Tydzień 15 (Professor Layton and the Curious Village, Bound by Flame, Alex Kidd in Miracle World, Risen 3 Titan Lords + Uprising of the Little Guys + Fog Island, Golden Axe)
Dzisiaj
do zaprezentowania mam tak naprawdę dwie duże i całkiem podobne do siebie gry,
bo zarówno Bound by Flame oraz Risen 3: Titan Lords to niskobudżetowe RPGi o
sporych ambicjach i wcale nie mniejszych problemach. Oba też zostały wydane w
tym samym czasie na te same platformy, więc wychodzi nam całkiem ciekawe
zestawienie. W przypadku Risena powiemy sobie jeszcze o dwóch wydanych do niego
dodatkach, czyli Fog Island oraz Uprising of the Little Guys, które starają się
wprowadzić do gry kilka interesujących konceptów.
Poza
tym jest mamy trzy pierdółki. Największą z nich jest Professor Layton and the
Curious Village na 3DSa, czyli tytuł, który męczyłem w autobusach jeszcze od
lutego. Powiem szczerze, że aż żałowało się, że te autobusy tak szybko jeżdżą,
gdyż jest to zdecydowanie jeden z najlepszych, znanych mi przedstawicieli gier
logicznych. Pozostałe dwie pierdółki to natomiast relikty z epoki piksela
łupanego, czyli Alex Kidd in Miracle World oraz Golden Axe, oba wydane w
drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku. Są to też tytuły do ukończenia w
niecałą godzinę, a więc powinny być traktowane raczej jako ciekawostki.
Na
kanale YouTube w tym tygodniu pojawiły się natomiast dwa filmy. Pierwszy z nich
poświęcony jest Bound by Flame i, niestety, źle ustawiłem suwaki głośności i
gameplay jest z deka za głośno. Lepszym technicznie jest już zdecydowanie
materiał o Alex Kidd in Miracle World, w którym poza samą grą opowiadam co
nieco o konsolowych maskotkach.
Zapraszam!
Professor
Layton and the Curious Village (3DS*)
Gra logiczno-detektywistyczna
Level-5, 2007r.
Gra dostępna również na: DS,
komórki**
Pierwsza
część przygód Hershela Laytona to najlepsza gra logiczna, w którą kiedykolwiek
grałem. Już przy pierwszym uruchomieniu ujmuje rysowana oprawa graficzna, a
specyficznie brzmiący soundtrack potęguje poczucie dziwaczności tytułowej
wioski noszącej nazwę St. Mystere. To, co wyróżnia Laytona na tle konkurencji,
to fantastyczne połączenie opowieści detektywistycznej oraz gry logicznej.
Współgra to ze sobą prześwietnie. Zwłaszcza, że rozwiązywane przez nas zagadki
mają jak najbardziej sens w kontekście świata przedstawionego, ale powiedzieć
cokolwiek więcej byłoby już spoilerem. Chcę przez to przekazać, że warstwa
narracyjna i gameplayowa dopełniają się, więc opowieść jest równie ważna, co
zmyślnie zaprojektowane łamigłówki.
Wcielamy
się w postać profesora Laytona, detektywa nadzwyczajnego, który wraz ze swym
asystentem Lukiem próbuje na prośbę Lady Dahlii odnaleźć złote jabłko. Jak
informuje testament zmarłego niedawno barona Reinholda, jej męża, owoc ten ma
doprowadzić znalazcę do ukrytej fortuny. Od tego momentu przez kolejne dziesięć
godzin przyjdzie nam rozwiązywać przeróżne zagadki w miasteczku pełnym
indywiduów. Grając, ma się wrażenie, że życie w St. Mystere kręci się wokół
zagadek, bo kogo byśmy nie spotkali, w większości przypadków zabajeruje nas
łamigłówką, która go aktualnie trapi. Co więcej, każdy mieszkaniec jest
niesamowicie wręcz charakterystyczny, dzięki czemu bardzo łatwo się ich wszystkich
zapamiętuje (a postaci jest tutaj naprawdę sporo). No, gościa, który pieklił
się dosłownie o wszystko nie zapomnę nigdy. Albo sprzedawcę mięsa – fana gier
słownych z mięsiwem związanych, jego również zapamiętam. Poza tym na plus
trzeba zaznaczyć, że opowiedziana historia jest całkiem przemyślana i
dociekliwy gracz jest w stanie ją rozpracować. Sam, pochwalę się, byłem całkiem
blisko, ale z faktu grania głównie w podróży pomniejsze detale z początku
przygody zdążyły się zatrzeć w pamięci.
Warto
pochwalić też same zagadki. Wszystkie są świetnie skonstruowane i logiczne. Na
130 pojawiło się tylko kilka takich, do których miałem pretensje o posiadanie
błędnie napisanego polecenia. Swoją drogą, z tego, co mi wiadomo, autorem owych
łamigłówek jest Akira Tago, autor bestsellerowych książek z zagadkami w
Japonii. Toteż, tak sobie gdybam, niektóre z tych nieścisłości mogły być
związane z niedokładnym tłumaczeniem z japońskiego na angielski, co przecież
nie jest bez precedensu.
Na
sam koniec pragnę wygłosić drobny apel. Jeżeli chcecie w ten tytuł zagrać to, o
ile macie taką możliwość, zróbcie to na oryginalnym DSie. Pierwszy Layton z
3DSem się nie lubi i potrafi się zawiesić, więc w moim przypadku musiałem
wyrobić sobie nawyk zapisywania gry po każdej zagadce. Co więcej, również tryb
uśpienia nie działa tak jak powinien i, znów, w większości przypadków zawiesza
grę po ponownym otworzeniu konsolki. Takie New Super Mario Bros. czy Cooking
Mama działały bez zastrzeżeń na 3DSie, więc bałem się, że coś jest nie tak z
kartridżem. Jednak konsultacja z Internetem wskazuje na to, że jest to przypadłość
wszystkich Laytonów i Intrygujących Wiosek.
*we wstecznej kompatybilności
** wyłącznie w Japonii
Bound by
Flame (Xbox One*)
RPG
Spiders Interactive, 2014r.
Gra dostępna również
na: Xbox 360, PlayStation 3, PlayStation 4, Windows, Linux
Bound
by Flame można podsumować bardzo szybko. Jest to ciekawy i nawet całkiem
ambitny tytuł, któremu u szyi ciąży niski budżet. Najtrafniej byłoby porównać
twór Spiders Interactive do dwóch pierwszych Gothiców. Mamy bowiem do czynienia
z RPGiem w ciekawym świecie, z mocno zarysowanymi postaciami i o wysokim
poziomie trudności, którego warstwa techniczna jest najzwyczajniej w świecie
toporna. Żeby nie było, nie jest to poziom pierwszego Gothica, broń Boże. To by
nie przeszło w 2014 roku przecież. Chodzi raczej o sam feeling towarzyszący nam
w trakcie rozgrywki, czuć po prostu, że jest to tytuł ze średniej półki. Cięcia
budżetowe uwidaczniają się szczególnie im bliżej finału jesteśmy, np. wykorzystywanie
jednego bossa pięć razy (tzn. fabularnie to niby pięć różnych potworów, ale w
praktyce to jedno i to samo). Pomimo to gra się naprawdę przyjemnie, a na
pierwszy plan wysuwa się system walki, który, choć prosty, jest bardzo
precyzyjny.
Podobieństwa
do starszych gier Piranha Bytes sięgają jednak dalej niż taka sobie warstwa
technicza. Bowiem to, co za każdym razem ujmuje mnie w grach Spiders
Interactive, to fantastyczny pomysł na fabułę gry. Zawsze podoba mi się, kiedy
czuję, że to, co oglądam to tylko wycinek dużo większej i bardziej
skomplikowanej serii wydarzeń. Dzięki temu gracz ma wrażenie, że świat
przedstawiony jest wręcz kolosalny, mimo, że tak naprawdę wszystkie zawarte w
grze lokacje są skromne i liniowe. W tym przypadku jesteśmy wrzuceni w sam
środek wojny z armią żywych trupów wiedzionej przez ośmiu Panów Lodu. O
beznadziejności sytuacji świadczy fakt, że większość ludzkości została już
wybita, zasilając przy okazji oddziały wroga. My zaś jako Vulcan, najemnik,
eskortujemy grupkę uczonych do położonej w górach świątyni, gdzie przy pomocy
rytuału mają nadzieję odwrócić losy wojny. Wszystko jednak bierze w łeb, a nasz
bohater kończy opętany przez uwolnionego w ten sposób demona. Naszym celem,
choć nie dowiadujemy się tego od razu, staje się dotarcie do serca świata,
którego oczyszczenie ma pomóc zniszczyć Panów Lodu i zakończyć wojnę, a
przynajmniej tak twierdzi Demon.
Opętanie
jest też zdecydowanie najjaśniejszym punktem w całej tej opowieści. Pomimo masy
wątków pobocznych poświęconych reszcie postaci, to właśnie ten jeden stanowi
wyjście do dylematu moralnego trapiącego gracza przez całą kampanię.
Mianowicie, chodzi o nasze podejście do pasażera na gapę. Od nas zależy czy
pozwolimy mu rosnąć w siłę, dzięki czemu gra będzie łatwiejsza, czy też raczej
będziemy trzymać się naszego człowieczeństwa nawet w obliczu przeciwności losu.
Niestety tutaj też dają się we znaki braki w budżecie, bo zdecydowanie czuć, że
miał być to wątek dużo bardziej rozbudowany. A przynajmniej mam taką nadzieję,
bo w praktyce, jeżeli przy pierwszym wyborze zdecydujemy się na pomoc demona
to, cóż… Sorry, idziemy tą drogą do końca, hodujemy rogi i w ogóle. Szczególnie
irytowało to, kiedy Vulcan głuchy na moje obelgi decydował się sam z siebie na
pobranie energii z właśnie pokonanego bossa. Z jednej strony chciałbym mieć coś
do powiedzenia w tej kwestii, ale z drugiej, jeżeli się nad tym zastanowić,
może to też stanowić komentarz dotyczący zawierania paktów z diabłem. Jeżeli
raz oddamy mu lejce to możemy ich już potem nigdy nie odzyskać. Tym właśnie
plusuje Bound by Flame – niejednoznacznością opowieści. Twórcy nie klepią tutaj
gracza po plecach mówiąc „no, zrób teraz dobry uczynek i jesteśmy kwita”.
Historia w tej grze zmusza do zastanowienia się i intryguje od jej początku aż
do samego końca.
*we wstecznej kompatybilności
Alex Kidd in Miracle World (Xbox One*)
Platformówka
Sega AM7, 1986r.
Gra dostępna również na: Xbox 360**,
PlayStation 3**, Wii***, Sega Master System
To
się dopiero nazywa powrót do przyszłości. W branży gier 5 lat robi kolosalną
różnicę, a co dopiero 32. W pierwszej części serii Alex Kidd czuć to naprawdę
mocno. Nie tylko za sprawą leciwej już grafiki (umówmy się, ośmiobitowa grafika
nie wygląda na chwilę obecną zbyt dobrze), ale przede wszystkim z powodu
widocznego nacisku na wysoki poziom trudności rozgrywki. Nie jest to w żadnym
wypadku minus, a raczej cecha charakterystyczna produkcji z tamtych lat, ale
jestem przekonany, że wielu graczy fakt ten może zniechęcić do sprawdzenia tego
tytułu. Zwłaszcza, że nie należy on do panteonu klasyków pokroju Mario i
Sonica.
W
grze wcielamy się w tytułowego Alexa Kidda, chłopczyka próbującego uratować
swoją rodzinę porwaną przez złego Jankena Wielkiego. Oczywiście, jak to było
wtedy w zwyczaju, jest to tylko i wyłącznie pretekst do grania. Niestety, sam
gameplay nie zestarzał się z godnością i razi przede wszystkim nieprecyzyjnym
sterowaniem. Na szczęście w wersji z Sega Vintage Collection dostajemy
możliwość zapisu gry. Inaczej chyba bym się pochlastał, bo ilość śmierci
spowodowanych nieplanowanym ruchem Alexa liczyć należy w dziesiątkach.
Najciekawszym zabiegiem jest zaprojektowanie większości walk z bossami jako gry
w papier, kamień, nożyce. Poza tym jednak jest to niczym niewyróżniający się
platformer. Polecić mogę tylko tym ciekawym historii gier wideo.
*we wstecznej kompatybilności
**jako część pakietu Sega Vintage
Collection: Alex Kidd & Co.
***do momentu zamknięcia sklepu
cyfrowego dla tej konsoli w przyszłym roku
Risen 3: Titan Lords (PlayStation 3)
RPG
Piranha Bytes, 2014r.
Dodatek dostępny również na: Xbox
360, PlayStation 4, Windows
NIE
grajcie w to na PlayStation 3. Jeżeli macie chęć w Risena 3 zagrać, zróbcie to
albo na PC, albo na PS4. Nie wiem jak z „trzystasześćdziesiątką”, ale wersja na
PS3 pod względem technicznym jest jedną z najgorszych gier, w jakie
kiedykolwiek grałem. Nawet jeżeli winę za to ponosi nieprzyjazne środowisko
programowania, z którego konsola Japończyków słynie, to wydanie jakiegokolwiek
tytułu w takim stanie jest po prostu śmieszne. Po prologu nie byłem nawet pewien
czy mam chęć i samozaparcie, aby przez to przebrnąć, bo Risen 3: Władcy Tytanów
wita gracza sekwencją bitwy morskiej toczącej się w zatrważającej liczbe 5-10
klatek na sekundę. Potem jest, co prawda, lepiej, ale wciąż spadki FPS zdarzają
się nagminnie, a szczególnie na Taranis. W ogóle mam wrażenie, że jeżeli na
mapie jest więcej niż 4-5 osób to wszystko szlag trafia i uruchamia się tryb
pokazu slajdów. Tragedia. Zwłaszcza, że trzeci Risen na konsolach 7. generacji
wygląda koszmarnie. Rok przed nim wyszło przepiękne, wyciskające ostatnie soki
z konsol GTA V. Risen 3 natomiast pochwalić się może chamskim pop-upem modeli,
doczytującymi się, już i tak niskiej jakości, teksturami, czy też przerażająco
wręcz zdeformowanymi obiektami widocznymi w oddali. Masakra, tragedia, ja
wysiadam. Jak można tworzyć gry od ponad dziesięciu lat i nie nauczyć się
kompletnie nic?
Najgorsze
jest to, że jest to najambitniejszy fabularnie twór Niemców z Piranha Bytes.
Pomijając całą piracką otoczkę, którą wepchano na siłę do serii przy okazji
dwójki, Risen 3: Titan Lords oferuje całkiem ciekawą opowieść niepolegającą na
„tu jakiś zły gość jest, chodźmy go zabijmy i będzie szczęście i dobrobyt”. To
znaczy, koniec końców i tak to się dzieje, dzięki czemu otrzymujemy najbardziej
płaskiego, nieciekawego pod żadnym względem antagonistę. SPOILER. Głównym złym
jest stary dziadek. KONIEC SPOILERA. Niemniej, motywem przewodnim jest
odkupienie i droga do stania się lepszym człowiekiem. Główny bohater, pirat bez
imienia i brat znanej z poprzednich odsłon Patty, podczas plądrowania pewnej
wyspy natyka się na portal do zaświatów, z którego wyłania się demon i kradnie mu
duszę. Ku zaskoczeniu wszystkich, protagonista nie umiera, a jedynie powoli
zamienia się w kolejnego demona, czemu może zapobiec wyłącznie odzyskanie
duszy.. Taki stan rzeczy wpływa nie tylko na fabułę, ale również na samą
rozgrywkę. Wymuszone zostaje na nas bardziej świadome wybieranie opcji
dialogowych, bo, zależnie od tego, co powiemy i zrobimy, zmniejszy lub zwiększy
się nasz pasek „człowieczeństwa”. Osiągniecie zera owocować ma śmiercią, ale
nie jestem tego pewien, bo mój wynik oscylował w okolicach stu. Taki ze mnie
dobry człowiek, ot co.
Szkoda
tylko, że za ciekawą historią nie idzie równie interesujący gameplay, bo należy
on do erpegowej sztampy. Zadania polegające na przynoszeniu trzech dup bobra
czy zabiciu X przeciwników w danej lokacji bolą dużo bardziej w czasach po
premierze Wiedźmina 3. Żeby to chociaż ratowały dialogi… Te z kolei są tak źle
napisane i zagrane, że momentami gracz odczuwa autentyczny ból fizyczny.
Szczególnie te związane z umiejętnością perswazji wypadają przekomicznie.
Pozwolę sobie sparafrazować wszystkie takie wymiany zdań w jednym krótkim
dialogu.
- Nie dam! – Rzekł
pirat, ściskając w rękach małe, złote puzderko.
- Ej no, weź dej. Nie
bądź żyła. Po co ci takie puzderko, jak ja mogę mieć, a ty możesz nie mieć? – Przekonywująco
przekonywał Bezimienny.
- No dobre, to masz.
Twoje argumenty są nie do podważenia – zgodził się pirat.
Scenarzyści
powinni dostać Pulitzera. I to za same dialogi, bo za projekt głównego bohatera
to już się literacki Nobel należy. Jeszcze nie spotkałem się z tak niemożliwym
do polubienia w choć najmniejszym stopniu bucem. Jak można stworzyć historię, w
której głównym motywem jest próba poprawy, i jednocześnie napisać postać
protagonisty obrażającej każdego i wszystko. Nic mu się nie podoba, nic ani
nikt go nie obchodzi, nie ma szacunku do żadnej z napotykanych osób. Momentami
odnosiłem wrażenie, że wcześniej wspomniany pasek „człowieczeństwa” należy do
zupełnie kogoś innego, bo ta naburmuszona parówa w pirackiej czapce to na pewno
dobry człowiek nie jest. I ja rozumiem, że pirat, że ARRR i w ogóle, ale to po
prostu się wyklucza.
Mimo
to, Risen 3 ma w sobie coś, co trzymało mnie przy nim. Nie wiem, czy wynika to
z sentymentu do Gothiców, czy mojej tendencji do lubienia beznadziejnych gier,
ale na pewno nie odczuje też tego każdy. Toteż raczej odradzam granie w ten
twór tym, którzy na produkty Piranha Bytes się nie uodpornili poprzez katowanie
ich za młodu. Jest dużo więcej dobrych gier, na które można poświęcić swój czas.
Granie w kupsztale zostawcie mnie, ja wam o tym później opowiem.
Risen 3:
Titan Lords – Fog Island (PlayStation 3)
Piranha Bytes, 2014r.
Dodatek dostępny również na: Xbox
360, PlayStation 4, Windows
Jeżeli
ktoś pamięta dodatek Noc Kruka do Gothica 2 i liczy na coś podobnego w
przypadku Wyspy Mgieł to mocno się zawiedzie, bo sąsiedzi zza wschodniej
granicy już od czasów drugiego Risena skupiają się na mniejszych, ale
liczniejszych deelcekach. Niestety również mocno rzemieślniczych i
powtarzalnych ze średnio interesującym wątkiem fabularnym, chociaż w przypadku
dodatków do trzeciego Risena wpleciono kilka całkiem ciekawych motywów, o
których opowiemy sobie za moment.
Tytułowa
Wyspa Mgieł to miejsce odseparowane od reszty świata gęstą mgłą, przez co
trafić tam graniczy z cudem. Na miejscu okazuje się, że rozbił się tam oddział
Inkwizycji próbujący spacyfikować lokalną faunę, w czym przeszkadzają im
nieznane do tej pory stwory nazwane Pożeraczami Dusz. Jednak z czym poradzić
nie potrafią sobie oni, z łatwością damy radę my. Zatem najmujemy się do
wytropienia bestii i pozbycia się zagrożenia. Ciekawym motywem, o którym
wspominałem, są właśnie owe stwory. Jest ich pięć, a każda posiada dopisany
mały wątek odróżniający ją od reszty. Na przykład jedna zamieniła się w kaczkę
i terroryzuje obozujących nieopodal rozbitków. To akurat jedyny tak głupkowaty
motyw, ale widok dwóch dorosłych mężczyzn toczących w blasku płomieni ogniska
bój ze stadem kaczek pośrodku lasu to bez wątpienia niezapomniany widok. No, i
późniejszy komentarz jednego z nich, że „Kaczki? To nie są kaczki, to
wysłannicy śmierci, mój przyjacielu” to czyste złoto. Podobnych motywów
opierających się na iluzji i mąceniu w głowie jest więcej i reszta jest już
zdecydowanie mniej śmieszkowa. Niestety, poza tym samo rozszerzenie ma niewiele
do zaoferowania i trwa jakąś godzinę. Choć ja bawiłem się całkiem nieźle to
trzeba sobie jednak zadać pytanie czy warto te 21zł wydawać na coś, co zbytnio
nie wyróżnia się na tle konkurencji.
Risen 3:
Titan Lords – Uprising of the Little Guys (PlayStation
3)
Piranha Bytes, 2014r.
Dodatek dostępny również na: Xbox
360, PlayStation 4, Windows
Z
dwóch dodatków do trzeciego Risena to właśnie ten jest tym, który byłbym w
stanie polecić. Nie jest to, co prawda, fantastyczny content, ale kontrastuje
odrobinę z podstawką, dzięki czemu wydaje się odrobinę świeższy. Uprising of
the Little Guys zabiera nas z powrotem na znaną z dwójki Wyspę Złodziei,
zamieszkałą przez gnomy, czyli swoiste maskotki serii. Okazuje się, że maluchy
mają problem z panoszącymi się na wyspie goblinami, które ukradły ich auri
culci, sprawiając, że ich bożkowie odwrócili się od nich. Proszą nas więc o
pomoc w odzyskaniu swoich świętości, ostrzegając przy tym, abyśmy nie używali
broni, bo gnomy w wiosce zaczną umierać. Powiązania wciąż nie rozumiem, ale to
o coś z duchami przodków się rozchodziło.
Wymuszenie
działania w ukryciu odświeża nieco utartą formułę podstawki, czyli wbieganie na
Jana między przeciwników i dziabanie wszystkich na około. Fakt, „włamy” nie są
na poziome Splinter Cella czy innego Hitmana, ale wciąż jest to interesujący i
unikatowy dla serii pomysł. Niestety po zakończeniu tego questa zmuszeni
jesteśmy powrócić do klasycznego mordobicia, więc resztę dodatku tak naprawdę
przelatuje się na pałę, byle tylko zarżnąć króla goblinów. W moim przypadku to
w ogóle wyglądało przekomicznie, bo akurat podchodziłem do tego w nocy, więc
gobliny już spały, a ja mogłem przebiec obok nich i niczym w epilogu pierwszego
Wiedźmina zaciukać ich władcę. Fantastyczny jest też klimat wyspy. Specyficzne
prawa, którymi rządzi się społeczeństwo gnomów oferuje pewną dozę humoru, choć
nie wysokich lotów, i momentami potrafi człowieka skonfundować.
Golden Axe (Xbox One*)
Beat ‘em Up
Sega AM1, 1989r.
Gra dostępna również na: Xbox 360**, PlayStation 3**, Sega Mega Drive,
Sega CD***, Arcade, Wii****, iOS, Android, IBM PC, Atari ST, Amiga, PC, ZX
Spectrum, Commodore 64, PC Engine, PlayStation 2*****
Szczerze
powiedziawszy, jestem mocno zaskoczony, bo planowałem przejść jedynie poziom
lub dwa, a po dwudziestu minutach okazało się, że właśnie ukończyłem pierwszego
Golden Axe’a, jednego z ojców gatunku. Myślałem też, że będzie to tytuł dużo
trudniejszy. To znaczy, jest wciąż wymagający, ale nie nazwałbym go chamskim
wyciskaczem monet jak większość gier o automatowym rodowodzie.
Myślę,
że nie ma potrzeby rozpisywać się o mechanice rozgrywki, gdyż jest ona prosta
jak budowa cepa. Idziemy w prawo i walimy z miecza albo aksa. Wszystko to
polane barbarzyńskim sosem przywodzącym na myśl Conana Barbarzyńcę, czyli jest
to typowe heroic fantasy o półnagich, muskularnych herosach i heroinach (no,
jest jeszcze krasnolud, ale ćśśś…) podróżujących z misją wyzwolenia królestwa
spod panowania czarnego charakteru. W tym wypadku są to, kolejno, Yuria i Death
Adder. Troszkę podśmiechujek miałem dzięki temu ostatniemu, bo nie potrafiłem
wyzbyć się skojarzeń z Czarną Żmiją z Rowanem Atkinsonem (ang. Black Adder).
Muszę powiedzieć, że gra się w to naprawdę fantastycznie, a i wizualnie wciąż
wygląda okej. W zestawieniu z opisywanym wcześniej Alexem Kiddem pokazuje jak
wiele zmienić się może w giereczkowie w ciągu zaledwie trzech lat. Naprawdę
szkoda, że gra jest tak krótka, ale cóż - urok tamtych lat. Na szczęście, przede
mną jeszcze dwie części.
*we wstecznej
kompatybilności
**jako część zestawu
Sega Vintage Collection: Golden Axe
***jako część zestawu Sega Classics Arcade Collection
**** do momentu
zamknięcia sklepu cyfrowego dla tej konsoli w przyszłym roku
*****remake 3D w zestawie Sega Classics Collection
…uff
Pykmiś na YouTube
Komentarze
Prześlij komentarz