Vampire: The Masquerade - Coteries of New York, Weakless, Touring Karts (97)
Ssanie.
Tak niepozorne słowo, a jak wiele różnych znaczeń. Co więcej, odnosi się ono w
jakiś sposób to każdej gry omawianej w tym tygodniu. Vampire: The Masquerade –
Coteries of New York nie tylko traktuje o wysysających krew ze swoich ofiar
wąpierzach, ale wessało mnie też do swojego świata jak bagno. W trakcie zabawy
w VR-owej wersji Touring Karts ssało mnie w żołądku. Natomiast Weakless…
Weakless po prostu ssie.
W
tym tygodniu z wszelakiej maści powodów nie będzie także tekstu okołogrowego.
Zapraszam!
Vampire:
The Masquerade – Coteries of New York (PC)
Gatunek:
Visual Novel
Developer:
Draw Distance
Rok
wydania: 2019r.
Dostępne
wyłącznie na PC (wersje konsolowe zapowiedziane na 2020r.)
Moją
recenzję Vampire: The Masquerade – Coteries of New York dla serwisu gamerweb.pl
przeczytacie tutaj
Koterie
Nowego Jorku to zdecydowanie mój czarny koń tego roku. Nie odczuwałem tą
produkcją jakiegokolwiek zainteresowania i przez bardzo długi czas z jakiegoś
dziwnego powodu wydawało mi się, że będzie to hack’n’slash lub turówka z
widokiem od góry. Jakież było zatem moje zdziwienie, kiedy po tym, jak
zdecydowałem się wziąć ten tytuł do recenzji, okazało się, że jest to po prostu
gra tekstowa czy też raczej powieść graficzna.
Wielu
tego typu rozgrywka odstrasza i jest to gatunek należące do zdecydowanej niszy.
Nie jest to coś, czym zainteresuje się niedzielny gracz, bo większość po
ciężkim dniu pracy po prostu nie ma ochoty czytać, woląc zagrać kilka szybkich
rundek w Call of Duty lub Fifę. A szkoda, bo Coteries of New York jest
fantastyczną produkcją, w którą wsiąknąłem niczym w bagno. Może nie ma w tym
zasługi wątku głównego gry, bo jest on taki sobie, ale cały świat nocnego
Nowego Jorku pełnego wampirów i zadania poboczne, które wykonujemy dla
napotkanych w nim świecie są po prostu świetne. Gra pełna jest barwnych postaci
sprawiających, że poznawanie zasad rządzących światem wąpierzy jest niezwykle
przyjemne.
Żałuję
jedynie, że Coteries of New York jest tak krótkie, bo do jego ukończenia
potrzeba zaledwie kilku godzin. Może się to wydawać sporo, jak na tytuł, w
którym wyłącznie czytami, ale jako, że gra wciąga tak jak wciąga – spokojnie
mógłbym przesiedzieć przy niej jeszcze drugie tyle, a i pewnym mechanikom
wyszłoby to na zdrowie. Takie Łaknienie, czyli konieczność zaspokajania głodu
krwi poprzez polowania zupełnie traci sens w momencie, kiedy w trakcie całej
kampanii na łowy musiałem udać się tylko raz, bo bez tego bym nie przeżył.
Zatem ciągłe zagrożenie poddania się Łaknieniu i stania się bestią to wyłącznie
pic na wodę, fotomontaż, bo zanim na dobre zgłodniejemy, ujrzymy napisy
końcowe. Krótki czas gry może nieco wynagrodzić stosunkowo duże replayability.
W trakcie jednego przejścia nie uda nam się ukończyć wszystkich wątków, więc by
to zrobić musimy rozpocząć przygodę od nowa. Niby jest to takie sobie
rozwiązanie, ale po przejściu gry raz, byłbym w stanie to zrobić, gdyby nie
piętrząca się kupka wstydu.
Weakless
(Xbox One)
Gatunek:
Przygodowa
Developer:
Punk Notion i Cubeish Games
Rok
wydania: 2019r.
Dostępne
wyłącznie na Xbox One (wersję PC zapowiedziano na 2020r.)
Moją
recenzję Weakless dla serwisu gamerweb.pl przeczytacie tutaj
Za
każdym razem, kiedy myślę o Weakless muszę powstrzymywać się od puszczenia w
eter żartu tak słabego, że nawet ja krzywię się tylko rozważając jego wypowiedzenie.
Jest to psikus słowny związany zarówno z tytułem samej gry oraz jej jakością,
która, uprzedzę nieco fakty, jest dosyć dyskusyjna. Ja grając byłem załamany, lecz
czytałem też teksty wychwalające tę produkcję. Z przykrością musze jednak
stwierdzić, że nie potrafię Weakless lubić, bo dla mnie jest to po prostu
Weakmore. Auć, wypowiedzenie tych słów aż mnie zabolało.
Niech
to jednak będzie swoista kropka na końcu zdania, bo do Weakless nie bardzo chcę
już wracać. Jest to bowiem tak bardzo nijaka, niezmierzająca w żadnym kierunku papka,
że w tym przypadku niedługi czas trwania to olbrzymi plus. Lubię artystyczne
gry z przekazem. Świetnie bawiłem się w Rime, Abzu czy masie innych tego typu produkcji.
Różnica polega jednak na tym, że w przeciwieństwie do Weakless były one
zrealizowane dobrze i dawały graczowi poczucie, że zmierzają ku jakiemuś większemu
celowi czy też odkryciu.
W
Weakless tego brakuje. Cel naszej podróży staje się dla nas jasny dopiero,
kiedy docieramy do finału. Wcześniej po prostu w pewnym momencie idziemy na plemienną
imprezę, salę zalewa czarna maź, a my budzimy się jakiś czas później i
zaczynamy iść przed siebie rozwiązując napotkane na naszej drodze proste
zagadki. Nie pomaga w tym wszystkich nawet fakt, że pomysł na gameplay jest
całkiem interesujący – otóż kierujemy dwójką bohaterów. Jeden jest ślepy, a
drugi głuchy. Jednak jedyna konsekwencja z tego wynikająca to fakt, że przez
większość czasu nie słyszymy muzyki, bo grając, fajnie byłoby coś widzieć poza zarysami
otoczenia.
Olbrzymim
problemem jest też warstwa techniczna gry. Notoryczne chrupanie oraz błędy
umożliwiające lewitowanie nad przepaścią to niestety najmniejsze z
uciążliwości, które czekają na graczy. Dużo boleśniejsze są bugi
uniemożliwiające progresję w fabule. Przez pół godziny dreptałem w te i we w te
szukając jakiegoś ukrytego przełącznika, przejścia czy czegokolwiek, co
popchnęłoby mnie w dobrym kierunku. Kiedy jednak spróbowałem wczytać poprzedni
punkt kontrolny, okazało się, że po prostu gra postanowiła wcześniej nie
rejestrować moich uderzeń patykiem w metalowe płyty powiązane z zagadką. Dodatkowo
wspinając się na cokolwiek możemy zablokować sobie postać wciskając jakikolwiek
przycisk w trakcie animacji skoku, co skutkuje zawiśnięciem bohatera w
bezruchu.
Nie
grajcie w to, szkoda Waszego czasu.
Touring
Karts (PlayStation 4
+ PSVR)
Gatunek:
Wyścigi gokartów
Developer:
Ivanovich Games
Rok
wydania: 2019r.
Dostępne
także na PC
Moją
recenzję Touring Karts dla serwisu gamerweb.pl przeczytacie tutaj
Nie
licząc moich pierwszych gier VR, jest to pierwszy tytuł, który był blisko
złamania mnie. Mam dość mocny żołądek, więc problemy z błędnikiem raczej mnie
nie spotykają, a jeżeli już to czuję po prostu śmieszne mizianie w brzuszku. W
końcu jednak trafiła kosa na kamień i okazało się, że połączenie gokartówki
oraz gogli wirtualnej rzeczywistości, choć z pewnością jak najbardziej
pozytywne, potrafi nieźle namotać z naszym błędnikiem.
Na
całe szczęście dla mnie VR w Touring Karts to całkowicie opcjonalny tryb i
tytuł ten można bezproblemowo odpalić na telewizorze. Nie jest to jednak
zalecane. Cały urok tej gry polega właśnie na możliwości znalezienia się w
centrum akcji, którą dotychczas w tytułach pokroju Mario Kart mogliśmy
wyłącznie obserwować zza naszego bolidu. Touring Karts odarte z tej
funkcjonalności niestety rozczarowuje, okazując się być brzydkim i niezbyt
interesującym klonem wspomnianego wyżej klona Kart Racerów. W dodatku lubi się
on zaciąć tuż po wyścigu, wymuszając zrestartowanie gry. Mógłbym jeszcze na to
przymknąć oko, gdyby zdarzało się to sporadycznie, ale w ciągu godzinę musiałem
robić to aż siedem razy, a to już jest chyba lekka przesada, nie uważacie?
Komentarze
Prześlij komentarz