Tydzień 45 (Alphabet Aquarium, Prison Architect + Psych Ward, Gangs of London, Yakuza Kiwami)



Dawno nie było motywu przewodniego wpisu, ale w tym tygodniu wydają się nim być kryminaliści czy też organizacje przestępcze. Najważniejsza moim zdaniem gra z tego zestawienia samym tytułem nawiązuje do najsłynniejszego japońskiego ugrupowania. Mowa oczywiście o Yakuzie, a dokładnie Yakuzie Kiwami, bardzo dobremu remasterowi pierwszej części serii. To gra dla fanów bijatyk, Japonii i przede wszystkim dobrych, wielowątkowych historii, które nie też od humoru. Tematyka jest jasna również w przypadku przeznaczonego na PSP Gangs of London należącego do zapomnianej już nieco serii gangsterskich strzelanin The Getaway, które na pewno wyróżniają się miejscem akcji, czyli tytułowym Londynem ubiegłej dekady.

O ile w powyższych grach wesoło rabujemy i mordujemy na ulicach Tokio oraz Londynu, o tyle w Prison Architect obserwujemy przestępcze życie z zupełnie innej perspektywy. Gra przydziela nam rolę naczelnika więzienia, które własnoręcznie zaprojektujemy i wybudujemy, aby następnie będziemy opiekować się zarówno nim, jak i jego mieszkańcami. W dodatku Psych Ward natomiast zająć przyjdzie się nam też gangsterami-wariatami.

No i jest jeszcze Alphabet Aquarium dla kilkulatków, ale to już tam…

W każdym razie – zapraszam!

Alphabet Aquarium (Android)
Łączenie kształtów…
22learn, 2014r.*
Gra dostępna również na iOS


Tak, ja już chyba naprawdę nie mam, w co grać, bo pobrałem na telefon giereczkę przeznaczoną dla dwulatków polegającą na przeciąganiu przedmiotów w miejsca odpowiadające im kształtem, co ma przy okazji uczyć alfabetu. Dlaczego to zrobiłem? Cóż, literki w miarę ogarniam, o czym świadczy fakt, że w ogóle piszę ten tekst. Kiedyś na Amazon AppStore rzucili kilka darmowych produkcji i jakoś tak wszystkie je zaznaczyłem i dodałem do biblioteki, więc teraz stwierdziłem, że posprawdzam, co tam mam. No, i mam Alfabetyczne Akwarium. Czy warto w to grać, jeżeli skończyło się przedszkole? Nie. Czy warto w to grać, jeżeli jeszcze się do niego uczęszcza? Wydaje mi się, że tak, bo poza alfabetem i logicznym myśleniem dziecko może również poznać jakieś tam podstawy angielskiego. I to by było na tyle, jeżeli o Alphabet Aquarium chodzi.

*chyba

Prison Architect (Xbox One)
Tycoon
Introversion Software, 2015r.
Gra dostępna również na: Xbox 360, PlayStation 4, Switch, PC, Mac, iOS, Android



Moje pierwsze spotkanie z Prison Architectem miało miejsce w momencie, kiedy tytuł ten znajdował się jeszcze we wczesnym dostępie, a ja trafiłem akurat na filmy z niego wzbogacone komentarzem Wonzia. Z miejsca ujęła mnie stylistyka gry wyglądająca jak dość minimalistyczna kreskówka. Ja wiem, że znaczna większość ludzików na ekranie to zatwardziali kryminaliści, ale jakoś nie potrafię nie myśleć o tych uroczych kadłubkach, jako o swoich słodziasznych podopiecznych. Z resztą jest duża szansa na zżycie się z wieloma z nich, ponieważ każdy z więźniów trafiających do naszych murów posiada swoje własne backstory składające się z krótkiej historii, listy członków rodziny oraz kartoteki, w której znajdziemy przewinienia i odbyte bądź odbywane wyroki.

Tak trochę popłynąłem wybiegłem w przód opowiadając o grafice i postaciach, które się pojawiają, ale wypada przecież wspomnieć, z czym się to wszystko je i z jakim daniem mamy w ogóle do czynienia. Prison Architect jest właśnie tym, co sugeruje tytuł i jestem przekonany, że nawet osoby nieanglojęzyczne nie będą miały najmniejszego problemu z jego rozszyfrowaniem. Gra polega na zbudowaniu od zera swojego własnego więzienia i późniejszego zarządzania nim. Nie tylko wznosimy tutaj nowe cele i pomieszczenia, ale również akceptujemy granty (służące przy okazji, jako mała ściąga, czym warto się zająć na początku), wprowadzamy programy dla osadzonych (edukacyjne, warsztaty, terapie, etc.) i przede wszystkim dbamy o ich podstawowe potrzeby. Więźniowie zagłodzeni lub rozwścieczeni wszędobylskim brudem będą bardziej skorzy do przemocy niż ci żyjący jak pączki w maśle w swoich olbrzymich celo-apartamentach z telewizją i radiem. Do tego musimy uważać na próby przemytu kontrabandy, podkopy, a także wytwarzające się w pewnych miejscach naszego „hotelu” gangi. Siłownia czy świetlica będą dla takich organizacji bardzo atrakcyjne, więc będziemy musieli pomyśleć o zatrudnieniu dodatkowych strażników, którzy patrolowaliby obszary podwyższonego ryzyka. Wszystko to jest zatem bardzo rozbudowane i może wydawać się skomplikowane, ale interfejs gry jest dosyć przejrzysty, więc nie powinniście mieć większych problemów z odnalezieniem się w systemie.

Dodatkowo Prison Architect oferuje całkiem przyjemny samouczek przyjmujący przy okazji formę trybu fabularnego opowiadającego jakąś tam prostą historyjkę. Priston Stories, bo tak nazwano ten tryb, składa się z pięciu misji, które prowadzą gracza za rączkę zapoznając z kolejnymi mechanikami gry. Po ukończeniu wszystkich zadań dostajemy też możliwość kontynuowania rozgrywki w każdym z więzień i wypełniania dodatkowych poleceń. Całkiem to fajne jak na tutorial, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero w trybie wolnym.

No, jest jeszcze kwestia konsolowego portu, bo tak samo jak w przypadku The Sims 4, Prison Architect musiał przejść szereg zmian, aby w ogóle dało się w niego grać na padzie. Nie powiem, jest nieźle. Nie jest to może najbardziej intuicyjne sterowanie na świecie i trzeba się jednak nauczyć, co się czym robi, ale na poukładanie sobie wszystkiego w głowie potrzeba tylko kilku chwil. Niemniej, zalecałbym raczej wybranie wersji PC. Myszka jest dużo bardziej precyzyjna i pozwala wykonywanie szybszych ruchów. Lekka ociężałość gałek analogowych sprawiła, że odechciało mi się klikania na więźniów w celu poznania ich historii czy też tworzenia bardziej fikuśnych budowli. Nie ulepszałem też cel, bo powstawianie półek na książki w każdej z osiemdziesięciu cel używając pada trwałoby wieki. No, ale ogólnie rzecz biorąc edycje konsolowe są jak najbardziej poprawne i nie tylko da się w nie grać, ale można nawet czerpać z tego niemałą przyjemność.

Prison Architect: Psych Ward (Xbox One)
Introversion Software, 2017r.
Dodatek dostępny również na PlayStation 4



Tak szczerze to niezbyt odczułem jakiekolwiek zmiany w rozgrywce. Psych Ward w zamyśle wprowadza do gry nowy oddział – oddział psychiatryczny, do którego wysyłani są chorzy psychicznie więźniowie. Trzeba im wybudować specjalne, wyścielone poduszkami cele oraz zapewnić opiekę specjalistów. Poza tym niewiele się tak naprawdę zmienia i miałem wrażenie, że mieszkańcy wariatkowa są spokojniejsi od zwyczajnych osadzonych, więc nie zwracałem na nich większej uwagi. Wydaje mi się przez to, że jest to z deka niepotrzebny, bo nic niewnoszący dodatek

Gangs of London (PlayStation Portable)
Strzelanina TPP z pseudo otwartym światem.
SCE London Studio, 2006r.
Tytuł ekskluzywny

W planie miałem napisanie, że Gangs of London należy do serii The Getaway, że to taka Mafia we współczesnym Londynie, że wersja mobilna, i tak dalej. Problem pojawił się, kiedy zacząłem już pisać i każde kolejne zdanie mimowolnie nawiązywało do wspomnianego The Getaway. Stwierdziłem, że nie, nie, coś ze mną jest teraz nie tak, odpocznę i wrócę do pisania ze świeżą głową pełną pomysłów. Oto też jestem. Problemem nie byłem ja, problemem jest Gangs of London. To gra bez własnej tożsamości. Ciężko jest pisać o niej i nie porównywać jej do GTA, Mafii czy nawet własnej serii-matki. Wszystko, co zobaczycie w GoLu już widzieliście w innych grach lub filmach. To jeden wielki misz-masz, który okazuje się być zjadliwy, ale niezachwycający. Nic się tu nie wybija, ale też nic nie jest złe. Gangs of London jest po prostu okej.

Szkoda marnować czas na pisanie o jakiejkolwiek warstwie fabularnej, bo ta jest dopisana do gry na doczepkę tak bardzo, że chyba ślepy by tego nie zauważył. No, ale dobra. Opis fabuły. Jesteś gangsterem i masz zabić innych gangsterów, przejmując tym samym władzę w Londynie. Przysięgam, że niczego nie spłycam. Na starcie wybieramy jedną z sześciu organizacji przestępczych (w moim przypadku była to rosyjska mafia Zakharov), a następnie bierzemy udział w kilkudziesięciu parominutowych misjach niełączących się ze sobą fabularnie w żaden sposób. Jedyne powiązanie to fakt, że w jednej grupie zadań walczymy z EC2 Crew, a w innej z syndykatem Kane’a, itp. Do każdej z misji wprowadza nas krótki przerywnik filmowy utrzymany w formacie komiksu. Rozwiązanie to nie jest raczej wynikiem wizji artystycznej, a niskiego budżetu, bo dialogi i ich odegranie pozostawiają sporo do życzenia. Rzucane przez bohaterów teksty momentami żenują swoim sileniem się na niepoprawność (dylemat między seksem ze zmarłą kobietą a psem skwitowany, że w sumie husky są spoko. Serio?) lub „twardzielstwo”. Do tego mam wrażenie, że do ich zagrania zawołano ekipę sprzątającą w studio, bo zarówno jakość gry aktorskiej. jak i ilość aktorów jest tak samo niska. Najbardziej ujęło mnie to, że każdy z rosyjskich gangsterów ewidentnie brzmi jak Brytyjczyk udający ruski akcent.

Równie średnia jest rozgrywka. Jak już wspominałem, każda z misji trwa dosłownie kilka minut ze średnią oscylującą gdzieś w okolicach dwóch lub trzech. Trafiamy na półotwartą mapę Londynu lub do kryjówki wrogiej organizacji i „szczelamy” lub ciachamy nożem, jeżeli akurat w danej misji twórcy postanowili nam utrudnić zadanie. Boli, że w teorii formuła prowadzenia wojny gangów jest naprawdę interesująca, ale w Gangs of London zostało to maksymalnie spłycone. Brakuje możliwości planowania, wybrania sobie wyposażenia na misję czy nawet postaci, którą chcemy ją rozegrać. W ogóle bohaterowie w tej grze to strasznie dziwna kwestia. Każdy z nich po swojej misji dostaje punkty doświadczenia, dzięki którym leveluje. Tylko, że w ciągu całej kampanii nie dowiedziałem się, na co te poziomy wpływają. Grało się tak samo bez względu na to, czy mój bohater miał level pierwszy czy piąty. Dodatkowo żaden z nich niczym się od siebie nie różni poza modelem postaci.

Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o sterowaniu. Projektowanie gier z otwartym światem na PSP to musi być mordęga, bo kłopotliwa staje się kwestia kamery. Fakt, że PSP ma tylko jedną gałkę analogową sprawia, że widziałem już najróżniejsze jej rozwiązania, ale właśnie to zastosowane w Gangs of London (i kilku innych tytułach takich, jak choćby Ghost Recon: Predator) sprawdza się najlepiej. Jak prostym i trafionym pomysłem jest skręcanie postacią poprzez wysuwanie analoga w prawo i w lewo, a chodzenie na boki wymaga tylko dodatkowego przytrzymania lewego spustu. Wciąż nie jest to idealne, ale dużo lepsze niż wszystko, co dotąd na PSP widziałem. Gameplay w Gangs of London jest dzięki temu naprawdę solidny. No, a do tego gra przez większość czasu działa bardzo płynnie, co też nie jest tak oczywiste na tym sprzęcie.

Yakuza Kiwami (PlayStation 4)
Brawler/Mordobicie
Sega CS1, 2016r.
Gra dostępna jest również na PlayStation 3



Łe, przecież oryginalna Yakuza wyglądała tak samo dobrze, pocałujcie mnie w pompkę z takim remasterem. To były moje pierwsze myśli po odpaleniu Yakuza Kiwami. Potem włączyłem z ciekawości porównanie graficzne i nagle okazało się, że moja pamięć perfidnie mnie okłamuje, a pomiędzy tymi dwiema grami jest olbrzymia przepaść. Kiwami to naprawdę dobry remaster czy już może nawet remake i jednocześnie jedyny poprawny sposób na zapoznanie się z tym klasykiem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Lepsze jest tutaj niemalże wszystko. Fakt, że grafika wygląda jak współczesna gra (chociaż animacje niestety pozostały w 2005 roku) pomijam, bo jest to widoczne na pierwszy rzut oka. Najlepszą ze zmian jest fakt, że ekrany ładowania są tutaj dużo szybsze niż w oryginale, a niektóre z nich kompletnie zniknęły. Tokio w Yakuzie to miejsce, w którym każdy chce Ci obić z jakiegoś powodu facjatę, więc w trakcie gry co rusz zmuszeni jesteśmy do wzięcia udziału w bitce z grupą jakichś młokosów. Oryginał bardzo mocno tym męczył, bo każda z walk poprzedzona była wczytywaniem. W Kiwami natomiast od razu przenoszeni jesteśmy do trybu walki i możemy się naparzać. 

Jeżeli ktoś nie wie, czym jest Yakuza to już śpieszę z wyjaśnieniem. Kiedyś wydawało mi się, że to takie japońskie GTA, ale obie te gry są od siebie kompletnie różne. Yakuza to brawler, przeniesienie klasycznych beat ‘em upów w trójwymiar. Główną mechaniką gry jest zatem walka wręcz ze sporadycznym użyciem broni białej lub palnej. Jest ona tutaj naprawdę rozbudowana i całkiem wymagająca, chociaż poziom trudności w Kiwami odrobinę spadł za sprawą wprowadzenia możliwości zapisu gry w dowolnym momencie. W oryginalne mogliśmy to robić tylko przy budkach telefonicznych i pomiędzy rozdziałami, ale teraz wszystko zależy od nas. Kiwami wprowadza również szereg minigier, jak choćby wyścigi zdalnie sterowanych samochodzików czy gra automatowo-karciana, w której walczą ze sobą przebrane w erotyczne wersje owadów cycate panie. Ach, ta Japonia.

Jednak dla mnie Yakuza to przede wszystkim historia. Tak jak w oryginale wcielamy się w Kazumę Kiryu, który po dziesięciu latach odsiadki za morderstwo jednego z patriarchów Yakuzy, którego nie popełnił, powraca na ulice Tokio i praktycznie z miejsca zostaje wplątany w spisek, którego efektem jest morderstwo głowy całej organizacji oraz kradzież dziesięciu miliardów yenów. W tle dodatkowo mamy historie miłosne, tragedie rodzinne i dużo, dużo śmieszkowych momentów charakterystycznych dla japońskich gier. Dodatkowo Kiwami rozszerza wątki oryginału poprzez dodatkowe filmiki pomiędzy rozdziałami tłumaczące motywacje jednego z głównych antagonistów – Nishkiyamy. Dodano również sporo zadań pobocznych, więc Tokio to jedna wielka kopalnia aktywności pobocznych i historii, często mocno śmieszkowych, ale również i poważnych.

Jedyną zmianą, która średnio mi się spodobała jest wprowadzenie „Majima Everywhere”, czyli mechaniki, w której w losowych momentach atakuje nas jeden z rywali Kiryu – Goro Majima. Niezbyt przypadło mi to do gustu, bo sposoby, jakimi Majima nas zaskakuje (np. przebranie policjanta czy barmana) sprawiają, że z groźnego wariata staje się wręcz postacią komediową. Poza tym Kiwami to naprawdę fantastyczna wersja fantastycznej gry. Proszę teraz pójść do sklepu i kupić, bo Yakuza to absolutny must have.

Komentarze

Popularne posty