Kosmiczny kurier (264)
Jeśli
wizja katastrofy ekologicznej budzi w Was niepokój, to prawdopodobnie
traktujące o tym Deliver Us Mars nie będzie najlepszym wyborem. W zamian proponowałbym
postawienie klocka w rubasznym, imprezowym Block ‘em.
Posłuchajcie…
Deliver Us Mars
Gatunek:
Gra eksploracyjna/logiczna
Producent:
KeokeN Interactive
Rok
wydania: 2023
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, PC
Grę do recenzji dostarczył wydawca.
Moją recenzję Deliver Us Mars przeczytacie również na Pograne.eu
Wydane
kilka lat temu Deliver Us the Moon wzięło mnie z zaskoczenia. Choć na rynku nie
brakuje gier s-f (ot, choćby kapitalny remake Dead Space’a z zeszłego
miesiąca), rzadko kiedy trafiają się takie, które nie skupiają się na
międzygalaktycznych wojnach czy nierównej w walce z kosmicznymi maszkarami.
Tymczasem gra KeokeN Interactive podążyła w zupełnie innym, spokojniejszym i
przywodzącym na myśl „2001: Odyseję Kosmiczną” Kubricka. Toteż, kiedy
zapowiedziano Deliver Us Mars, byłem pewien, że i tym razem się nie zawiodę. A
jednak…
Mam
wrażenie, że ambitne plany twórców, co do kontynuacji, nieco ich niestety
przerosły. Efektem tego jest produkt, który zdecydowanie rozwija pomysły z
oryginału i dorzuca od siebie masę dobra, ale jednocześnie pod wieloma
względami zawodzi, czyniąc Deliver Us Mars produkcją od oryginału zdecydowanie
mniej atrakcyjną. Jest to o tyle przykre, że koncepcyjnie tytuł ten miał szansę
na wielokrotne przebicie osiągnięć Deliver Us the Moon, oferując chociażby
ciekawszy setting oraz bardziej rozbudowaną rozgrywkę, przeplataną dynamiczniej
poprowadzoną fabułą.
Ta
po raz kolejny zabiera nas w podróż do przyszłości. Dziesięć lat po
wydarzeniach z oryginału, sytuacja na Ziemi, pomimo naszych starań i zapewnieniu
jej źródła energii w postaci Helium-3, jeszcze bardziej się pogarsza. Szalejąca
pogoda i kryzys ekonomiczny doprowadzają do coraz to większych tarć w
społeczeństwie. Jedyną nadzieją na uratowanie umierającej planety wydaje się
odzyskanie trzech skradzionych przed laty ark, mających w teorii pozwolić na
odwrócenie katastrofy ekologicznej. W skórze Kathy Johanson wyruszamy zatem na
Marsa w desperackiej próbie odzyskania skradzionej technologii i zapewnienia
przetrwania rasie ludzkiej.
Podjęta
tematyka to olbrzymi plus Deliver Us Mars. Efekt cieplarniany i zmiany
klimatyczne to temat aktualny, jak nigdy dotąd, więc zaprezentowana przez
twórców wizja przyszłości Ziemi przejmuje i zmusza do refleksji. Scenarzyści nie
usiłują jednak łopatologicznie nawoływać do bardziej ekologicznego stylu życia,
pozwalając graczowi na samodzielne przemyślenie sprawy i wyciągnięcie wniosków.
Zadają ponadto dość trudne pytania, o kierunek, w którym my, jako społeczeństwo,
powinniśmy się udać. Poruszona zostaje też kwestia nierówności klas
społecznych, w której efekcie ewentualny kryzys ekologiczny dużo łaskawiej
obejdzie się z mającymi dostęp do najnowszej technologii bogatym, niż
pozbawionym go biednym.
Skłamałbym
jednak, mówiąc, że historia Kathy skradła moje serce już na samym początku.
Wprowadzenie opowieści okazuje się bowiem odrobinę rozwleczone, więc zanim
nareszcie trafiłem na Marsa, zdążyłem już swoim ziewaniem znacząco zredukować
ilość dostępnego na Ziemi tlenu. Później na szczęście całość nabiera rumieńców,
a ostatnich kilka rozdziałów dosłownie połykałem. Spora w tym zasługa
wielowymiarowych i pełnych wewnętrznych demonów postaci, które przy okazji
całkiem nieźle zagrano (dostępny jest wyłącznie angielski dubbing, ale gra
posiada kinową lokalizację).
Żeby
nie było zbyt kolorowo, w wielu aspektach historia Deliver Us Mars jest mocno
przewidywalna. Ba, weterani Deliver Us the Moon mogą do pewnego stopnia
posądzić twórców o autoplagiat, bo całość miejscami zdecydowanie zbyt mocno
powiela narracyjny schemat ich poprzedniej gry. Zważywszy na to, że przed
zagraniem w Deliver Us Mars warto się z fabułą poprzednika (jest to mimo
wszystko bezpośrednia kontynuacja) zapoznać, tym boleśniej kłuje to w oczy. Nie
jest to jednak coś, co w znaczący sposób wpływałoby na odbiór tej około
dziewięciogodzinnej opowieści.
Jeżeli
zastanawiacie się, dlaczego tak wiele miejsca poświęciłem fabule gry, odpowiedź
jest prosta: Deliver Us Mars to przede wszystkim ona. Rozgrywka nie należy tu
bowiem do zbyt rozbudowanych, choć wyraźnie różni się od tego, co serwowało nam
Deliver Us the Moon. Przez większość czasu przemierzamy tu zakamarki kolejnych
baz i posterunków na Marsie, usiłując zrozumieć, co też się w nich wydarzyło.
Co jakiś czas na naszej drodze staną niezbyt wymagające zagadki, polegające na
odpowiednim poprowadzeniu strumienia energii. Od święta trafią się też
sekwencje w zerowej grawitacji lub możliwość pokierowania łazikiem na
powierzchni Marsa. Poza tym jednak głównie chodzimy i zwiedzamy.
Sporą
nowością w Deliver Us Mars jest natomiast wprowadzenie czekanów, pozwalających
nam na wspinanie się po niektórych ścianach. Brzmi to dość interesująco, ale w
praktyce sprawdza się mocno tak sobie i fanom oryginału prawdopodobnie niezbyt
przypadnie to do gustu. Głównie dlatego, że Deliver Us Mars stawia przez to większy
nacisk na nieobecne w poprzedniej grze studia elementy zręcznościowe. W trakcie
wspinaczki musimy nie tylko odpowiednio manewrować czekanami, ale także
przeskakiwać między rozpadlinami lub niczym w
serii Tomb Raider odbijać się od ścian, by dostać się na półkę skalną za
naszymi plecami. Niby nie jest to zła mechanika, ale też nie sprawia zbyt wiele
frajdy. Ot, po prostu jest.
Zdecydowanie
większym grzechem Deliver Us Mars jest natomiast stan, w jakim tytuł ten trafił
do sklepów. Spokojnie, Cyberpunk 2077 to to nie jest, ale wciąż roi się tu od
wszelkiego rodzaju błędów i niedociągnięć. Przy każdym obrocie kamery nie tylko
możemy zaobserwować ładujące się na naszych oczach fragmenty mapy, ale też sam
jej ruch boleśnie szarpie, choć gra śmiga w stabilnych 60FPS. Niektóre animacje
nie ładują się poprawnie. W efekcie pewnego razu spędziłem dobrych
kilkadziesiąt minut, próbując wspiąć się jedną ze ścian, bo bohaterka odmawiała
wgramolenia się na jej szczyt. Ponadto wielokrotnie zmuszony byłem do
restartowania gry, ponieważ Deliver Us Mars gryzie się z xboksową opcją Quick
Resume, ucinając po powrocie dźwięk i wszystkie skrypty.
Nie
jest to też niestety produkcja zbyt przyjemna dla oka. Marsjańskie krajobrazy
wprawdzie wyglądają przepięknie, ale już wnętrza budynków wypadają raczej
przeciętnie. Należy jednak pamiętać, że Deliver Us Mars nie jest
wysokobudżetową superprodukcją, więc pewne braki w oprawie graficznej należy
jej wybaczyć. Niemniej, nie jestem w stanie tym samym argumentem wytłumaczyć
paskudnych modeli postaci. Miejscami wyglądają bowiem tak, jakby ich autor w
życiu nie widział drugiego człowieka. Wyposażone w parówki zamiast palców
dłonie już chyba na zawsze będą towarzyszyć mi w koszmarach. Całe szczęście, że
przez większość czasu Marsa przemierzamy w pojedynkę…
Naprawdę
mógłbym wymieniać kolejne błędy i niedociągnięcia Deliver Us Mars przez kilka
kolejnych akapitów, ale nie ma to większego sensu. Wszystko to w zasadzie
drobnica, której wpływ na odbiór całości w większości przypadków jest
absolutnie minimalny. Nie zmienia to też tego, że tytuł ten mimo wszystko
produkcja warta Waszej uwagi, jeżeli tylko macie ochotę na interesującą i
poruszającą ważne kwestie historię s-f ze świetną ścieżką dźwiękową. Deliver Us
Mars, choć ostatecznie słabsza od oryginału, to ambitna i zwyczajnie przyjemna
(a przy tym stosunkowo niedroga) produkcja. Mam więc nadzieję, że przy okazji
ewentualne Deliver Us Jupiter twórcy wyciągną odpowiednie wnioski i dostarczą
nam coś naprawdę niezwykłego.
Block ‘Em
Gatunek: Imprezowa
Producent: Cat Shawl Games
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: PC
Gra
dostępna wyłącznie na PC
Grę do recenzji dostarczył wydawca.
Nigdy
nie byłem fanem gier imprezowych, ale Block ‘Em ma w sobie coś, co sprawiło, że
bawiłem się w nim tak dobrze, jak w żadnej innej produkcji tego typu. To
czysta, chaotyczna i niezwykle rubaszna produkcja dla maksymalnie, która z
miejsca kupuje przeuroczą oprawą graficzną. Rozgrywka została oparta o
nadzwyczaj prosty pomysł stawiania klocków w taki sposób, by utorować sobie
drogę do celu, jednocześnie blokując ją innym uczestnikom zabawy. Ci wprawdzie
mogą nasze klocuszki usuwać i próbować zepchnąć nas w przepaść, ale wszystko
dzieje się na tyle szybko, że pomimo bycia dość przystępną, momentami gra
wymaga to sporej zręczności.
Należy
tutaj nadmienić, że Block ‘Em nie oferuje zbyt obfitej zawartości. Twórcy
udostępnili zaledwie trzy typy konkurencji na kilkunastu dość podobnych do
siebie, choć dobieranych losowo planszach. W zależności od kaprysu gry, możemy
otrzymać za zadanie dotarcie jako pierwszymi do wyznaczonego celu, zepchnięcie
pozostałych graczy do lawy i utrzymanie się jako jedyni przy życiu, lub
zapełnienie mapy jak największą liczbą swoich klocków. Każda runda trwa
dosłownie kilkanaście sekund, więc rozegranie jednej partyjki trwa często
zaledwie kilka minut, ale wszystko to sprawia na tyle dużo radości, że łatwo tu
o złapanie „syndromu jeszcze jednej tury”.
Psikus
polega jednak na tym, że Block ‘Em został jakiś czas temu wycofany ze sprzedaży po śmierci królowej Elżbiety ze
względu na wymierzone prawdopodobnie w brytyjskiego wydawcę akcje trollingowe
(aczkolwiek to dość dziwny powód). Wiąże się to niestety z wyłączeniem serwerów
i brak możliwości rozgrywki poprzez sieć. Pragnącym chaotycznej zabawy
pozostaje zatem zabawa w lokalnej kooperacji lub z udziałem botów, choć ta
druga opcja dość szybko nudzi.
Na
całe szczęście z odsieczą przychodzi steamowa funkcja Remote Play Together,
dzięki której drugi gracz może dołączyć do naszego lobby poprzez streaming.
Rozwiązanie to jest dalekie od ideału, ale lepsze to niż nic. Twórcy
zapowiedzieli jednak, że gra powróci do sprzedaży już 8 marca, więc jeżeli
bylibyście zainteresowani Block ‘Em wystarczy uzbroić się w cierpliwość. Warto,
bo to niezmiernie przyjemna w odbiorze produkcja, idealna na kilka szybkich
partyjek w wolnej chwili.
Komentarze
Prześlij komentarz