Wyciskacze łez (209)

 

Im jestem starszy, tym mniej wstydzę się płakać. Przyznam się więc, że historia opowiedziana w traktującym o stracie Last Day of June mocno chwyciła mnie za serce i wycisnęła ze mnie kilka naprawdę sporych łez. Z kolei przy Marc Eckō's Getting Up: Contents Under Pressure płakałem, użerając się z fatalnym sterowaniem i kiepskiej jakości PeCetowym portem tej jakże ciekawej gry o subkulturze graficiarzy.

Posłuchajcie…

Last Day of June

Gatunek: Przygodówka

Deweloper: Avantgarden

Rok wydania: 2017

Grałem na: PC

Gra dostępna również na: PlayStation 4, Nintendo Switch

Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakiekolwiek dzieło kultury tak mocno mnie przejęło, jak właśnie zrobiło to Last Day of June. To niepozorna gra przygodowa, opowiadająca o miłości, stracie i żałobie, która, choć pozornie może nie wyglądać interesująco, jak najbardziej taka jest. Wcielamy się tu w rolę mężczyzny, który w wyniku tragicznego wypadku samochodowego stracił żonę, samemu lądując na wózku inwalidzkim. Niegdyś radośnie kolorowy i ciepły dom, teraz spowity jest przygnębiającym mrokiem, przełamywanym jedynie przez ogień, tańczący ponuro w kominku.

Okazuje się jednak, że nie wszystko stracone, bo oto z niemałym zaskoczeniem odkrywamy, że namalowane przez żonę portrety mieszkańców okolicznej wioski zamieniły się w swego rodzaju portale do ich przeszłości, dając głównemu bohaterowi szansę na zmianę biegu historii poprzez klasyczny efekt motyla. Goniący za piłką chłopczyk nigdy nie wbiegnie na środek drogi i nie spowoduje wypadku, jeśli znajdzie sobie inne zajęcie. Jeżeli uważacie, że brzmi to zbyt prosto i pięknie, to nie mylicie się, bo dość szybko okazuje się, że wydarzenia w miasteczku miały ułożyły się tego dnia w taki sposób, że protagonista będzie musiał się sporo nagimnastykować, bo czyny jednego bohatera tego dramatu wpłyną bezpośrednio na kolejnych.

To nie tylko łamigłówka dość zawikłana, ale przy tym niesamowicie mroczna, bo by dotrzeć do jej finałowego rozwiązania, raz za razem skazywać będziemy naszą żonę na śmierć. To niezwykle makabryczna sytuacja, w której główny bohater zmuszony jest do ciągłego uśmiercania ukochanej, próbując ją uratować. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co musiało dziać się wówczas w jego głowie, ale wiem, że za żadne skarby nie chciałbym znaleźć się na jego miejscu. A już zwłaszcza kiedy doświadczyłem finału, bo to, co tam się dzieje sprawiło, że w trakcie napisów końcowych siedziałem zdębiały. Last Day of June to tytuł na jakieś 2-3 godziny, więc warto odpalić go któregoś wieczora zamiast filmu.

Marc Eckō's Getting Up: Contents Under Pressure

Gatunek: Przygodowa gra akcji

Deweloper: The Collective

Rok wydania: 2006

Grałem na: PC

Gra dostępna również na: PlayStation 2, Xbox

Nie zdziwię się, jeśli nigdy o tej grze nie słyszeliście, bo i ja o jej istnieniu dowiedziałem się zaledwie kilka tygodni temu. Tytuł, poza długością, raczej nie zapada w pamięci, a jego sytuacji nie poprawiał też fakt, że w tym samym okresie na rynku pojawiło się PlayStation 3, a od roku na konsolowym poletku triumfy święcił Xbox 360. Marc Eckō's Getting Up: Contents Under Pressure zatonęło zatem w morzu nowych premier, przyćmione takimi hitami jak Grand Theft Auto: Liberty City Stories, Tomb Raider: Legend, Gears of War, Dead Rising, czy w końcu Resistance: Fall of Man.

A szkoda, bo pomysł na rozgrywkę jest zaskakująco ciekawy. Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z czymś pokroju niskobudżetowego Tomb Raidera, w którym zamiast po grobowcach i jaskiniach, biegamy i wspinamy się po blokowiskach dystopijnego miasta z początku lat dwutysięcznych. Na szczęście jest to tylko pozór, bo choć mamy tu do czynienia z czymś, co z reguły klasyfikuje się jako „przygodową grę akcji”, to nie uświadczycie w niej żadnych strzelanin czy kaskaderskich wygibasów, nie licząc elementów parkouru. Getting Up traktuje bowiem nie o żądnym przygody awanturniku, a o pnącym się ku ulicznej sławie młodym graficiarzu o ksywie Trane, który przypadkowo wchodzi na wojenną ścieżkę z władzami wzorowanego na Nowym Jorku miasta New Radius. Zamiast dwóch srebrnych pistoletów mamy więc kilka puszek farby w sprayu, a z ewentualnymi przeciwnikami rozprawiamy się przy pomocy pięści i leżących w okolicy przedmiotów codziennego użytku.

Wszystko to wypada naprawdę świetnie – uliczny klimat z miejsca oczarowuje, a hip-hopowy soundtrack porwie nawet najbardziej zatwardziałego metala. Problem w tym, że początkowe zauroczenie dość szybko ustępuje miejsca rozczarowaniu oraz zrozumieniu, dlaczego Getting Up nie przebiło się do szerszego grona odbiorców. Mechanicznie tytuł ten jest co najwyżej średni, a problemy takie jak fatalna praca kamery, mało intuicyjne sterowanie oraz nieco niezdarna walka sprawiają, że gra sygnowana nazwiskiem Marca Eckō potrafi być niekiedy wręcz nieziemsko frustrująca. Zwłaszcza jeżeli gramy na PC, bo to typowy przedstawiciel ówczesnej szkoły portowania gier na komputery. Oznacza to mniej więcej tyle, że wszystkie problemy wersji konsolowych irytują tu kilkukrotnie mocniej. Przeniesienie typowo konsolowej rozgrywki na klawiaturę i myszkę wypada nowiem bardzo słabo, a część z mechanik, jak choćby sztandarowe malowanie graffiti, męczy ze względu na zero-jedynkowe sterowanie.

Wielka szkoda, bo, gdyby nie te wszystkie problemy, Marc Eckō's Getting Up: Contents Under Pressure miało szansę stać się jedną z ważniejszych premier 2006 roku. Ponadto uważam, że nieco zagalopowaliśmy się jako branża, kiedy wciąż nadzwyczaj grywalne tytuły pokroju The Last of Us dostają – według plotek – remake’i, a setki ambitnych i unikatowych tytułów skazywane są na wieczne zapomnienie. Marc Eckō's Getting Up: Contents Under Pressure to może nie perfekcyjna gra, ale za to idealny przykład właśnie tego typu produkcji, której remake w odpowiednich rękach mógłby stać się czymś wielkim. Oczami wyobraźni widzę grę w stylu inFamous: Second Son, tyle tylko, że bez czarodziejskich super mocy i zdecydowanie bardziej ulicznym klimatem. Coś pięknego…

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty