Gra (316)
Nie chcę używać wyświechtanego mema, ale grałem w Tomb Raider, ale Tomb
Raider Remastered!
Posłuchajcie…
Tomb Raider Remastered
Gatunek: Platformówka/strzelanka TPP
Producent: Aspyr
Rok wydania: 2024
Grałem na: PlayStation 5
Gra dostępna również na: : Xbox Series
X/S, Xbox One, PlayStation 4, PC, Mac
Moja recenzja Tomb Raider Remastered na Pograne.eu
Grę do recenzji dostarczyło Aspyr.
Na przełomie mileniów Tomb Raider był istnym fenomenem. Nie było chyba
innej, równie rozpoznawalnej postaci, co Lara Croft. Kojarzyli ją chyba
wszyscy, którzy jakkolwiek interesowali się kulturą, w czym dużą zasługę miały
oczywiście dwie filmowe adaptacje z Angeliną Jolie w roli głównej. Te jednak
nie byłyby możliwe, gdyby kilka lat wcześniej brytyjskie studio Core Design nie
powołało do życia dzielnej archeolożki i nie posłało jej na wyprawę w
poszukiwaniu Atlantydy (nawet jeśli historia ta raczej nie powala swoim
poziomem). Pierwszy Tomb Raider ma już na karku niemalże 30 lat, a wciąż pomimo
swojego wieku sprawia masę frajdy.
Uzbroić należy się jednak w spory zapas cierpliwości, bo mimo wszystko tytuł
ten pochodzi z zupełnie innej ery. Grafika 3D wciąż dopiero raczkowała, a
pomysły na zaprojektowanie poruszania się w trójwymiarowym środowisku bywały
różne i nierzadko średnio udane. Tomb Raider na ten przykład, choć na pozór
wygląda jak każda inna gra TPP, oparty został na tzw. „tank controls”, co
oznacza mniej więcej tyle, że Larą steruje się niczym operowanym pilotem
samochodzikiem. Całe środowisko zaprojektowano na szczęście wokół tej
mechaniki, więc nie boli to aż tak bardzo. Z pomocą przychodzi na szczęście
odświeżona wersji produkcji Aspyr, która pozwala na wybór alternatywnego,
bardziej współczesnego sterowania, przypominającego to z nowożytnych odsłon
serii. Ma ono swoje wady z szalejącą kamerą na czele, ale dla młodszych graczy
(w tym również mnie) znacząco uprzyjemni ono eksplorację.
Ta z kolei pomimo upływu lat wciąż pozostaje wyjątkowo przyjemną. Ba,
śmiem twierdzić, że pierwszy Tomb Raider to wciąż jedna z produkcji z
najbardziej satysfakcjonującą eksploracją w historii. Jest coś magicznego w
samotnym przemierzaniu tych olbrzymich grobowców i jaskiń w zupełnej ciszy,
rozrywanej tylko stukającymi o podłoże podeszwami butów i odgłosami plątających
się po okolicy stworzeń. Muzyka, choć przepiękna, dawkowana jest graczowi
bardzo oszczędnie, przerywając swoje milczenie wyłącznie w konkretnych
momentach. Kiedy jednak już się pojawia, skutecznie buduje w graczu uczucie, że
właśnie dokonał monumentalnego odkrycia.
Jest przy tym ku temu sporo okazji, bo Tomb Raider, mimo że jego akcja
dzieje się wyłącznie w zamkniętych pomieszczeniach (co ciekawe, spowodowane
jest to ograniczeniami sprzętowymi Sega Saturn, na którym tytuł ten
debiutował), zabiera nas w podróż po czterech zróżnicowanych lokacjach.
Początek pośród azteckich ruin znany jest już chyba każdemu, ale poza nimi
zahaczymy również o Egipt i pozostałości po cywilizacji starożytnej Grecji, by
finalnie zahaczyć o Atlantydę, popychającą klimat gry w nieco bardziej horrorowym
kierunku. Każde z tych miejsce obfite jest w masę pięknych widoków, które
dzięki remasterowi tylko zyskały na urodzie.
Nie myślcie jednak, że ich zwiedzanie okaże się spacerem po parku.
Miejsca te to pełne pułapek labirynty, których strzegą w dodatku groźne
zwierzęta i mityczne stworzenia. Z ludźmi walczymy sporadycznie (co może
dziwić, zważywszy na kurs, który obrały nowożytne odsłony), ale każdorazowo są
to emocjonujące potyczki. Zresztą nieludzkim przeciwnikom trudno odmówić
animuszu. Walka, szczególnie w późniejszych etapach, jest całkiem wymagająca,
aczkolwiek jedynie, kiedy korzystamy z tradycyjnego sterowania. Współczesne
pozwala na bezproblemowe okrążanie oponentów przy jednoczesnym prowadzeniu
ostrzału za pomocą zwykłych, acz posiadających nielimitowaną amunicję
pistoletów, pistoletów magnum, strzelby czy pistoletów maszynowych.
Zdecydowanie większym zagrożeniem są przy tym pułapki oraz sama
eksploracja, wymagająca od gracza sporej zręczności i szybkiego adaptowania się
do sytuacji. Źle wymierzony skok nierzadko pośle Larę prosto w objęcia śmierci.
Warto więc często zapisywać stan gry (można to robić w dowolnym momencie) i nie
śpieszyć się za nadto. Zwłaszcza że pośpiech może ponadto utrudnić
rozwiązywanie zagadek. Łatwo bowiem przeoczyć mało widoczny korytarz,
przełącznik albo leżący na ziemi klucz. To ostatnie jest problematyczne w
szczególności w odświeżonej wersji, w której klucze nabrały bardziej
realistycznych rozmiarów, przez co niekiedy trudno jest je dostrzec. Same
zagadki w większości są natomiast bardzo intuicyjne, dostarczając przy tym
sporo satysfakcji.
Pewny utrudnieniem w sięgnięciu po pierwszą część Tomb Raider może
stanowić z kolei oprawa graficzna, zarówno ta oryginalna, jak i odświeżona. Nie
oszukujmy się, oryginał zestarzał się okrutnie i choć nie ma tragedii, a
trójkątny biust Lary ma swój urok, tak trudno jest patrzeć na ten tytuł i
zachwycać się nad jego wizualiami. Remaster znacząco upiększa grę, lecz nie
spodziewajcie się jakkolwiek współczesnej grafiki. Odświeżony Tomb Raider
wizualnie przypomina to, co zobaczyć mogliśmy za czasów Tomb Raider:
Anniversary, jeno w nieco bardziej kreskówkowym tonie. Osobiście uważam jednak,
że prezentuje się to naprawdę świetnie i zachowuje styl pierwowzoru. Bez zmian
pozostała w końcu geometria poziomów, a i modele niektórych przeciwników nadal
są wyjątkowo karykaturalne (spójrzcie tylko na lwy!). Całości czaru dodaje
natomiast nowe oświetlenie, prezentujące się naprawdę zacnie, nawet jeśli
niekiedy bywa odrobinę zbyt ciemno. Ponadto w każdym momencie możemy za
kliknięciem jednego guzika przełączyć się pomiędzy klasyczną a współczesną
oprawą.
Odświeżony Tomb Raider stanowi zatem dla mnie remaster w zasadzie
idealny. Aspyr nie ograniczyło się wyłącznie do podbicia rozdzielczości i
tekstur, a całkowicie przemodelowało oprawę, robiąc to dodatkowo w taki sposób,
że gra nie zatraciła swoje tożsamości. Kapitalny projekt oryginału
uwspółcześniono przy okazji mechanicznie, dzięki czemu obecnie doświadczyć go
można zdecydowanie bardziej bezproblemowo, a jakby tego było mało, to pakiecie
dostajemy również dodatek Unfinished Business. Przyznam, że obawiałem się
sięgnięcia po ten jakże archaiczny tytuł, ale Aspyr odwaliło kawał dobrej
roboty i sprawiło, że doświadczenie to było czystą przyjemnością, wyłączając
jedynie momenty frustracji, spowodowane śmiertelnym upadkiem z wysokości.
Komentarze
Prześlij komentarz