Kokainum (144)

 

Cyberpunk 2077 został w prawdzie przesunięty na grudzień, ale nie jest to żaden powód do zmartwień, bo cyberpunkową niszę wypełnił niespodziewanie inny wyśmienity polski tytuł – Ghostrunner. Choć nie jest to gra tak przystępna jak produkt CDProjekt Red, bo łączy w sobie cechy wymagającego slashera i platformówki, ale i tak z pewnością na stałe zapisze się do kanonu obowiązkowych polskich gier.

Równie mocno zaskoczyło mnie także Chicken Police, czyli utrzymana w stylistyce kina noir powieść wizualna, w której śledzimy losy koguciego detektywa. Świetna historia, genialny styl i kapitalna muzyka – cudo!

Cudem natomiast nie jest niestety ani okrutnie kiepski horror Remothered: Broken Porcelain, ani nieco zbyt nijaki dodatek American Wilds do MudRunner. Obiecuję, że to ostatni wpis o jeżdżeniu ciężarówkami po błocie. Na jakiś czas…

Posłuchajcie…

Ghostrunner

Gatunek: Platformówka/Slasher

Developer: One More Level

Rok wydania: 2020r.

Grałem na: Xbox One

Gra dostępna także na PlayStation 4, Nintendo Switch oraz komputerach PC

Moja recenzja Ghostrunner dla Gamerweb.pl

Są takie gry, które można by określić jako czystą kokainę branży rozrywkowej. To tytuły, które dzięki swojemu wysokiemu poziomowi trudności oraz dynamicznej rozgrywce, przykuwają gracza do fotela, wręcz zmuszając go do ciągłego grania poprzez pompowaną do jego krwi adrenalinę. Większość z tych gier łączy jedno – połączenie rytmicznej muzyki z szybką rozgrywką. Jedną z tego typu produkcji w pewnym stopniu był chociażby Doom z 2016 roku, a w stopniu znacznym choćby troszkę mniej znane Electronic Super Joy, urocza pixel-artowa platformówka o techno czarodzieju, który ukradł nam tyłek (poważnie). Ghostrunner to natomiast połączenie najlepszych cech tych dwóch tytułów – brutalnego i widowiskowego gameplayu oraz genialnej, elektronicznej muzyki.

Dawno już nie grałem w grę, która dawałaby mi poczucie bycia „przekozakiem” równie często, co polski Ghostrunner. Tytuł ten łączy w sobie cechy slashera i platformówki, dorzucając szczyptę soulsowego poziomu trudności. Wystarczy bowiem zaledwie draśnięcie, by zginąć, ale tyczy się to także przeciwników, więc gra jest pod tym względem fair. To z resztą jej najważniejsza cecha, która pozwala jej tak mocno przyciągać gracza do konsoli. Żadne z postawionych przed graczem wyzwań nie sprawia wrażenia nieosiągalnego, dzięki czemu bardzo szybko grający zaczyna cierpieć na tzw. „syndrom jeszcze jednej tury”, bo przecież teraz na pewno się uda, prawda?

Uczucie to potęgowane jest zarówno przez łupiący w głośnikach synthwave, jak i fakt, że wizualnie Ghostrunner potrafi zachwycić. Nie mówię tu nawet o ślicznych widoczkach neonowego miasta przyszłości, ale o samej rozgrywce, bo biegając po ścianach, szybując w powietrzu dzięki specjalnej lince z hakiem i tnąc na kawałeczki kolejnych, różnorodnych oponentów, nietrudno odnieść wrażenia jakobyśmy oglądali dobry film akcji. Dorzućcie do tego całkiem interesującą, choć niezbyt odkrywczą i gubiącą się w akcji fabułę, a otrzymacie pretendenta do zdobycia statuetki na kolejnych The Game Awards.

Chicken Police

Gatunek: Powieść wizualna

Developer: The Wild Gentlemen

Rok wydania: 2020r.

Grałem na: PC

Gra dostępna także na PlayStation 4, Nintendo Switch, Xboksie One oraz komputerach Mac

Moja recenzja Chicken Police dlaGamerweb.pl

Już w momencie pierwszych zapowiedzi Chicken Police zdobyło nieco rozgłosu dzięki wybranej przez twórców stylistyce, którą doskonale znają fani BoJacka Horsemana. Akcja Chicken Police osadzona została bowiem w świecie zamieszkałym przez antropomorficzne zwierzęta, czy też raczej ludzi ze zwierzęcymi głowami, utrzymanym w stylistyce kina noir. Oznacza to zatem czarno-białą kolorystykę, detektywów w płaszczach i technologię lat 50. Jest to zdecydowanie najmocniejsza strona Chicken Police, co wcale jednak nie oznacza, że jedyna, bo tych jest tutaj znacznie więcej.

Tytuł ten to przede wszystkim naprawdę dobra i wciągająca historia detektywistyczna, czerpiąca garściami z filmów kina noir, często pozwalając sobie na drobne uszczypliwości. Gracz w mig wychwyci znane z wielkiego ekranu klisze i utarte schematy. Ponura narracja doświadczonego i zmęczonego życiem detektywa, tajemnice przeszłości, trzęsący miastem gangsterzy, a do tego seks i alkohol – wszystkie te dobrze znane elementy znajdziecie i tutaj. Myli się jednak ten, kto uważa, że Chicken Police to zaledwie połączeniem ogranych już elementów. Może i tytuł ten został zbudowany na fundamentach położonych przez reżyserów ubiegłego wieku, ale cała reszta stoi tu na własnych nogach.

To przede wszystkim świetna historia o zawieszonym w służbie kogucie detektywie, który podejmuje się tego „jeszcze jednego” zadania, by pomóc lokalnej gwieździe kabaretu w wytropieniu osoby, wysyłającej jej pogróżki. Mnóstwo tu zwrotów akcji i przesłuchiwania świadków, ale dialogi napisane są w taki sposób, że jest to czysta przyjemność. Zdarzają się pomniejsze zgrzyty, jak niekiedy zbyt mało czytelne intencje twórców za opcjami dialogowymi do wyboru w czasie przesłuchania czy wepchnięte nieco na siłę dwie sekwencje strzelane. Nie zmienia to jednak faktu, że przez zdecydowaną większość czasu bawiłem się wręcz wybornie, chłonąc gęsty klimat czarnego kryminału, a samo zakończenie zostawiło mnie z poczuciem niedosytu. Nie dlatego, że historia została urwana, a dlatego, że tak dobra była i po prostu mam ochotę na kolejną opowieść osadzoną w tym cudownie dziwacznym świecie.

Remothered: Broken Porcelain

Gatunek: Survival horror

Developer: Stormind Games

Rok wydania: 2020r.

Grałem na: PlayStation 4

Gra dostępna także na Xboksie One, Nintendo Switch oraz komputerach PC

Moja recenzja Remothered: Broken Porcelain dla Gamerweb.pl

Lubię dawać szansę mniejszym, ambitnym studiom. Nie każdy developer musi operować znacznym budżetem, a przecież i tak ilość wywalonej na projekt kasy nie jest wyznacznikiem jakość. Ekhu, Anthem, ekhu! Wiele niesamowitych perełek odkryłem dzięki takiej postawie i Remothered: Broken Porcelain zapowiadało się na kolejną z nich. W końcu survival horror z rozbudowaną fabułą i całkiem nieźle prezentującymi się zwiastunami po prostu nie mógł się nie udać, prawda?

A jednak, Remothered: Broken Porcelain to jedna z najgorszych gier, w które przyszło mi zagrać w tym roku. Możecie się w tym miejscu podrapać po głowie, patrząc na zdjęcia i zwiastuny, bo przecież tytuł ten wygląda na nich naprawdę okej. I to jest właśnie najgorsze, bo niestety po jego uruchomieniu cała ta fasada pęka niczym tytułowa porcelana. Poza sporym potencjałem oraz świetną muzyką Remothered: Broken Porcelain nie posiada żadnych pozytywnych cech. Nawet pod względem pozornie niezłej warstwy graficznej kryje się mała tragedia, bo szybko okazuje się, że nasze oczy ranić będą sztywne animacje, rozmazane tekstury i przenikające się modele postaci.

Najsmutniejsze jest jednak to, że nawet interesująco zapowiadająca się fabuła gry okazuje się być jednym, wielkim pierdolnikiem, w którym zwyczajnie nie idzie się połapać. Mamy tu bowiem kilka różnych linii czasowych, co samo w sobie nie jest problemem, ale scenarzyści najwidoczniej nie wiedzieli, jak powinno się spleść narrację rozrzuconą w czasie. Czasami naprawdę trudno połapać się, kiedy dane wydarzenia miały miejsce, bo nierzadko bohaterowie gry wyglądają do siebie bardzo podobnie lub nawet identycznie, a oniryczny klimat Broken Porcelain dodatkowo utrudnia rozróżnienie jawy od snu.

Rozgrywka z kolei upstrzona jest sporą liczbą nierozwiniętych i często niepotrzebnych elementów. Koszmarne skradania, nieprzydatny crafting, tragiczna wręcz walka, a do tego wszystkie system rozwoju postaci, do którego dostęp uzyskujemy zaledwie raz w trakcie całej przygody. Nie brzmi zachęcająco, prawda? I jeszcze pół biedy, gdyby było aż tak źle, że aż śmiesznie. Tu jest po prostu źle, przez co Remothered: Broken Porcelain jest jedynie nudne oraz frustrujące.

MudRunner: American Wilds

Dodatek

Developer: Saber Interactive

Rok wydania: 2018r.

Grałem na: Xbox One

Dodatek dostępny także na PlayStation 4, Nintendo Switch oraz PC

I tak oto końca dobiega moja trwająca trzy tygodnie przygoda z dziczą o nieprzejezdnych pozornie drogach. Swoją podróż rozpocząłem w starej postsowieckiej ciężarówce gdzieś pośrodku rosyjskiej tundry, ale kończę ją w zupełnie innym świecie, do którego zajechałem już w zeszłym tygodniu. Świecie, w którym wszystko jest większe i wszystko jest bardziej wolne niż u nas - w Ameryce.

Chciałbym móc powiedzieć, że amerykańskie bezdroża mocno różnią od tych rosyjskich, ale prawda jest taka, że przeniesienie akcji gry na zachód zauważalne jest wyłącznie na papierze. W zasadzie to gdyby niezdecydowanie większe ciężarówki (głównie licencjonowane Fordy i Chevrolety), mógłbym w ogóle nie zauważyć, że cokolwiek się w samej grze zmieniło. Mapy charakteryzuje co prawda więcej asfaltu i ociupinkę mniej błota, co czyni jest zdecydowanie prostszymi niż jakakolwiek inna mapa dostępna w MudRunnerze, ale to zdecydowanie zbyt mało, by usprawiedliwić zakup American Wilds. Zwłaszcza, że za darmo pobrać można trzy zdecydowanie lepsze DLC (w tym toczące się w USA Old-Timers), w które gra się zdecydowanie przyjemniej.

American Wilds to dodatek wyłącznie dla największych zapaleńców, którym po ograniu podstawki i darmowych rozszerzeń wciąż mało będzie paćkania się w błocie. Ja najwidoczniej doświadczyłem już wszystkiego, co do zaoferowania miał MudRunner, więc zaczynałem się już delikatnie nudzić. Żałuję, bo spodziewałem się zdecydowanie więcej. Mam jednak nadzieję, że SnowRunner dostarczy mi tego, czego nie dostarczyło American Wilds, ale to już temat na zupełnie inną historię.

Komentarze

Popularne posty