Zakazane na wczasach (231)

Nie czytasz książek, nie idę z tobą do łóżka. Grasz w gry na plaży? To tym bardziej!

Posłuchajcie…

Zakazane na wczasach

Na wczasach najlepiej po prostu pobalangować... (Grand Theft Auto: San Andreas/źródło)

Wylegując się w ciągu ostatniego tygodnia nad Adriatykiem tudzież brzegiem hotelowego basenu nieopodal, niemałą radość czerpałem przede wszystkim z nicnierobienia. Nie ma bowiem nic lepszego niż oderwanie się od problemów i znojów dnia codziennego, by pobyczyć się na leżaku, sącząc z wolna złocisty trunek i radując się delikatnie chłodzącą, morską bryzą. Niestety, sielanka wiecznie trwać nie może, bo nieprzyzwyczajony do tak długiego nicnierobienia umysł zaczyna w końcu coraz mocniej naciskać na to, by jednak wreszcie coś tu konkretnego porobić. Co wtedy?

Wyborem najbardziej naturalnym w tej sytuacji wydaje się być dobra książka. Sam również najchętniej sięgam po to właśnie medium, gdy ruszam na bardziej leżakowe wakacje, niezależnie od tego, czy ma to być morze, czy biwak pod namiotem, rozbitym na brzegu jeziora lub nawet i zalewu. Toteż nękany utyskiwaniami niecierpliwego umysłu, uległszy jego namowom, sięgnąłem po przygotowane uprzednio „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe” Roberta M. Wegnera i zanurzyłem się w lekturze.

...poświrować ze znajomymi... (Dead or Alive Xtreme 3/źródło)

Podobnież uczyniła moja świeżo upieczona współmałżonka, delektując się równie pikantnymi, co bulwersującymi opowieściami o kochankach arabskich szejków. Po chwili, rozglądając się w przerwie od czytania po okolicy, zauważyłem, iż podobnych nam jest więcej. Spora część naszych współplażowników pochłonięta była lekturą, niejako skrywając się przed słońcem w światach wykreowanych przez chociażby Harlana Cobena czy Stanisława Lema. Niby nie jest to nic dziwnego, czytanie na plaży to oczywista oczywistość, coś na tyle naturalnego, że nigdy się nad tym nie zastanawiamy.

Wtedy uderzyła mnie pewna myśl – skąd ta uprzywilejowana pozycja książek? W pokoju hotelowym porzucony leżał pełen pobranych filmów i seriali, a kawałek obok, gdzieś na dnie plecaka, dogorywał uśpiony Switch. Niemniej, choć zazwyczaj preferuję zdecydowanie bardziej bogaty wizualnie sposób rozrywki, to ani na moment w mojej głowie nie zakiełkowała myśl, by może akurat dzisiaj popchnąć dalej fabułę Gamedeca albo dokończyć rozgrzebany odcinek najnowszego sezonu Stranger Things.

...lub po prostu obębnić arbuza. (Super Mario Sunshine/źródło)

I nawet nie chodzi tutaj o to, że jakoś wybitnie mocniej odcinałbym się od otaczającego świata, ujmując przy tym doświadczeniu wylegiwania się nad Adriatykiem. Wprawdzie gra lub film wymagałaby założenia słuchawek, ale wystarczyłoby wcisnąć do ucha wyłącznie jedną, by cieszyć się zarówno klimatycznym dialogiem na ekranie, jak i kojącym szumem nadmorskiego wietrzyku. Zresztą, przy dobrej książce wyłączyć można się równie mocno, czego żywym dowodem jest moja żona, potrafiąca przepaść w lekturze tak bardzo, że gdy próbuję wówczas zwrócić jej uwagę, przypominam nawołujące swojej mamy dziecko, które zgubiło się w supermarkecie.

Nie, nie chodziło o to. Nie do końca rozumiem z czego to wynika, ale byłoby mi po prostu wstyd rozsiąść się na leżaku z konsolą lub tabletem w dłoni, choć problem ten kompletnie nie istnieje w przypadku książek. Może to przyzwyczajenie, może lata urządzanej przez media nagonki przeciw grom, a może coś zupełnie innego, z czego jeszcze nie zdaję sobie sprawę. Co ciekawe, podobnych odczuć nie mam  w przypadku grania lub oglądania filmów w komunikacji miejskiej (aczkolwiek wciąż preferuję książki) – problem ten występuje włącznie w kontekście plaż i miejsc im podobnych.

A Wy? Macie podobnie?

Komentarze

Popularne posty