Dola imigranta (281)

 

The Elder Scrolls Online: Summerset uczy, że czasami największe zagrożenie przychodzi ze strony, której najmniej się spodziewamy.

Posłuchajcie…

The Elder Scrolls Online: Summerset

Dodatek

Producent: ZeniMax Online Studios

Rok wydania: 2018

Grałem na: PlayStation 5

Dodatek dostępny również na: Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 4, PC

Moja recenzja The Elder Scrolls Online: Summerset w TrójKast #045 - Dizonaury

Dodatek do recenzji dostarczył wydawca.

NIE dla imigrantów! Summerset dla Altmerczyków! Cóż, może nie brzmi to równie zgrabnie, co „Polska dla Polaków”, ale nastroje społeczne i polityczne przepychanki na najwyższych szczeblach dość mocno przypominają to, co znamy niestety z otaczającej nas rzeczywistości. Jestem zatem niemalże stuprocentowo przekonany, że twórcy dodatku The Elder Scrolls Online: Summerset inspirowali się prawdziwymi wydarzeniami. Był w końcu 2018 rok, pierwszy rok prezydentury Donalda Trumpa, a debaty na temat imigrantów i uchodźców wrzały równie mocno, co dzisiaj. Może doszukuję się tu zbyt wiele, ale faktem pozostaje, że na wyspę Summerset w końcu zawitać mogą mieszkańcy innych krain, co nie w smak jest lokalnej ludności.

Abstrahując już od polityki i nawiązań do rzeczywistości, otwarcie granic wysp Summerset to prześlicznie zgrabny zabieg fabularny. Ostatni raz, kiedy fani serii mogli zawitać do kraju Altmerów (czyli wysokich elfów), miał miejsce niemalże 25 lat przed premierą rozszerzenia, jeszcze w rozpoczynającym cykl The Elder Scrolls: Arena z 1994 roku. Toteż o ile wydany rok wcześniej Morrowind stanowił nostalgiczny ładunek dla mnie i dla moich rówieśników, tak Summerset to istna bomba dla nieco bardziej doświadczonych graczy. Zwłaszcza że ta przepiękna kraina tylko zyskuje dzięki współczesnej oprawie graficznej, oddzielonej przepaścią od tego, co mogli zobaczyć fani te trzydzieści lat temu.

Dodatek rozszerza obszar gry o dwie sporych rozmiarów mapy. Pierwszą jest wspomniana powyżej wyspa Summerset, niemalże żywcem wyrwana z baśni o błędnych rycerzach i uwięzionych w wieżach królewnach. Strzelista, wręcz świecąca bielą architektura altmerskich zamków i miast w połączeniu z pełnymi kwiatów polanami, zielonymi lasami oraz zachwycającymi strukturami z rafy koralowej u wybrzeży momentalnie zachwycają i rozkochują gracza w świecie gry. Niemniejsze wrażenie robi zdecydowanie skromniejsze, aczkolwiek wciąż imponujące wizualnie Artaeum – zawieszona gdzieś w czasie i przestrzeni wysepka, na której swoją siedzibę urządzili członkowie zakonu Psijic, a która w trakcie kampanii fabularnej pełni przy okazji rolę naszej bazy wypadowej.

Opowiedziana w dodatku historia rozpoczyna się dość kameralnie, dając pewną nadzieję, że dla odmiany nie czeka nas kolejne ratowanie świata, a raczej szpiegowska intryga polityczna w strukturach rządu Summerset. Dość szybko okazuje się jednak, że był to jedynie wstęp, bo ksenofobia poszczególnych altmerskich urzędników i ich mocno dyskusyjne dekrety to najmniejszy z lokalnych problemów. Natrafiamy bowiem na, nie zgadniecie, spisek daedrycznych książąt, mogący poskutkować zniszczeniem nie tylko Tamriel, ale wręcz całego Nirn (TES-owskiego świata).

Trochę sztampa, bo w zasadzie, w którą część The Elder Scrolls byśmy nie zagrali, daedryczni książęta zawsze próbują zniszczyć świat. Poczułem zatem niemały zawód tym, że zamiast czegoś świeżego, twórcy po raz kolejny serwują graczom tę samą historię w nieco innej konfiguracji. Niemniej, należy oddać cesarzowi co cesarskie. Fabuła Summerset została naprawdę zgrabnie poprowadzona, serwując graczowi ciągłe zwroty akcji i podwójne, potrójne, a nawet poczwórne zdrady. Każdy z jej bohaterów posiada przy tym własny wątek, pozwalając poznać w trakcie rozgrywki ich często tragiczną, ale przy tym naprawdę interesującą historię. Wszystko pozostaje przy tym niesamowicie spójne i przejrzyste, więc pomimo sporej ilości informacji, ani przez moment nie poczujecie się zagubieni.

Dodatkowym smaczkiem są też powracający bohaterowie z głównej wątku fabularnego The Elder Scrolls Online, którzy – o ile go ukończyliśmy – mogą nas rozpoznać, co prowadzi do kilku dodatkowych opcji dialogowych. Przyjemnie wypada również pomysł nagrodzenia gracza za wykonywanie zadań pobocznych. Nasze heroiczne czyny mają bowiem odzwierciedlenie w fabule i stanowią przy tym dodatkowe wynagrodzenie. Nie spodziewajcie się jednak, że linia fabularna potoczy się inaczej. Opowieść jest do bólu liniowa, ale tego typu smaczki sprawiają, że mimo wszystko czujemy, że to, co robimy, ma wpływ na mieszkańców Summerset.

Samo rozszerzenie jest natomiast przepotężne, jeżeli o zawartość chodzi. Zaliczenie głównego wątku oraz kilku zadań pobocznych to zabawa na dobrych kilkanaście godzin, w których trakcie wciąż zaledwie liźniemy tego, co Summerset ma graczom do zaoferowania. Opcjonalnych i często bardzo rozbudowanych questów jest tu cała masa. Chętni mogą dołączyć do zakonu Psijic, zyskując tym samym dostęp do nowego zestawu umiejętności bojowych. Fani craftingu otrzymają też szansę zabawienia się w jubilera, a na amatorów wspólnego grania czeka dwunastoosobowy raid na Cloudrest i kooperacyjne niszczenie „gejzerów otchłani” (ang. Abbysal Geysers). Klasycznie zabraknąć nie mogło też nowych elementów kosmetycznych i innych przedmiotów kolekcjonerskich do zebrania.

Co do The Elder Scrolls Online: Summerset nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań. Z krainą nie łączyła mnie żadna nostalgiczna więź, samych elfów nie cierpię, a w dodatku historia dość szybko skręciła na dużo bardziej przetarty szlak, niż mogło się z początku wydawać. Tymczasem okazało się, że rozszerzenie to zapewniło mi dużo więcej radości, niż pełne nostalgii przemierzanie Vvardenfell w Morrowindzie. Dodatek poszczycić może się zaskakująco zgrabnie poprowadzoną opowieścią, przepięknymi lokacjami i toną zawartości, którą zwyczajnie chce się poznawać. Zatem nie czekajcie, tylko wsiadajcie na łódź i płyńcie do Summerset. Przyjęcie może być chłodne, ale przygody, które przeżyjecie na wyspie, szybko Wam to wynagrodzą.

Komentarze

Popularne posty