Cień (230)
Wyciskam z siebie ostatnie krople pracoholizmu, więc
zanim pobiegnę na plażę udawać wyrzuconego na brzeg walenia, zaproszę Was na
moment w cień, gdzie poprzez Aragami oraz dodatek Nightfall nauczę Was jak stać
się równie bezszelestnym, co budżetowym ninją. Sztuki tej najwidoczniej nauczył
się również Gearbox, bo cichaczem sprawili, że DLC Molten Mirrors do Tiny Tina’s
Wonderlands jest co najmniej kompetentne!
Posłuchajcie…
Aragami
Gatunek:
Skradanka
Producent:
Lince Works
Rok
wydania: 2016
Grałem
na: XSX
Gra
dostępna także na: Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC, Mac, Amazon
Luna
Gatunek
skradanek od zawsze należał do tych zdecydowanie bardziej niszowych. Mój kierowany
nostalgią mózg od jakiegoś już czasu stara się mnie oszukać i przekonać, że
kiedyś było tego typu gier zdecydowanie więcej, ale nie jest to prawda. Obecnie
skradanki są równie „popularne”, co w latach mojej młodości. Po prostu
zdecydowanie rzadziej są to produkcje wysokobudżetowe właśnie ze względu na
wspomnianą niszowość. Na ratunek przyszedł jednak segment gier niezależnych, z
którego wywodzi się masa intrygujących produkcji, stawiających na przekradanie
się między przeciwnikami.
Aragami
jest całkiem niezłym, choć nie idealnym przykładem tego zjawiska. Niższy budżet
widać tutaj na każdym kroku, a już w szczególności przy okazji nieco zbyt
topornych animacji, ubogich przerywników filmowych i powszechnej wśród
bohaterów zdolności brzuchomówstwa (a przynajmniej tak sobie tłumaczę ich
nieporuszające się w trakcie dialogów usta). Na całe szczęście są to rzeczy,
które choć kują, nie robią tego dogłębnie, tym samym nie przyćmiewając
przyjemności płynącej z rozgrywki.
Aragami
najłatwiej byłoby przyrównać do Styx: Master of Shadows, który w podobny sposób
łączył ze sobą przemykanie w cieniu z mordowaniem przy pomocy krótkiego ostrza.
W grze Lince Works jednak to my jesteśmy cieniem, a przynajmniej istotą z
cienia stworzoną. Oznacza to, że przebywanie w słabo oświetlonych miejscach nie
tylko pomaga nam się ukryć, ale przy okazji regeneruje nasz zapas magicznej
esencji, pozwalającej na szereg czarodziejskich sztuczek.
Skłamałbym
jednak, mówiąc, że wszystkie z nich są przydatne. W większości są bowiem raczej
zbędne, bo całość spokojnie można przejść wyłącznie przy użyciu miecza i
przeskoków od cienia do cienia. Nawet z tak podstawowym zestawem umiejętności
gra okazuje się być raczej banalną i w efekcie momentami wręcz żmudną.
Zwłaszcza, że dodatkowych punktów umiejętności do rozdysponowania na drzewku
talentów nie dostaje się za zabitych wrogów lub wykonane zadania, a trzeba je
znaleźć na mapie.
Intrygująca jest natomiast fabuła, aczkolwiek nie ukrywam, że mogłaby zostać poprowadzona nieco lepiej. Historia tytułowego ducha zemsty przyzwanego na ratunek przez uwięzioną w wieży księżniczkę Yamiko skrywa wiele tajemnic, których stopniowe odkrywanie sprawia sporo frajdy i skutecznie wynagradza nasze trudy w przebijaniu się przez kolejne, pełne patroli zakamarki japońskich miasteczek i garnizonów.
Aragami: Nightfall
Dodatek
Producent:
Lince Works
Rok
wydania: 2018
Grałem
na: XSX
Dodatek
dostępny także na: Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC, Mac, Amazon
Luna
W
ostatnich latach wśród gier skradanych zaczął pojawiać się dosyć ciekawy trend,
wprowadzania do rozgrywki drugiego gracza. I można się w tym momencie kłócić,
że już stareńkie odsłony Splinter Cella oferowały kooperacyjne skradanie, ale
zawsze był to dodatkowy tryb, wyraźnie odseparowany od singlowej kampanii. W
przeciągu ostatnich kilku lat pojawiły się natomiast produkcje, które stawiają
właśnie na aspekt wieloosobowy. Wśród nich można wymienić chociażby Styx:
Shards of Darkness czy Aragami: Nightfall właśnie.
Nie
jest to możne pełnoprawna produkcja, a jedynie dodatek, ale nie zmienia to
faktu, że położył on podwaliny pod dalszy rozwój serii. Fabularnie, jest to
prequel opowieści z oryginału, tłumaczący to, w jaki sposób księżniczce Yamiko
udało się do pewnego stopnia wyswobodzić z niewoli. Mechanicznie natomiast,
Aragami: Nightfall jest swego rodzaju rozwinięciem Aragami, wprowadzającym do
zabawy wspomnianego wcześniej (aczkolwiek opcjonalnego) drugiego gracza, a
także nieco bardziej rozbudowane i stawiające na eksplorację poziomy.
Zwłaszcza
ta druga nowość sprawia, że gra się zdecydowanie przyjemniej niż w oryginał.
Ogólna mechanika rozgrywki, nie licząc pozbycia się zbędnego drzewka
umiejętności, pozostaje bowiem ta sama, więc z otwartymi ramionami przywitałem
zadania niepolegające wyłącznie na przejściu z punktu A do B. Poszukiwanie
strażnika posiadającego klucz lub zawierających potrzebne informacje dokumentów
może nie należą do najbardziej skomplikowanych misji, ale już sama ich obecność
sprawia, że jest nieco bardziej ekscytująco.
Podobny
wpływ mają umiejętności specjalne bohaterów, które wprawdzie nie się unikalne
dla każdego z nich, ale korzystałem z nich zdecydowanie częściej niż z tych, w
które wyposażony był sam Aragami. Zwłaszcza wybuchające kunai oraz możliwość
przyzwania partnera do pomocy w rozprawieniu się z kilkoma przeciwnikami na raz
znacząco zmieniły mój styl gry, dzięki czemu w końcu poczułem się jak prawdziwy
niewidzialny zabójca, a nie zaledwie pełzający po zaroślach cień.
Tiny Tina’s Wonderlands: Molten Mirrors
Dodatek
Producent:
Gearbox Software
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: XSX
Dodatek
dostępny także na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC
O
Tiny Tina’s Wonderlands: Molten Mirrors będę opowiadał również 28 epizodzie
TrójKastu.
Usiądźcie, bo stała się rzecz absolutnie
niesłychana. Dodatek do Tiny Tina’s Wonderlands nareszcie zaczął przejawiać
pierwsze oznaki potencjału, bo choć Molten Mirrors to na dobrą sprawę po prostu
więcej tego samego, to sami twórcy pokusili się o nieco więcej fantazji w
trakcie projektowania i kodowania DLC. Całe szczęście, bo miałem już absolutnie
dość nijakich miejscówek z poprzednich dwóch rozszerzeń, po których, co gorsza,
biegałem bez żadnej większej motywacji poza chęcią dobiegnięcia do napisów
końcowych.
Molten Mirrors może i nie jest w tym wypadku
rewolucją, ale z pewnością należy go uznać za krok w dobrym kierunku. Pojawiają
się jakieś zaczątki fabularnej intrygi, która pomimo swojej przewidywalności,
nadaje całości uroku i pozwala graczowi zaangażować się w zlecone przez Vesper
zadanie. Zdecydowanej poprawie uległy również projekty poziomów, które wciąż są
remiksami lokacji z podstawki, ale mimo to potrafią zaintrygować oferowanymi
widokami. Najbardziej ucieszył mnie jednak finałowy boss – Fyodor. Nareszcie
twórcom udało się zbalansować antagonistę na tyle dobrze, że walka z nim
okazała się czystą przyjemnością.
Komentarze
Prześlij komentarz