Magiczna księga (228)
Remake
Myst udowadnia, że książki potrafią bezpowrotnie wciągnąć, a i stare przygodówki
wcale nie są pod tym względem gorsze.
Posłuchajcie...
Myst (2020)
Gatunek:
Przygodówka
Producent:
Cyan
Rok
wydania: 2020
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna także na: Xbox Series S, Xbox One, PC, Mac, Oculus Quest, Oculus Quest
2
Choć
od dobrych kilku lat żyjemy już w erze powszechnej cyfryzacji, a kolejne etapy
rozwoju technologicznego naszej cywilizacji co rusz udostępniają nam coraz to
nowsze sposoby opowiadania historii – literatura niezmiennie od tysięcy lat
cieszy się popularnością. Wprawdzie jest to medium dość ubogie w prezentacji,
ale nie zmienia to faktu, że dobra książki potrafią bezpowrotnie pochłonąć, o
czym przekonał się główny bohater Myst, gdy natrafiwszy na tytułową księgę,
został do niej wessany tuż po otworzeniu.
Świat
Myst zdecydowanie należy do jednych z najbardziej unikalnych w historii gier
komputer, aczkolwiek nie oznacza to wcale, że tytuł ten przypadnie do gustu
fanom dobrych historii. Tej praktycznie tutaj nie ma, a zarys fabularny – bo
tak w zasadzie powinno się go nazywać – swoją płycizną zawstydziłby dziecięcy
brodzik. Ot, po kilkunastu minutach chaotycznego błąkania się po będącej
wyspie, na którą trafiliśmy, odnajdujemy dwie kolejne księgi, w których
uwięzieni zostali skonfliktowani ze sobą bracia. Naszym celem staje się zatem
odnalezienie niebieskich i czerwonych kartek, by ich uwolnić.
W
trakcie rozgrywki nie otrzymujemy zbyt wielu szczegółów dotyczących świata gry.
Kłuje to zwłaszcza w przypadku odwiedzanych „wieków”, czyli swego rodzaju
alternatywnych światów, w których rozwiązujemy kolejne łamigłówki. Czym są?
Skąd się wzięły? Tego i wielu innych rzeczy, włącznie z motywacjami bohaterów,
domyślać musimy się niestety sami, a nawet, kiedy już poznamy rozwiązanie
historii, okazuje się ono dość nijakie. Na szczęście Myst to gra, w której od
celu zdecydowanie bardziej liczy się sama droga, a ta pomimo niemalże
trzydziestu lat na karku wciąż sprawia masę frajdy.
Jasne,
tak jak w każdej grze przygodowej z tamtych lat, tak i tu nie mogło zabraknąć
kilku odrobinę bardziej abstrakcyjnych zagadek, lecz w ogólnym rozrachunku
całość wypada dość intuicyjnie. Wciąż trzeba się nad każdą nich przez chwilę
pochylić, ale wystarczy chwilkę pogłówkować i przejść się po okolicy, by
natrafić na jakąś skromną wskazówkę lub wpaść na możliwe rozwiązanie. W efekcie
Myst daje masę satysfakcji, przy okazji pozostając całkiem przystępnym dla
nowych graczy, o ile tylko zdołają przebrnąć przez fatalny początek.
Zwłaszcza
dla tych, którzy, tak jak ja, owego klasyka poznają poprzez wydany w 2020 roku
remake, podbijający oprawę graficznej o kilkanaście poziomów wyżej. Unreal
Engine robi swoje i Myst w nowych szatach wygląda po prostu przepięknie. Aż
chce się zwiedzać kolejne odnogi tego jakże abstrakcyjnego świata, choćby poznać
je wszystkie, należy realMyst, bo remake nie zawiera dodanego w nim epilogu. Myst
spodobał mi się na całe szczęście na tyle, że kiedyś do niego wrócę, by sprawdzić,
co mnie ominęło.
Komentarze
Prześlij komentarz