Tydzień 61 (Apex Legends, Plants vs. Zombies: Garden Warfare 2)
Będzie to
bardzo niecodzienny wpis, bo w całości jest on poświęcony grom sieciowym, czyli
czemuś, czym zbyt często się nie zajmuję. Pobawiłem się troche w Apex Legends,
którego pięć minut sławy zdaje się powoli przemijać, a przynajmniej nie jest to
już tak głośny tytuł, jakim był kilka tygodni temu. O ile jednak battle royale
od twórców Titanfalla wciąż jest na fali, o tyle pobieranie Plants vs. Zombies:
Garden Warfare 2 przypominało troche odkopywanie trupa. Jak się okazuje całkiem
żwawego, bo pomimo wyparcia tego tytułu z ogólnej świadomości graczy, ta
sieciowa strzelanka w świecie zombiaków i krzaków nadal poszczyciś może się
oddaną społecznością.
Zapraszam!
Apex Legends (PC, Xbox One)
FPS/Battle Royale
Respawn Entertainment, 2019r.
Gra dostępna również na PlayStation
4
Gry
Respawn Entertainment nie są chyba dla mnie. Będąc zupełnie szczerym to
najbardziej podobała mi się ich pierwsza produkcja, czyli Titanfall, co jest o
tyle zaskakujące, że od bardzo dawna raczej średnio pociągają mnie gry online.
Titanfall 2 był całkiem spoko, ale zupełnie nie potrafię zrozumieć nagłych
zachwytów nad jego kampanią, które pojawiły się w sieci. Teraz natomiast
podobne uczucia towarzyszą mi przy rzekomo toczącym się w tym samym uniwersum
Apex Legends – darmowej grze z gatunku battle royale od tego samego studia.
Podjąłem
dwie próby przekonania się do gry – raz na Xboxie, raz na PC. Wydaje mi się, że
może ta formuła rozgrywki po prostu nie do końca jest dla mnie, a przynajmniej
nie w wydaniu oferowanym przez Apex Legends. Największą różnicą w porównaniu do
pozostałych gier z tego gatunku dostępnych na rynku jest fakt, że zawsze gra
się w trzyosobowym zespole. No, chyba, że akurat gra postanowi wysłać cię na
samotną misję samobójczą, bo i to kilka razy mi się zdarzyło. Zakładam zatem,
że to właśnie to mi nie kliknęło. W takim, bądźmy szczerze, średnio udanym H1Z1
bawiłem się dużo lepiej niż tutaj. Przede wszystkim dlatego, że nie musiałem tam
czuć się jak kula u nóg moich towarzyszy broni. Bardziej przemawia do mnie
samotne przemierzanie mapy, zbieranie ekwipunku i śledzenie swoich ofiar niż
próba dogonienia pędzących kompanów lub konieczność czekania na nich tuż przed
bezpieczną strefą, bo akurat postanowili sobie pozwiedzać.
Mimo,
że Apex Legends mnie nie kupił, rozumiem, dlaczego może się on podobać. Jest to
więcej niż kompetentna gra z solidnym gameplayem. Zachwalane niemalże wszędzie
„pingowanie” pozwala na komunikowanie się z członkami swojego zespołu bez
potrzeby podpinania słuchawek czy mikrofonu. Do tego gracze otrzymują spore
pole do popisu w kwestii strategii dzięki różnorodnym broniom i postaciom
charakteryzującym się unikalnymi dla nich umiejętnościami. Dla fanów
wieloosobowej zabawy jest to świetna propozycja na przepełnionym już
„batelrojalowym” odłamie rynku. Prawdopodobnie w przyszłości podejdę do Apex
Legends jeszcze raz. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie – grać można za
darmo. Może wtedy zaskoczę.
Plants vs. Zombies:
Garden Warfare 2 (Xbox
One)
Sieciowa strzelanka
PopCap Games, 2016r.
Gra dostępna również na:
PlayStation 4, PC
W
przeciwieństwie do Apex Legends, w przypadku Garden Warfare 2 całkiem miło się
zaskoczyłem. Podchodziłem do tego tytułu bez żadnych większych oczekiwań. Swego
czasu pyknąłem meczyk czy dwa w jedynce, ale był to jedynie przelotny romans,
który skończył się tak samo szybko jak się zaczął. Po dwójce spodziewałem się
przede wszystkim, że będzie to gra skierowana raczej do młodszego odbiorcy, a
co za tym idzie zupełnie minę się z targetem. Zazwyczaj produkcje tego typu są
mocno uproszczone i nie zapewniają na dłuższą metę motywacji dla gracza będącego
absolwentem co najmniej podstawówki.
Okazuje
się jednak, że developerom z PopCap Games udało się połączyć jedno z drugim w
całkiem ciekawym miksie głupawego, wręcz dziecinnego momentami humoru oraz
rozbudowanego, pozwalającego na poważne granie gameplayu. Jasne, to wciąż gra o
walce roślin z zombiakami, ale kiedy przyjrzymy się jej bliżej, zrozumiemy, że
jest to przede wszystkim niezgorszy hero shooter podobny do Overwatcha czy Team
Fortress. Na każdy z zespołów składa się kilka postaci unikatowych nie tylko
pod względem wyglądu, ale także umiejętności. Mamy zatem potrafiącą zamieniać
się w kulę pomarańczę z karabinem, laserowy słonecznik czy zombie-budowlańca
strzelającego cementowymi pociskami. Każdy z bohaterów dysponuje również trzema
umiejętnościami specjalnymi, których użycie jest niezwykle przydatne w trakcie
zabawy.
Jeżeli
nie podchodzi Wam multi to nic nie stoi na przeszkodzie, aby poszaleć trochę
samemu. Garden Warfare 2 wprowadza tryb fabularny w postaci ciągu luźno
powiązanych ze sobą krótkich misji – po około dwadzieścia na drużynę. Te
rozgrywają się na otwartej mapie służącej jednocześnie za poligon testowy oraz
swego rodzaju menu gry. Część zadań przenosi nas także na osobne mapy, na
których rozgrywane są również wprowadzone w dwójce operacje specjalne
ochrzczone zależnie od drużyny Garden lub Graveyard Ops możliwe do rozegrania
samodzielnie lub w kooperacji ze znajomymi. Jest zatem całkiem różnorodnie,
choć zdecydowanie odradzam samotną zabawę. Jest to gra bezapelacyjnie
projektowana pod kątem rozgrywki sieciowej, więc zdecydowana większość zadań
zyskuje sens dopiero przy wspólnej zabawie.
Komentarze
Prześlij komentarz