Eskapizm (212)
Sposoby
na ucieczkę od rzeczywistości są dwa. Pierwszy to zaangażować się emocjonalnie
w jakąś wciągającą historię, w czym zdecydowanie pomoże wydany w zeszłym
tygodniu horror psychologiczny Martha is Dead. Drugi to z kolei oddać się bezmózgiej
rozpierdusze, którą oferuje chociażby Fast & Furious: Crossroads,
dorzucając jeszcze do swojej oferty trochę kuriozalnych błędów i scenariuszowego
„sera”.
Posłuchajcie…
Martha is Dead
Gatunek:
Horror psychologiczny
Deweloper:
LKA
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna również na: Xbox Series S, Xbox One. PlayStation 5,
PlayStation 4, PC
Moja recenzja Martha is Dead dla Pograne.eu
Piękno
potrafi być zwodnicze, skrywając pod pozorem doskonałości zgniłe wnętrze. Na
całe szczęście nie odnoszę się w tym przypadku do jakości Martha is Dead, która
nie tylko wygląda olśniewająco, ale jest też przede wszystkim po prostu bardzo
dobrym horrorem psychologicznym. Nawiązywałem zatem do obranej przez twórców
tematyki, bo ta piękna, młoda dziewczyna, robiąca letnim porankiem zdjęcia
wróbelkom w malowniczej Toskanii skrywa, naprawdę mroczny sekret. Wcale nie
jest Marthą; Martha nie żyje.
To
tytuł z dość unikalnym pomysłem na historię, bo opowiada o psychologicznych
konsekwencjach kradzieży tożsamości – w tym wypadku Giulia zostaje pomylona ze
swoją tragicznie zmarłą siostrą bliźniaczką Marthą i postanawia tej pomyłki nie
prostować. Sielanka trwa raczej krótko, bo dość szybo Giulię zaczynają dręczyć
koszmary, a sama dziewczyna z każdą chwilą coraz mocniej popada w obłęd. Staje
się tym samym niewiarygodnym narratorem, któremu nie można we wszystkim ufać.
Stanowi
to ciekawy punkt wyjścia do powodu śmierci Marthy, trwającej we Włoszech
niemieckiej okupacji (akcja gry osadzona została bowiem w 1944 roku), a także
elementu paranormalnego, związanego Białą Damą według legendy zamieszkującą
jezioro, w którym utopiła się bliźniaczka. Odkrywanie wszystkich tych tajemnic
i samodzielne dochodzenie do tego, co jest prawdą, a co zaledwie imaginacją
chorego umysłu Giulii sprawia masę frajdy.
Dorzućcie
do tego przepiękną oprawę audiowizualną i szereg intrygujących aktywności,
pokroju nauki korzystania z telegrafu, a okaże się, że Martha is Dead to jedna
z najciekawszych produkcji tego roku, zwłaszcza w sferze indie. Nie zabrakło
oczywiście pewnych problemów – gra lubi klatkować, sporo w niej błędów, a
polskie tłumaczenie to nieśmieszny żart, ale nie wpływa to znacząco na odbiór całości.
Ta jest bowiem zaprawdę fantastyczna.
Fast & Furious: Crossroads
Gatunek:
Wyścigi/Vehicular Combat
Deweloper: Slightly
Mad Studios
Rok wydania:
2020
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, PC
Absolutnie
nie potrafię zrozumieć, jak studio, specjalizujące się w tworzeniu
realistycznych symulatorów jazdy, było w stanie wyprodukować bubel tak
straszny, że pracować nad nimi mogli wyłącznie ludzie, których jedyna styczność
z samochodami miała miejsce w przedszkolu, podczas zabawy resorakami. Ja
rozumiem, że dla Slightly Mad Studios Fast & Furious: Crossroads było
pobocznym projektem, mającym na celu opłacenie rachunków, ale odstawienie
takiej maniany wpływa nie tylko na odbiór samej gry, ale też i reputację całego
studia.
Już
pal sześć z przedpotopową, przypominającą czasy Xboksa 360 i PlayStation 3
grafiką, bo choć Crossroads jest dość brzydkie, to zdarzają się chwile, kiedy,
o dziwo, jest na czym zawiesić oko. Nawet bzdurna fabuła o grupie byłych
ścigantów, ratującej świat przed następną wojną światową w pewnym momencie
zaczyna bawić swoim poziomem odrealnienia i masą tragicznych dialogów, pełnych
„czadowych” na siłę hasełek, rzucanych przede wszystkim przez Vina Diesela i
Michelle Rodriguez. Przymknąć oka nie mogę jednak na ów nieszczęsny model
jazdy, który sprawia, że utrzymanie kontroli nad samochodem jest absolutnie
niemożliwe, a każda misja wymagająca precyzji lub dojechania do określonego
punktu jako pierwszy, popychała mnie ociupinkę bliżej mojej granicy szaleństwa.
A
mimo to, ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, bawiłem się Fast & Furious:
Crossroads naprawdę dobrze, co rusz śmiejąc się z fabularnych głupotek i
pomniejszych błędów, skutkujących choćby wystrzeleniem mojego samochodu na
orbitę. Zdecydowana większość zadań odbywała się na niemalże pozbawionych
zakrętów drogach, więc mogłem wówczas skupić się na toczeniu samochodowych
bojów z pojazdami przeciwników, których zastępy ginęły w pełnych eksplozji
kraksach. W pewnym momencie zacząłem nawet przyzwyczajać się do modelu jazdy i
nie obijałem się już o barierki równie często, co na początku mojej przygody.
Fast
& Furious: Crossroads w pewnym sensie stało się moim growym katharsis. To
bowiem jedna z tych produkcji, które pomagają docenić kunszt twórców innych,
zdecydowanie bardziej dopracowanych gier. Nie jest to przy tym jednak tytuł,
przy którym człowiek męczy się grając, bo to po prostu masa bezmózgiej
rozpierduchy w brzydkim i koślawym opakowaniu. Zatem, czy polecałbym kupno Fast
& Furious: Crossroads? W żadnym razie, ale jeżeli już pudełko z grą wpadnie
w wasze ręce, możecie bez obaw wrzucić płytkę do konsoli.
Komentarze
Prześlij komentarz