Opowieści wojenne (177)

 

Historie wojenne wcale nie muszą być niezwykle bombastycznymi opowieściami, by zainteresować sobą odbiorców. Ba, uważam wręcz, że niekiedy sięgnięcie po nieco bardziej przemielony konflikt zbrojny może paradoksalnie sprawić, że fabuła nabierze rumieńców, bo scenarzyści będą musieli wspiąć się na wyższy poziom kreatywności. W końcu nikogo już nie zaskoczy zwycięstwo aliantów w czasie drugiej wojny światowej, a i pobudki kierujące Niemcami stały się już w pewnym stopniu banałem – ot, kolejny podbój świata. Toteż skupienie się w powracającym do korzeni serii Call of Duty: WWII na historii zaledwie jednego oddziału było strzałem w dziesiątkę.

Innym sposobem opowiadania historii w grach, tym razem zarezerwowanym wyłącznie dla interaktywnej rozgrywki, jest oddanie pisarskiego pióra w ręce graczy, którzy sami w trakcie wieloosobowych starć pisać będą swoje własne, niezwykłe historie. Toteż choć Chivalry 2 tło fabularne posiada, zdecydowanie ciekawsze okazały się dla mnie moje chaotyczne boje na średniowiecznych polach bitew.

Posłuchajcie…

Call of Duty: WWII

Gatunek: FPS

Developer: Sledgehammer Games

Rok wydania: 2017r.

Grałem na: PC

Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4

Myślę, że to najwyższa pora, by w końcu na dobre przeprosić się z tematyką drugiej wojny światowej w grach. Wprawdzie kilka lat temu mieliśmy na tym polu pewne przebłyski, czego efektem jest chociażby właśnie Call of Duty: WWII, ale branża stosunkowo szybko wróciła do utartej już formuły współczesno-futurystycznych FPS-ów. Wielka szkoda, bo czuję, że naprawdę potrzebne jest nam jakieś odświeżenie. Mam bowiem wrażenie, że historia zatoczyła niestety koło i tak jak piętnaście lat temu rynek przesycony był drugowojennymi strzelankami, tak obecnie podobną sytuację mamy w kontekście wojny współczesnej. Toteż tym bardziej doceniam produkcje pokroju Call of Duty: WWII, które pozwalają przenieść mi się do czasów, kiedy wojna była prostsza – pozbawiona gadżeciarstwa i z do bólu klasycznym przeciwnikiem w postaci Niemców. Może się wydawać, że przez prawie sto lat historii powiedziano o tamtych wydarzeniach niemal wszystko, ale osobiście uważam, że jest nam jeszcze do tego całkiem daleko.

Świetnym tego przykładem jest właśnie WWII, które, niczym zapomniane już Brothers in Arms, nie skupia się na samym konflikcie, lecz bierze pod lupę historię jednego oddziału amerykańskich żołnierzy, trafiającym na front w momencie lądowania w Normandii. Dostajemy więc jasno określonego protagonistę – zwyczajnego chłopaka z teksańskiej wsi – i grupkę jego przyjaciół, którzy w przeciągu kolejnego roku zmierzą się z okrucieństwem wojny, walcząc nie tylko z wrogiem, ale niekiedy także ze sobą. Skupienie się wyłącznie na historii jednego oddziału sprawia, że szybko zżywamy się z naszymi towarzyszami i autentycznie przejmujemy się ich losem. Co prawda, nie jest to oscarowy scenariusz, ale opowieść śledzi się z niemałym zainteresowaniem, bo upchnięto tu masę wątków pobocznych związanych z dawnym życiem poszczególnych bohaterów. Ot, chociażby sierżant Pierson, o którym krążą pogłoski, że swoją niekompetencją doprowadził do śmierci poprzedniego oddziału pod jego dowództwem, co ma mieć bezpośredni wpływ nie tylko na jego zachowanie, ale również na jego reputację wśród podkomendnych.

Nie oznacza to jednak, że WWII całkowicie rezygnuje z epickich scen akcji i przerzucania gracza pomiędzy różnymi bohaterami. Większość czasu spędzamy w skórze szeregowego Danielsa, ale na kilka krótkich chwil przyjdzie nam wcielić się także w dowódcę czołgu, pilota myśliwca, czy członkinię ruchu oporu infiltrującą niemiecki sztab w Paryżu (śmiem twierdzić, że jest to protoplasta fenomenalnej misji w siedzibie KGB z Black Ops Cold War). Widać też, że jest to nowożytne Call of Duty, bo choć klimatem oraz czasem i miejscem akcji mocno odwołuje się do korzeni serii, tak już sam scenariusz przepełniony jest pełnymi dramaturgii, epickimi scenami akcji oraz wybuchami. Ot, świetnym przykładem jest znana ze zwiastuna scena wykolejenia pociągu, której nie powstydziłby się sam Michael Bay. Jednak bez obaw, scenarzystom udało się odnaleźć właściwy balans, więc tego typu momenty nie męczą, ponieważ chwilę później zazwyczaj dostajemy moment na wyciszenie się, przekradając się pomiędzy przeciwnikami lub po prostu rozmawiając z kompanami w obozie na chwilę przed rozpoczęciem operacji.

Nie jest to oczywiście tytuł idealny i wolałbym, by pewne wątki przedstawiono wcześniej, aby mogły one mocniej wybrzmieć na koniec, ale w ogólnym rozrachunku jest to chyba jedno z najlepszych Call of Duty, w jakie przyszło mi zagrać w ostatnim czasie. Z naprawdę kapitalną kampanią idzie bowiem w parze całkiem przyjemny, choć obecnie nieco już opustoszały tryb wieloosobowy, a i zombiaki dość zaskakująco wciągnęły mnie na kilka dobrych godzin, oferując tutaj rozgrywkę zdecydowanie mocniej nastawioną na wykonywanie zadań. W dodatku Call of Duty: WWII brzmi i wygląda po prostu obłędnie. Ośnieżone okopy w Ardenach, spowite mgłą lasy gdzieś we Francji, zrujnowane niemieckie miasta… Ach, ileż bym dał, by twórcy gier częściej sięgali w swoich grach po ten okres historyczny…

Chivalry 2

Gatunek: Slasher FPP

Developer: Torn Banner Studio

Rok wydania: 2021r.

Grałem na: Xbox Series X

Gra dostępna również na: Xbox One, Xbox Series S, PlayStation 4, PlayStation 5, PC

Miecze, topory, buzdygany, halabardy, kusze… Przecież tym to się dzieci na podwórku bawią! Obciąć przeciwnikowi głowę mieczem czy przebić mu serce celnym strzałem z łuku potrafi każdy. No, może nie z taką samą wprawą, ale jednak nie jest to coś nadzwyczajnie trudnego. Prawdziwy wojownik nie ogranicza się zatem do tak prostackich narzędzi mordu, sięgając raczej po nieco bardziej ekstrawagancką broń, celem pokazania swojego kunsztu i wspaniałości. W końcu tylko najmocarniejszy woj powali przeciwnika posłaną w jego kierunku świeżo wyłowioną rybą lub złapanym, wciąż pogdakującym kurczakiem, a w co bardziej drastycznych przypadkach, głową jednego z jego kamratów.

Wbrew pozorom, Chivalry 2 nie jest kolejną „zwariowaną” grą sieciową, w której gracze okładają się po pyskach makrelami. Znalazło się tu miejsce na nieco luźniejsze podejście do tematu, ale tytuł ten to wciąż dość realistyczny „symulator” rycerza, w którym podstawą jest klasyczna broń biała, ewentualnie długa. Kapitalny i rozbudowany system walki bogaty w różne typy ataków, bloków i ripost sprawia, że w Chivalry 2 gra się zaprawdę miodnie. Olbrzymia w tym też zasługa oparcia rozgrywki o zaliczanie kolejnych celów i podzielenie drużyn na atakującą i broniącą. Toteż w trakcie zabawy nieustannie coś się dzieje, coś się zmienia. Mapy są olbrzymie, więc niektóre batalie potrafią trwać dobrą godzinę, w trakcie której bez przerwy trzeba być czujnym, bo chwila nieuwagi może kosztować naszą drużynę zwycięstwo.

Połączenie wszystkich tych cech skutkuje tym, że Chivalry 2 staje się niejako generatorem niesamowitych historii, które organicznie tworzą się w trakcie rozgrywki. Desperacka próba ujścia z życiem po tym, jak przeciwnik wytrącił ci miecz z rąk, cudem zakończona zwycięsko dzięki wyjętemu pośpiesznie nożykowi. Posłanie śmiertelnej strzały między oczy napastnika, w momencie gdy ten wykonywał zamach, by obciąć ci głowę. Poczucie rozpierającej pierś dumy, gdy niczym Podbipięcie udało ci się ściąć trzy łby jednym machnięciem miecza. Nawet tak proste momenty jak rozpoczynające niektóre mecze nacieranie na siebie dwóch armii, pełne bojowych okrzyków, latających odnóży, pełzających rannych i przypadkowego ranienia sojuszników w całym tym chaosie robi olbrzymie wrażenia. Dawno żadna inna gra nie dostarczyła mi podobnych doznań, co właśnie Chivalry 2. Mam tylko nadzieję, że moja narzeczona nie zmieniła o mnie swojego zdania po tym, jak zobaczyła mnie śmiejącego się maniakalnie i rzucającego w przeciwników głowami ich kompanów…

Komentarze

Popularne posty