Adrenalinum (216)
Ghostrunner
to czysta adrenalina w cyberpunkowym wydaniu, która uzależniła mnie od siebie
przeszło rok temu, w momencie swojej premiery. Niezmiernie cieszy mnie zatem,
że dodatek Project_Hel trzyma równie wysoki poziom i uzależnia tak samo mocno.
A choć całość jest nieco łatwiejsza od oryginału, to i tak doceniłem chwile
wytchnienia przy Defense Zone HD – nadzwyczaj przyjemnym tower defensie.
Posłuchajcie…
Ghostrunner: Project_Hel
Dodatek
Deweloper: One
More Level
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: PC
Gra
dostępna także na: Xbox Series X|S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4,
Nintendo Switch
O Ghostrunner: Project_Hel opowiadac będę także w 23. epizodzie TrójKastu
Wstyd
się przyznać, ale przez ostatnie półtora roku zdążyłem niemalże całkowicie
zapomnieć o Ghostrunnerze. Znaczy się, pamiętałem o nim, ciepło wspominając
spędzone z nim chwile, ale w mojej pamięci kompletnie zatarło się to, czym tak
bardzo wówczas mnie zauroczył. To jednak nie wina samej gry, a wyłącznie moja,
bo przechodząc co roku dziesiątki produkcji, nie potrzeba zbyt wiele, by nawet
te najlepsze zostały wyparte przez konkurencję. Na całe szczęście nie tak dawno
temu One More Level wypuściło Project_Hel – dodatek, który skutecznie
przypomniał mi, dlaczego wybrałem Ghostrunnera swoją grą 2020 roku.
Ponownie
wszystko dookoła mnie przestało istnieć w zaledwie kilka chwil od rozpoczęcia
rozgrywki, a mój umysł zahipnotyzowały barwne neony i dudniąca, elektroniczna
muzyka, pozwalając przejąć pełnię kontroli nad swoimi palcami wspomaganemu
przez pamięć mięśniową instynktowi. Ghostrunner to bowiem produkcja, w której w
tracie kolejny potyczek nie ma zbyt wiele czasu na myślenie. Jasne, przed
wyruszeniem w boj należy obrać jakąś taktykę, ale dużo ważniejsza jest
umiejętność dostosowania się w locie do sytuacji na polu walki. Bez tego
zwyczajnie zginiemy, a o to przecież niełatwo, bo wystarczy jedno trafienie, by
posłać nas w niekończącą się nicość. Na szczęście to samo tyczy się
przeciwników, a odrodzenie trwa tu dosłownie sekundę.
Dla
wielu olbrzymim rozczarowaniem z pewnością będzie fakt, że kampania Project_Hel
jest zdecydowanie łatwiejsza od oryginału, bo choć wciąż należy się nieco
natrudzić, by przebrnąć przez kolejne areny, to już zdolności nowej bohaterki
znacząco sprawę ułatwiają. Ani razu nie spędziłem na żadnej z potyczek więcej
niż kilku minut, przez co całość zamknąłem w niecałe trzy godziny. Szczerze?
Kompletnie mi to nie przeszkadza. Project_Hel nadal nie jest samograjem, więc
bezustannie doprowadzał mnie na skraj przedawkowania adrenaliny, ale
jednocześnie pozwalał poczuć, że tytułowa Hel jest maszyną dosłownie stworzoną
do zabijania, która w sztuce tej osiągnęła niemalże perfekcję.
Niższy
poziom trudności to zatem mój jedyny „zarzut” wobec Project_Hel. Wprawdzie
czepić mógłbym się jeszcze tego, że ponownie popychające fabułę do przodu
dialogi puszczano niekiedy w trakcie potyczek, co utrudniało ich odbiór, ale
cała, stanowiąca prequel oryginału historia i tak okazała się być tu dużo
łatwiej przyswajalna. Do tego znów arcykapitalna muzyka i przepięknie
zaprojektowane lokacje, które bezustannie oczarowywały mnie swoim piękne. Zatem
ponownie zakochałem się w Ghostrunnerze i jeżeli jeszcze w niego nie zagraliście,
to ja naprawdę nie wiem, na co czekacie. Zwłaszcza, że do gry dodano kilka
opcjonalnych asyst, więc nawet jeśli nie lubicie wyzwań, powinniście spróbować.
Defense Zone HD
Gatunek: Tower
defense
Deweloper:
Artem Kotov
Rok
wydania: 2020 (HD), 2014 (oryginał)
Grałem
na: Android
Gra
dostępna także na: PC, iOS
Gry
z gatunku tower defense nie goszczą na moich sprzętach zbyt często, o czym
poświadczyć może chociażby fakt, że w trakcie czterech lat prowadzenia bloga,
nie napisałem o ani jednej. Przyznam się, że do pewnego stopnia zawsze
dyskryminowałem tego typu produkcje, myśląc o nich jako o mało znaczących i
raczej prościutkich, flashowych giereczkach, a nie pełnoprawnych produkcjach. W
przypadku Defense Zone niechęć tę dodatkowo podsycał fakt, że tytuł ten
pierwotnie ukazał się na smartfonach i w pewnym momencie rozdawany był za
darmo.
Największą
zaletą niemienia racji jest to, że często można się dzięki temu miło zaskoczyć,
o ile tylko mamy wystarczająco otwarty umysł, by przyznać się do pomyłki. W
moim przypadku, Defense Zone udowodniło mi, że gatunek tower defense to nie
tylko głupkowate klikanie, a prostota rozgrywki w połączeniu ze narzucanymi nam
przez nią ograniczeniami, sprawiają, że absolutnie nie można tutaj wyłączyć
myślenia. Każdy poziom to swego rodzaju łamigłówka, którą należy rozwikłać,
zmyślnie obracając gotówką i odpowiednio rozstawiając kolejne wieżyczki obronne
na mapie. Jeżeli nam się to uda, przez nasze zasieki nie przedrze się nikt, a
wybrzmiewający na końcu każdej mapy gitarowy riff tylko zwielokrotni naszą
satysfakcję z wygranej. Jeżeli nam się jednak nie powiedzie, trudno będzie
sobie odmówić jeszcze jednej szybkiej rundki przed snem.
Chyba
nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, jak wiele frajdy potrafią dać tak proste
mechanicznie gry. Defense Zone nie posiada żadnej otoczki fabularnej, a poza
kręceniem coraz to lepszych wyników na kolejnych mapach nie ma tutaj absolutnie
nic do roboty. Niby prosta gierka, a momentami wciągała mnie bardziej niż
kolejne odsłony Call of Duty, Assassin’s Creed, czy dowolnej innej,
wysokobudżetowej serii. Może to jakaś oznaka mojego starzenia się i
postępującej każualizacji, ale jestem już chyba na tyle dojrzały, by się tego
nie wstydzić. Cóż, przynajmniej dopóki nie przepadnę w Candy Crush Saga. Wtedy
może być już dla mnie za późno…
Komentarze
Prześlij komentarz