Totalna destrukcja (215)

 

Nostalgiczny powrót do Carmageddon TDR 2000, a przy okazji pierwsze zetknięcie z dodatkiem The Nosebleed Pack, nie do końca poszedł po mojej myśli, bo liczne problemy tej jakże brutalnej ścigałki sprawiły, że wręcz zapłonąłem z frustracji. Dobrze, że nie dosłownie, bo po moich doświadczeniach ze strażakami z kooperacyjnego Embr, mam pewne obawy, co do pomocy ze strony straży pożarnej. Na szczęście wystarczyło policzyć do dziesięciu, by się uspokoić, w czym świetnie sprawdziło się w każdej innej sytuacji kompletnie bezsensowne click to ten.

Posłuchajcie…

Carmageddon TDR 2000

Gatunek: Wyścigi

Deweloper: Torus Games

Rok wydania: 2000

Grałem na: PC

Gra dostępna wyłącznie na PC

Byłem zdecydowanie zbyt młody, kiedy rodzice wręczyli mi płytę z Carmageddonem TDR 2000. Nie tylko ze względu na epatowanie przez ów tytuł przerysowaną przemocą, ale też dlatego, że byłem wówczas zbyt głupi, by zrozumieć, co powinienem w niej w ogóle robić. W efekcie na długo utknąłem w pierwszej lokacji, spędzając na jej eksplorowaniu zdecydowanie więcej czasu, niż powinienem. Mapa Hollowood na dobre wyryła mi się w pamięci i przez długie lata z lubością wspominałem uliczny armageddon, siany przy pomocy czerwonego samochodu z „irokezem” na terenie tego dziwacznego zlepku amerykańskiego miasteczka, stunt parku i dzikiego zachodu.

Powrót, choć początkowo zachwycający, nie okazał się jednak tak przyjemny, jak pierwotnie zakładałem. To niestety jedna z tych produkcji, które najlepiej pozostawić w odmętach przeszłości, bo czas nie okazał się być dla nich zbyt łaskawym. Jednym z poważniejszych z dzisiejszej perspektywy problemów jest przede wszystkim fakt, że fizyka zdaje się być tu związana z liczbą wyświetlanych klatek, przez co na obecnych, zdecydowanie mocniejszych sprzętach Carmageddon TDR 2000 po prostu szaleje. Uderzenia w przeciwników przestają zadawać obrażenia, podczas gdy oni są w stanie zmieść nas z powierzchni Ziemi lekki stuknięciem, a dodatkowo niekiedy zahaczenie o element otoczenia potrafi wysłać nas w kosmos lub po prostu zabić. Nieco pomaga sprzętowe wymuszenie synchronizacji pionowej, ale działanie gry nadal pozostawia wiele do życzenia.

Bądźmy jednak sprawiedliwi, nie jest to wina gry samej w sobie. Ale i bez tego, wciąż ma ona zdecydowanie więcej za uszami. Nie jestem fanem chociażby projektu odwiedzanych lokacji. Tych mamy zaledwie dziewięć, co wypada dość blado w zestawieniu z 36 poziomami z oryginalnego Carmageddona. I jasne, są one zdecydowanie bardziej rozbudowane, a większość z nich oferuje sześć wyzwań do pokonania, ale to nadal zaledwie dziewięć, bardzo podobnych do siebie wizualnie lokacji. Wprawdzie jeździ się po nich bardzo przyjemnie, bo model jazdy oraz zniszczeń uległ zdecydowanej poprawie względem poprzedników, lecz trudno w pewnym momencie nie poczuć znużenia…

…lub irytacji, bo Carmageddon TDR 2000 nie jest najlepiej zaprojektowaną grą. Zupełnie poronionym pomysłem było wepchanie do gry misji fabularnych, w których zamiast brać udział w brutalnym wyścigu, zajmujemy się jakimiś pierdołami pokroju niszczenia nadajników satelitarnych, rozjeżdżaniu oznaczonych przechodniów, lub zbieraniu rozsianych po mapie przedmiotów. Kompletnie nie współgra to z ideą Carmageddona, a przecież misje te stanowią połowę zawartości kampanii. Co gorsza, jej druga połowa, czyli wyścigi, to również loteria ze względu na często fatalny balans. Jedne zawody kończymy z palcem w nosie, by chwilę później przez godzinę silić się na osiągnięcie celu w wyznaczonym czasie. Wspomniane wcześniej problemy techniczne wyłącznie to utrudniają. Zatem, choć bawiłem się lepiej niż pryz oryginale, Carmageddon TDR 2000 możecie sobie opuścić.

Carmageddon TDR 2000: The Nosebleed Pack

Dodatek

Deweloper: Torus Games

Rok wydania: 2001

Grałem na: PC

Dodatek dostępny wyłącznie na PC

Niemałą zagadkę stanowi dla mnie tytuł tego rozszerzenia. Jestem sobie w stanie mniej więcej wyobrazić, że twórcom chodziło o skojarzenie z krwią, ale nie da się ukryć, że krwotok z nosa jest dość mało „hardkorowy”. Raczej kojarzy się to z nadmiernym podnieceniem napalonego samca, aniżeli z brutalnym rozjeżdżaniem przechodniów na pasach. Może twórcom chodziło zatem o to, że na widok zawartości The Nosebleed Pack krew wręcz tryśnie nam z ekscytacji z nosów? Cóż, jeżeli taki był ich zamysł, to chyba odrobinę przestrzelili.

Zawartości nie ma tu niestety zbyt dużo – dostajemy bowiem zaledwie trzy singlowe mapy, jedną do pohulania po sieci, a także garść dodatkowych pojazdów. Tym samym Carmageddon TDR 2000 po raz kolejny wypada blado w porównaniu z oryginałem – rozszerzający go Splat Pack oferował bowiem aż 21 nowych tras. Toteż gdybym zmuszony był do kupienia The Nosebleed Pack osobno, najpewniej nie byłbym zachwycony, ale na szczęście jakiś czas po premierze twórcy udostępnili go w zupełności z darmo, dzięki czemu nie ma najmniejszych powodów, by  po niego nie sięgnąć.

Zwłaszcza, że skromną zawartość, The Nosebleed Pack nadrabia jakością. Wyrwane wprost z lat dwudziestych ubiegłego wieku portowe miasteczko oraz tor NASCAR stanowią miłą odmianę po postapokaliptycznych krajobrazach podstawki, a powracające, pełne obrzydliwych widoków piekło cieszy swoim niepowtarzalnym klimatem. Na uwagę zasługują również niezwykle różnorodne samochody. Twórcy zaszaleli, bo dostajemy między innymi klasyczny bolid wyścigowy, kultowego mini morrisa Jasia Fasoli, a nawet wielką maszynę parową i metalowego rekina na kołach. Przydatne okazały się zwłaszcza te dwa ostatnie, stanowiące najcięższe pojazdy w grze, dzięki czemu z łatwością zmiatają przeciwników z planszy. A jako, że wehikuły z dodatku bez przeszkód można wykorzystać w wyścigach z podstawki, to choć trochę uprzyjemniły mi rozgrywkę.

Embr

Gatunek: “Strzelanka”

Deweloper: Muse Games

Rok wydania: 2021

Grałem na: Xbox Series X

Gra dostępna również na: Xbox One, PlayStation 4, Nintendo Switch, PC

O Embr opowiadać będę także w 22. epizodzie podcastu TrójKast

Pomysł na Embr jest równie kuriozalny, co fantastyczny. Wyobraźcie sobie bowiem, że właśnie płonie wasz dom, z wami wewnątrz na dodatek. Na szczęście, niedługo po zgłoszeniu pierwszych oznak pożaru na miejsce przyjeżdża straż pożarna. Jesteście uratowani, myślicie, więc ze spokojem rozsiadacie się na kibelku lub wyciągacie smartfona, by zabić czas w oczekiwaniu na nadchodzącą pomoc. Nie zauważyliście jednak, że strażacy przyjechali nie wozem strażacki, lecz półciężarówką, a ich priorytetem jest nie ugaszenie szalejącego ognia, ale zapakowanie na pakę samochodu najcenniejszych mebli z waszego domu. Dostrzegacie to dopiero, kiedy jeden z „wybawców” rzucił was niczym wór ziemniaków na rozłożone przed domem materace.

Embr nawet nie udaje, że jest poważną grą, a całe to ratowanie ludzi z opresji jest farsą w najczystszej postaci. Zresztą nawet bohaterowie pracują dla tytułowej, prywatnej firmy, która konkuruje na rynku „o klienta” z innymi, parającymi się tą samą robotą korporacjami. Jest więc wesoło, bo do dyspozycji dostajemy komplet ciekawych gadżetów, które mają nam pomóc w uzyskaniu jak najwyższej oceny za ratunek – od standardowych gaśnic i toporów, aż po dziwadła pokroju wyrzutni kostek lodu oraz granatów wodnych. Do tego masa różnego rodzaju łaszków i dodatków do samochodów z konkretnymi efektami tylko powiększają liczbę możliwych podejść do problemu.

Zważcie jednak na to, że Embr to gra przeznaczona przede wszystkim do gry w kooperacji (niestety wyłącznie sieciowej) i gracz singlowy nie ma tu w zasadzie czego szukać. Bez rubasznych śmichów-chichów z koleżkami na słuchawce, Embr pozostaje wyłącznie dziecinnie prostą gierką o wyrzucaniu ludzi przez okno z płonącego domu. Kompletnie nie rozumiem przy tym braku  kanapowej kooperacji, do której ów tytuł wydaje się wręcz stworzonym ze względu na swój raczej familijny charakter. Niby nie bawiłem się w pojedynkę źle, bo poza nieco zbyt powtarzalnymi misjami i średnio udanym sterowaniem jest to tytuł jak najbardziej okej, ale nie zmienia to faktu, że wolałbym kraść telewizory z płonących domów wraz ze swoją narzeczoną, a nie samotnie.

click to ten

Gatunek: Klikanie

Deweloper: funl, cheman

Rok wydania: 2022

Grałem na: PC

Gra dostępna wyłącznie na PC

O click to ten opowiadać będę także w 22. epizodzie podcastu TrójKast

To, że Steam codziennie zalewany jest masą szrotu, wiemy doskonale wszyscy. Nie zmienia to jednak faktu, że to, jakie produkcje trafiają do cyfrowego sklepu Valve, nie przestaje mnie zadziwiać. No, bo spójrzcie na click to ten, które na dobrą sprawę trudno jest nazwać grą – klikasz dziesięć razy, program się wyłącza. Zero sensu, zero głębszego przesłanie, zero czegokolwiek. To produkt tak dziwny w swojej bezsensowności, że absolutnie nie jestem sobie wyobrazić, kto i po jakiego grzyba coś takiego stworzył…

Komentarze

Popularne posty