Tydzień 62 (Just Cause 4, Serial Cleaner, Oxenfree)



„A taki ładny był. Amerykański”. Te słowa same cisną się na usta na myśl o Just Cause 4 – jednej z największych wtop zeszłego roku. To, co poszło źle i jakim cudem po świetnej trójce seria stoczyła się tak bardzo powinien wyjaśnić Wam pierwszy tekst w dzisiejszym wpisie. Dalej na szczęście mam już dla Was kilka zdecydowanie lepszych, choć spokojniejszych gier. Takie Oxenfree pozwoli Wam zrelaksować się i zgłębić straszliwą historię Edwards Island, zmuszając przy okazji do prowadzanie niekończących się dyskusji z towarzyszami głównej bohaterki.

No i jest jeszcze Serial Cleaner – polska gra o wykradaniu zwłok z miejsc zbrodni.

Zapraszam!

Just Cause 4 (Xbox One)
Strzelanka/Sandboks
Avalanche Studios, 2018r.
Gra dostępna również na: PlayStation 4, PC


Quo vadis, Avalanche? Quo vadis? Fanem serii w żadnym wypadku nie jestem, choć podziało się tak, że ukończyłem każdą jej odsłonę. Jedynki nie pamiętam, dwójkę szczerze nienawidzę, ale za to trójkę… Trójka to jest, kurde fajans, fantastyczna gra. Oczywiście, jej fabuła, choć ambitniejsza niż w poprzedniczkach, to historia rodem z pornola, a edycje konsolowe działają jak kupa (aczkolwiek w tym zakresie nieco się poprawiło). Jednak czysta frajda płynąca z rozgrywki opierającej się na powietrznych akrobacjach możliwych dzięki kombinacji spadochronu, linki oraz wingsuita przy jednoczesnym sianiu rozpierduchy dookoła sprawia, że wrażenia z gry pozostają jak najbardziej pozytywne. Cóż zatem mogłoby pójść źle w czwórce.

No, okazuje się, że całkiem sporo. Boję się trochę, że tekst ten będzie miał bardzo negatywny wydźwięk, więc już teraz chciałbym zaznaczyć, że tak w sumie to bawiłem się całkiem nieźle. Szybowanie i podziwianie oszałamiających wręcz widoków przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej to bez wątpienia najlepszy aspekt Just Cause 4. Trochę więcej jest też samej historii. Fabuła stawia Rico Rodrigueza naprzeciw powracającej w jednym z dodatków do trójki organizacji Black Hand sprawującej teraz kontrolę nad latynoskim państwem Solis. Jest to opowieść dużo bardziej osobista oraz wprowadzająca nowe wątki dotyczące przeszłości głównego bohatera oraz jego rodziny.


Większe ambicje w opowiadaniu historii widać także w zadaniach pobocznych. Odblokowywanie kolejnych misji głównych nie polega już na obalaniu pomników i wysadzaniu stacji benzynowych jak było to do tej pory. W czwórce w tym celu odbijamy wrogie bazy wykonując szereg w miarę różnorodnych zadań w stylu wyłączenia obrony przeciwlotniczej czy pozbycia się jak największej liczby zaminowanych pojazdów. Na dłuższą metę to nadal powtarzalne i niezbyt ciekawe misje, ale nawet ta minimalna różnorodność i „ufabularyzowanie” sprawiają, że gra się w nie jakoś tak przyjemniej. Fanów nie ucieszy natomiast fakt, że wiążą się z tym dość nieprzyjemne konsekwencje, a mianowicie fakt, że niszczenie otoczenia i wysadzanie oznaczonych celów mija się z celem. O ile kiedyś zwiększało się w ten sposób licznik chaosu, a zdemolowane budowle pozostawały zdemolowanymi już do końca gry, o tyle w najnowszym Just Cause chaos rośnie wraz z wykonywaniem kolejnych misji, a kiedy tylko opuścimy daną lokację – wszystko wraca do swojego pierwotnego stanu.


To wszystko jest jednak do przeżycia, jeżeli tylko, tak jak ja, nie jest się hardkorowym fanem serii. Czego przeżyć nie potrafię to fakt, że gra pod względem technicznym to jedna wielka padaka i to w każdym tego słowa znaczeniu. Just Cause 4 działa i wygląda okropnie. Przepiękne widoki okazują się być jedynie płaszczykiem skrywającym niskiej jakości tekstury, świecące owłosienie oraz ogólną brzydotę gry uwidaczniającą się po bliższym przyjrzeniu. Twórcy hucznie zapowiadali, że silnik czwórki został zoptymalizowany tak, aby ich najnowsza produkcja bezproblemowo działała także na konsolach. No to im to z deka nie wyszło, bo teraz Just Cause 4 wygląda oraz działa gorzej niż trójka. Nie dość, że liczba klatek na konsoli ledwo przekracza dwadzieścia to do tego użerać trzeba się z licznymi babolami i innymi problemami technicznymi. Takie kwiatki jak niewczytujące się skrypty, wariująca fizyka czy nagłe zwolnienia i przyśpieszenia animacji w cutscenkach to smutna codzienność typowego mieszkańca Solis. Na ten moment można mieć już tylko nadzieję, że obecny stan rzeczy zostanie w przyszłości naprawiony. Alternatywną jest też zainwestowanie w mocniejszy sprzęt.

Aha, system pogody. W zasadzie szkoda o nim gadać, więc wspominam o nim na końcu. Są tornada, burze piaskowe i zamiecie – po jednym na każdy region świata gry. Z początku wyglądają fajnie, ale bardzo szybko okazuje się, że ich wpływ na rozgrywkę jest minimalny, bo w zasadzie się ich nie napotyka.

Serial Cleaner (PC)
Skradanka
ifun4all SA, 2017r.
Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, Switch


Okazuje się, że sprzątanie miejsca zbrodni może być zaskakująco emocjonujące. Nie mam tutaj na myśli legalnej pracy. Gdzie w tym zabawa? Dużo bardziej ekscytujące jest przecież wkradnięcie się na teren właśnie trwającego dochodzenia i zwinięcie kilku trupów oraz fantów z miejsca zbrodni. Wspominałem, że przy okazji można na tym nieźle zarobić? Wystarczy tylko założyć słuchawki, puścić muzykę wyrwaną żywcem z kina lat 70. i rozpocząć zabawę w kotka i myszkę z pilnującymi okolicy policjantami.

To bardzo malutka giereczka będąca swego rodzaju laurką dla filmów tamtych czasów. Wcielamy się w tytułowego sprzątacza pracującego dla wszelakiej maści typów spod ciemnej gwiazdy, pomagając im w pozbyciu się dowodów łączących ich z popełnianymi w mieście morderstwami. W każdym z dwudziestu składających się na fabułę gry kontraktów naszym celem jest zazwyczaj pozbycie się zwłok, uprzątnięcie pewnego procenta krwi oraz zakoszenie dowodów. Od czasu do czasu twórcy dorzucają coś innego, ale zazwyczaj robimy dokładnie to samo. Wbrew pozorom nie jest nudno, bo losowe rozmieszczenie przedmiotów oraz nieustannie patrolujący okolicę strażnicy sprawiają, że cały czas trzeba mieć się na baczności i kombinować jak dotrzeć do tego nieboszczka pilnowanego przez trzech strażników.  Z resztą gra trwa dwie, maksymalnie trzy godziny, więc w tak krótkim czasie raczej ciężko jest się nią znudzić.


Na szczęście policjanci w grze to niesamowite dzbany i nawet jeżeli zostaniemy zauważeni to ucieczka im zazwyczaj nie stanowi większego problemu. Wystarczy, że stracą nas na chwilę z zasięgu wzroku i już zapominają o naszym istnieniu. Ba, można nawet na ich oczach wskoczyć w krzaki albo do szafy, aby ci całkowicie zgłupieli. Z początku w Serial Cleaner gra się dość taktycznie, powoli planując swoje kolejne kroki, aby tylko nie zostać zauważonym. Jednak kiedy tylko nabierzemy trochę wprawy, zaczynamy czuć się jak u siebie w domu. Wchodzimy cali na biało i na oczach policji biegniemy ze zwłokami do bagażnika swojego samochodu lub akurat znajdującego się na miejscu akwarium pełnym piranii. Oczywiście tylko brzmi to tak prosto, bo w rzeczywistości trzeba się dosyć nakombinować i dużo obserwować ścieżki patrolowe, ale nadal tempo akcji jest zaskakująco szybko, co tylko potęguje całkiem niezła muzyka przywodząca na myśl filmy pokroju Starsky’ego i Hutcha czy Brudnego Harry’ego. Kiedy wszystko to zbierzemy do kupy, otrzymamy zaskakująco uzależniający miks.

Oxenfree (PC)
Przygodówka/Symulator chodzenia
Night School Studio, 2015r.
Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, Switch, Android, iOS


Tyle dobrego nasłuchałem się na temat Oxenfree w ciągu ostatnich kilku lat, że moje oczekiwania nie mogły nie być wysokimi. W największym stopniu chwalony był system dialogów, który jawił się niczym mesjasz growego storytellingu z powodu swojej płynności i możliwości wcinania się pozostałym bohaterom w słowo. W konsekwencji nieco się zawiodłem, aczkolwiek moje wrażenia z gry są nadal więcej niż pozytywne.

Oxenfree na pierwszy rzut oka może wydawać się czymś w rodzaju klasycznej przygodówki point and click, lecz nie jest to w żadnym wypadku prawda. Prędzej określiłbym ten tytuł jako symulator chodzenia, bo będąc szczerym nic więcej poza łażeniem po wyspie i dyskutowaniem z towarzyszami tutaj nie robimy. Rozgrywka schodzi na dalszy plan, a na pierwszy wysuwa się pełna wyborów historia. Wcielamy się w Alex, która wraz z przyjaciółmi wyrusza poimprezować na Edwards Island. Bardzo szybko początkowo sielankowa atmosfera robi obrót o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy to w wyniku niewinnej, wydawałoby się, zabawy grupa zostaje rozdzielona, a z innego wymiaru uwolnione zostaje nieznane dotąd zło. Naszym celem staje się zatem odnalezienie reszty ekipy oraz wspólna ucieczka.


To nie jest typowy horror. Alex nic tak naprawdę nie grozi. Nie ścigają nas żadne potwory ani psychopaci. Ot, nasz paranormalny przeciwnik daje o sobie znać co jakiś czas zapowiadając naszą nadchodzącą zgubę. Mimo, że przestraszyć się nie można, o tyle już tło fabularne i sposób narracji sprawiają, że klimaty gry jest całkiem niepokojący. Dodatkowo o ile nie musimy martwić się o nasze życie, to już dobro naszych kompanów nie jest tak jednoznaczne. Zdarzyć może się, że zobaczymy jak jeden z nich nagle wyskakuje przez okno z drugiego piętra, aby potem zniknąć, gdy postanowimy sprawdzić czy nie udało mu się może przeżyć upadku. A zależy nam na nich, bo ciężko jest się z nimi nie zżyć.

Piątka bohaterów Oxenfree to grupa nastolatków o kompletnie odmiennych charakterach, które dogłębnie poznamy w czasie rozgrywki, bowiem bez przerwy towarzyszy nam przynajmniej jeden z nich. Co więcej, wręcz nie zamyka im się gęba. Oxenfree to w zasadzie jeden długi dialog, którego temat zmienia się na bieżąco – od wspomnień głupawych zabaw z dzieciństwa aż planowanie wspólnej przyszłości i zastanawianie się, czy w ogóle uda się nam z tej przeklętej wyspy wydostać. Alex nie pozostaje bierna w trakcie rozmów. Co jakiś czas dostajemy trzy opcje dialogowe do wyboru. Całkiem standardowo, ale rozwiązanie zastosowane w Oxenfree różni się od innych tytułów faktem, że nasza postać wcale grzecznie nie czeka na swoją kolej, a potrafi wejść w zdanie swojemu koledze, kiedy tylko naciśniemy guzik. Czy ma to jakikolwiek wpływ na fabułę? Nie. Toteż nie wiem skąd te zachwyty zarówno nad systemem dialogów w tej grze jak i nią samą. To dobra produkcja z interesującym tłem fabularnym, ale miałkość rozgrywki i momentami jej ślamazarne tempo potrafi niestety znudzić.

Komentarze

Popularne posty