Czikago (262)
Chicago
1930 może nie zestarzało się z godnością, ale wciąż udowadnia, że tak rzadkie
sięganie przez twórców gier po okres prohibicji to absolutny skandal.
Posłuchajcie…
Chicago 1930
Gatunek:
Taktyczny RPG
Producent:
Spellbound Entertainment
Rok
wydania: 2003
Grałem
na: PC
Gra
dostępna wyłącznie na PC
Grę do recenzji dostarczył GOG.com.
Moją recenzję Chicago 1930 przeczytacie również na Pograne.eu
Amerykańska
prohibicja z lat trzydziestych ubiegłego wieku to niezwykle ciekawy okres
historii tego kraju. Mająca na celu zapewnienie między innymi ładu społecznego
poprawka do konstytucji miała paradoksalnie odwrotny efekt, w zasadzie tworząc
gangsterskie legendy pokroju Ala Capone i ich podziemne imperia. To przy okazji
całkiem żyzne poletko dla twórców, którzy przez lata karmili nas opowieściami o
wspinających się po kolejnych szczeblach mafijnej kariery rzezimieszkach. W
przypadku gier wideo temat ten zdaje się jednak nie być równie mocno eksploatowany,
a szkoda, bo tytuły takie jak właśnie Chicago 1930 udowadniają, że może z tego
połączenia wyjść coś naprawdę ciekawego.
Chicago
1930, niekiedy okraszone podtytułem The Prohibiton, to fikcyjna, choć
inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia. Jeżeli choć odrobinę
interesowaliście się tematem prohibicji lub oglądaliście „Nietykalnych” z
Seanem Connerym, dość szybko wyłapiecie podobieństwa do prawdziwych postaci.
Gra Spellbound Entertainment opowiada bowiem o drodze na szczyt pracującego dla
Ala Falcone, chicagowskiego gangstera Jacka Berreto oraz próbie ujęcia go przez
agenta FBI Edwarda Nasha. Oznacza to zatem, że twórcy oferują nam możliwość
stanięcia po obu stronach barykady i swoistej zabawy w kotka i myszkę z samym
sobą.
Pozytywnie
zaskoczyło mnie to, jak złożona jest to historia. Kolejne etapy tej
gangsterskiej opowieści wprowadzają bowiem kolejne, uwypuklające całość wątki,
jak chociażby ten ze skorumpowanym prokuratorem czy wewnętrzną walką o władzę w
szeregach mafii. Niestety, pomimo sporych ambicji twórców, zabrakło im
umiejętności, by interesujący koncept poprowadzić w równie interesujący sposób.
W efekcie nietrudno o poczucie, że wszystkie te wątki przemykają gdzieś obok
nas, podczas gdy my wysyłani jesteśmy przez naszych przełożonych na kolejne
misje. Chicago 1930 pod względem fabularnym przypomina zatem pisankę – piękną,
ale pustą w środku.
Koncepcja
rozgrywki jest natomiast świetna, bo Spellbound Entertainment postanowiło
zaserwować nam dwie oddzielne (choć łączące się fabularnie) kampanie, po
dziesięć misji każda – pierwsza poświęcona Jackowi Beretto, druga Edwardowi
Nashowi. Obie z grubsza wyglądają podobnie. Przed wyruszeniem na misję,
dobieramy członków naszego pięcioosobowego zespołu i odpowiednio ich
wyposażamy, a potem jesteśmy rzuceni na mapę. Każda z misji posiada konkretne
wytyczne – w jednej musimy zniszczyć cały zapas alkoholu konkurencyjnego gangu,
w innej zlikwidować świadka koronnego, a w jeszcze kolejnej przeprowadzić
drobne śledztwo, związane z morderstwem wysoko postawionego polityka.
Chicago
1930 stanowi zatem dość ciekawy miks gry taktycznej i RPG-a, aczkolwiek
faktycznego „erpegowania” jest tu raczej niewiele. Niemniej, spora część misji
pozwala nam na dojście do celu na kilka różnych sposobów, które odkrywamy,
rozmawiając ze szwędającymi się po okolicy ludźmi lub po prostu eksplorując
lokacje. Lwią część zabawy stanowi natomiast walka, w której trakcie musimy w
pełni wykorzystać nasz arsenał oraz umiejętności podkomendnych. Niektórzy z
nich mogą być bowiem wybitnymi strzelcami (często z bonusami dla konkretnych
broni), podczas gdy pozostali nie radzą sobie na tym polu najlepiej (lub
wcale), nadrabiając to wyszkoleniem w walce w zwarciu lub znajomością pierwszej
pomocy.
Psikus
polega na tym, że same potyczki nie należą do najbardziej angażujących i nie
zachęcają zbytnio do ich taktycznego rozgrywania. Problem stanowi przede
wszystkim sterowanie, które jest momentami mocno nieintuicyjne. W dodatku gra
zdaje się niekiedy kompletnie nie rejestrować kliknięć, więc notorycznie
ginąłem, bo mój podopieczny pomimo wydanego mu polecenia nie wyciągnął broni
lub kompletnie zignorował mój dwuklik i zamiast rzucić się biegiem do ucieczki,
nieszczęśnik zaczął oddalać się od przeciwników spacerkiem. W takich
przypadkach poniekąd pomaga „aktywne
spowolnienie czasu”, ale wciąż nie rozwiązuje to wszystkich problemów.
Teoretycznie, zamiast walczyć można się też
skradać, ale na tę mechanikę pozwolę sobie zrzucić zasłonę milczenia…
Niestety,
pęknięcia na skorupce pisanki są w kontekście rozgrywki boleśnie widoczne i
mocno psują odbiór całości. Ta pod wieloma względami jest bowiem nad wyraz
koślawa, a w dodatku na niekorzyść Chicago 1930 zadziałał też upływ czasu.
Trudno mi jednak wytłumaczyć wszystkie problemy gry jej wiekiem. Jasne, jest to
już mocno leciwy tytuł, ale w momencie jego premiery w 2003 roku na rynku
dostępne były zdecydowanie bardziej zaawansowane i lepiej przemyślane gry
taktyczne, które nie sprawiały wrażenia, że właśnie usiłujemy zjeść zupę
widelcem.
Szkoda,
bo wiele pomysłów twórców wypada naprawdę świetnie. Ot, chociażby fakt, że
każda z kampanii rządzi się poniekąd swoimi prawami. Kierując Jackiem Beretto,
możemy zastrzelić absolutnie każdego, ale pozostawienie świadków (zwłaszcza w
przypadku morderstwa policjanta) poskutkuje zamknięciem mordercy w więzieniu,
zmuszając nas do znalezienia mu zastępcy. Z kolei w trakcie kampanii FBI za
kratkami możemy wylądować nie tylko za zabijanie niewinnych, ale nawet
gangsterów, którzy nie stanowili dla nas bezpośredniego zagrożenia. Celem jest
w końcu pojmanie przestępców, a nie ich zabicie, więc wypadałoby najpierw
nakłonić przeciwników do poddania się lub ich ogłuszyć.
Pod
względem technicznym gra wypada całkiem przyzwoicie. Dobre wrażenie robią
przede wszystkim świetnie narysowane lokacje, a i sprite’y postaci, choć
animowane w 25 klatkach, mogą się podobać. Sama gra natywnie wspiera również
wyższe rozdzielczości, choć niestety bez skalowania interfejsu. Skutkuje to
mikroskopijnymi napisami i często skutecznie utrudnia kliknięcie na konkretny,
leżący na ziemi obiekt. Większym problemem są jednak błędy. W obecnie
sprzedawanej wersji gry nie można chociażby zmienić członków zespołu. To
znaczy, teoretycznie można, ale gra po rozpoczęciu misji i tak przywróci do
poprzedniego stanu rzeczy, tyle tylko, że uprzednio zmienieni członkowie
rozpoczną misję bez uzbrojenia.
Odkąd
piszę na Pograne o starszych produkcjach, Chicago 1930 jest pierwszą, której
nie rekomendowałbym nowemu odbiorcy. Jeżeli dwadzieścia lat temu z zamiłowaniem
podbijaliście „Wietrzne Miasto”, prawdopodobnie wciąż będziecie bawić się
całkiem nieźle, choć pewien czar może prysnąć. Jeśli jednak miałoby to być
Wasze pierwsze spotkanie z grą Spellbound Entertainment, będzie to raczej mało
przyjemne i momentami wręcz irytujące doświadczenie. Przelanie tych słów na
papier boli mnie tym bardziej, że widzę w Chicago 1930 kilka naprawdę świetnych
pomysłów i gdyby nie techniczne niedociągnięcia, mógłby to obecnie być
absolutny klasyk.
Komentarze
Prześlij komentarz