Klub złamanych serc (315)

 

A po zajęciach w Doki Doki Literature Club Plus! chodziliśmy na kremówki do kociej kawiarni w Calico.

Posłuchajcie…

Doki Doki Literature Club Plus!

Gatunek: Visual novel

Producent: Team Salvato

Rok wydania: 2021

Grałem na: PC

Gra dostępna również na: Xbox Series X/S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, Mac

Powieści wizualne to jeden z najbardziej charakterystycznych gatunków w świecie gier, który tak naprawdę średnio do niego pasuje. Już sama nazwa podpowiada, że skupia on produkcje oparte o czytanie z minimalną interakcją ze strony graczy, więc złośliwcy mogą z prężyć się z dumą, oświadczając, że nie są to prawdziwe gry. Tymczasem znaleźć w nich można prawdziwe perełki, zgrabnie bawiące się konwencją, jak chociażby absurdalny w swoim zamyśle Hatoful Boyfriend czy czerpiące z niego garściami, dużo świeższe i będące tematem tego tekstu Doki Doki Literature Club Plus!

Już pierwszy rzut oka na produkcję Team Salvato pozwala zrozumieć, z czym mamy do czynienia. Wesoła muzyka w menu z towarzyszącym jej radosnym okrzykiem „doki doki!”, licealne środowisko i historia opowiadająca o młodym chłopaku, który dołącza do szkolnego klubu książki, zrzeszającego cztery atrakcyjne i samotne dziewczyny nawet nie zdradzają, ale wręcz krzyczą, że właśnie odpaliliśmy symulator randkowania, a przez następnych kilka godzin będziemy uganiać się za spódniczkami, by finalnie zdobyć serce jednej z dziewcząt lub może i stworzyć swój własny harem. Czy aby na pewno?

Problem z opowiadaniem o Doki Doki Literature Club Plus! polega na tym, by nie zdradzić zbyt dużo. Mamy tu bowiem do czynienia nie z klasycznym symulatorem randkowania, a raczej jego dekonstrukcją. Lwia część frajdy polega więc na odkrywaniu tego, jak twórcy rozprawiają się z naszymi oczekiwaniami. By to uszanować, nie będę się zbytnio rozwodził nad tym kwestiami, żeby nie psuć Wam tej radości. To może jednak nie być zbyt odpowiednie słowo, bo faktyczna tematyka Doki Doki Literature Club Plus! okazuje się dużo mroczniejsza. Do tego stopnia, że tytuł ten przeznaczony jest wyłącznie dla dorosłych odbiorców o stalowych nerwach. Jeśli ich nie posiadacie lub zmagacie się z traumą albo depresją, mocno rozważyłbym, czy po tę produkcję sięgać.

W każdym innym przypadku warto natomiast dać się zaskoczyć. Ukontentowani powinni być przede wszystkim wszyscy fani wspomnianego wcześniej Hatoful Boyfriend, aczkolwiek entuzjaści Pony Island czy nawet Undertale z pewnością odnajdą się w tym licealnym środowisku. Jeżeli znacie wymienione gry, to powinniście już mniej więcej mieć pogląd na sytuację, bo wszystkie opierają się na podobnym motywie i głoszą w zasadzie to samo przesłanie – pozory mylą.

Opisywana tutaj wersja Plus! (oryginalne Doki Doki Literature Club ukazało się pierwotnie w 2017 roku i jest dostępne za darmo) poza głównym wątkiem oferuje również zestaw siedmiu historii pobocznych, opowiadających o początkach klubu i relacjach między poszczególnymi dziewczynami. Jeżeli zatem polubiliście się z nimi, o co dość łatwo, można sprawdzić, aczkolwiek poziom ich scenariusza jest raczej średnio zachwycający. Zwłaszcza kiedy porówna się go do tego, co oferuje główna część gry. Zbieraczy ucieszy natomiast na pewno cała masa obrazków i sekretów do odblokowania.

Toteż jeśli żal Wam tych kilku dyszek, które twórcy wołają za wersję Plus!, spokojnie sięgnijcie po pierwotne wydanie. Grafiki będą wprawdzie w niższej rozdzielczości, ale nawet w 720p tytuł prezentować powinien się naprawdę nieźle dzięki ślicznym rysunkom. Zresztą to nie one są tutaj najważniejsze. Ładne obrazki mają za zadanie tylko stworzyć pozór idyllicznego symulatora randkowania, pod którego płaszczykiem kryje się znacznie, znacznie więcej. To bez dwóch zdań jedna z ciekawszych powieści wizualnych dostępnych na rynku

Calico

Gatunek: Symulator życia

Producent: Peachy Keen Games

Rok wydania: 2020

Grałem na: PC

Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4, Nintendo Switch, Mac

Symulatory życia to kompletnie nie moja bajka. Próbowałem już Animal Crossing, chwytałem też za motykę w Harvest Moon, ale za każdym razem dość szybko się odbijałem. Skłamałbym jednak, mówiąc, że mnie do nich nie ciągnie. Z jakiegoś dziwnego powodu za każdym razem, kiedy na rynku pojawia się kolejny z nich, czuję ogromną ochotę, by dać im jeszcze jedną szansę, nawet mimo tego, że prawdopodobnie ponownie szybko znudzę się rutyną wirtualnego życia. Tym razem postanowiłem dać szansę trzyletniemu już Calico i okazało się, że może nie wszystko jeszcze stracone.

Olbrzymią zaletą gry Peachy Keen Games są bez dwóch zdań jego założenia. Obejmujemy bowiem rolę właściciela kociej kawiarni na magicznej wysepce, zamieszkiwanej przez ludzi ze zwierzęcymi cechami, humanoidalne zwierzętami, a także całą masę regularnych futrzaków. Cel Calico jest wybitnie prosty – prowadzić swój przybytek, poznać okolicznych mieszkańców i pomagać im w prostych zadaniach, a przy okazji odkryć całą wyspę i zaadoptować tyle zwierzaków, ile tylko damy radę. Projekt świata jest przy tym nie tylko przesłodki, ale też całkiem zróżnicowany, oferując możliwość zwiedzenia malutkiej wioski w centrum wyspy, pokrytych śniegiem gór, pełnego wieżowców miasta, a także kwiecistej polany i magicznych lasów.

Calico perfekcyjnie wpisuje się w nurt „cosy games”, w których nie musimy przejmować się tak naprawdę niczym. Nadrzędnym celem gry jest relaks i pod tym względem sprawdza się ona perfekcyjnie. Miła dla oka oprawa graficzna i łagodna, plumkająca w tle muzyka cieszą, a całkiem różnorodne lokacje aż proszą się o spacery. Bawi również mechanika zarządzania swoją własną kawiarnią, pozwalając na dowolne jej udekorowanie zakupionymi lub otrzymanymi meblami, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, oraz upieczenie różnorakich ciast, drożdżówek i innych smakołyków w prostej, acz przyjemnej minigrze, przypominającej nieco film „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki”. Finalnie zabawa z adoptowanymi pieskami, kocurkami oraz pozostałymi przedstawicielami lokalnej fauny sprawia sporo głupkowatej radości, a możliwość utworzenia swojej własnej kociej świty, przyodzianej w fikuśne czapeczki jest zwyczajnie genialna.

Problem w tym, że Calico stanowi bardzo małą produkcję. Wszystkie jej elementy składowe prezentują się zacnie, ale w dłuższej perspektywie tytuł ten zacznie nudzić nawet największych fanów gatunku. Brakuje chociażby możliwości rozbudowania lub przebudowania kawiarni, a poza pieczeniem smakołyków i robieniem zadań dla bohaterów niezależnych, Calico nie oferuje w zasadzie nic więcej. Toteż jeżeli skończymy wszystkie zlecenia (a nie jest ich zbyt dużo), pozostanie nam jedynie szwendanie się bez celu i pichcenie.

Calico zdecydowanie przydałaby się duża aktualizacja. Nie musi być to nic rewolucyjnego, trzęsącego grą w posadach, ale nie obraziłbym się o dorzucenie chociażby możliwości wędkowania, sadzenia roślinek, łapania owadów czy czegokolwiek, co sprawiałoby, że po wykonaniu wszystkich zadań będę miał jeszcze po co do tego tytułu wracać. W obecnym stanie Calico, choć pełne jest uroku i bawiłem się przy nim zaskakująco dobrze, jest produkcją na raz. Wciąż warto jest ją sprawdzić, ale nie spodziewajcie się, że spędzicie w jej świecie dziesiątki godzin.

Komentarze

Popularne posty