Święci i znużeni (278)
Saints
Row: The Heist and the Hazardous udowadnia, że napady mogą być nudne.
Posłuchajcie…
Saints Row: The Heist and the Hazardous
Dodatek
Producent:
Deep Silver Volition
Rok
wydania: 2023
Grałem
na: Xbox Series X
Dodatek
dostępny również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 4, PC
Dodatek
do recenzji dostarczył wydawca.
Powiedzieć,
że zeszłoroczny reboot Saints Row okazał się niewypałem, to nic nie powiedzieć.
Średnio angażująca fabuła, mało porywająca rozgrywka i masa błędów oraz
niedoróbek sprawiły, że tytuł ten dość szybko zyskał wśród fanów miano
najsłabszej odsłony serii, ustępując pod tym względem tylko dziwacznemu Gat out
of Hell. Na zapowiedziane fabularne rozszerzenia nie czekał, jak odnoszę
wrażenie po absolutnej ciszy w eterze, nikt, nawet ja, choć w głębi duszy
liczyłem, że może przez ostatnich kilka miesięcy Deep Silver Volition zdołało
poprawić mankamenty pierwotnej wersji, a debiutujący dodatek The Heist and the
Hazardous odkupi winy podstawki.
Tak
się niestety nie stało. The Heist and the Hazardous miało olbrzymi potencjał,
by stać się przyjemną parodią gangsterskiego kina akcji w stylu „Gorączki”,
„Włoskiej roboty” czy „Ocean’s Eleven: Ryzykownej Gry”. Wystarczyło w zasadzie
podpatrzeć to, jak z wątkami o napadach na banki poradziło sobie Rockstar Games
w nieśmiertelnym Grand Theft Auto V, dodać do tego charakterystyczny dla serii
humor (nawet jeśli akurat najnowsze Saints Row nie było pod tym względem
wybitne) i pozwolić graczom na sianie spustoszenia w dodanym w darmowej
aktualizacji miasteczku Sunshine Springs, które zostało wybrane na miejsce
akcji rozszerzenia.
Dostaliśmy natomiast zaledwie trzy misje i poprowadzoną bez żadnego polotu opowiastkę o gwieździe kina akcji, która postanowiła nie zapłacić głównemu bohaterowi za wykonane zlecenie, tym samym stając się obiektem jego zemsty. Znów, gdyby sensownie tę historię poprowadzono, mogło z tego wyjść coś naprawdę interesującego, może nawet zahaczającego o motywy z „Szybkich i Wściekłych”, do których The Heist and the Hazardous nawiązuje przecież samym tytułem. Mam niestety wrażenie, że sami twórcy nie mają już serca do najnowszego Saints Row, a sam dodatek został stworzony tylko po to, by wypełnić warunki kontraktu.
Nie
znajdziecie tu absolutnie niczego interesującego. Praktycznie każda z misji to
absolutna sztampa. Pójdź, zabij, poczekaj, aż przeleci dialog, kontynuuj
zabijanie. Dość powiedzieć, że największą atrakcją jest skanowanie z ukrycia
twarzy jednego z bohaterów. Najbardziej boli natomiast fakt, że gang Świętych
dokładnie zaplanował szczegóły finałowego napadu i przygotował się do niego,
ale zrobił to bez udziału samego gracza. Nasz jedyny wkład w przygotowania to
dosłownie jedna, trwająca jakieś pięć minut misja, po której od razu
przechodzimy do działania, nawet dokładnie nie wiedząc, co ma się w zasadzie
wydarzyć. Ludzie, toż to nawet wątek poboczny z San Andreas był lepiej
przemyślany i poprowadzony niż całe The Heist and the Hazardous, które da się
ukończyć – nie żartuję – w pół godziny.
Poza
samą kampanią otrzymujemy jeszcze kilka bajerów. Parę nowych ubranek, świeżutki
śmigłowiec i niespotykana wcześniej broń. Ekstra! W zasadzie jedyną rzeczą,
która naprawdę mi się podobała, to nowa aktywność poboczna w postaci
przelatywania przez obręcze przy pomocy wingsuita. Wypada to naprawdę nieźle,
ale na miłość boską, to coś, co można było wprowadzić w darmowej aktualizacji,
a nie w kosztującym prawie 50 zł rozszerzeniu. Jeżeli tak mają wyglądać
wszystkie kolejne DLC, to ja absolutnie wysiadam, a Wam polecam nawet nie
rozważać tego zakupu. Szkoda Waszych pieniędzy i czasu, nawet tych trzydziestu
minut.
Komentarze
Prześlij komentarz