Chodził lisek... (246)
Tydzień zacząłem niczym dziecko, od
ukończenia platformówki Super Lucky’s Tale z uroczym liskiem w roli głównej, który
towarzyszył mi również w dodatkach Wyspa Skrzelusiów i Próby Strażników, by później szaleć na serwerach Broken Ranks jak za starych, dobrych, tibijskich czasów.
Posłuchajcie…
Super Lucky’s Tale
Gatunek:
Platformówka 3D
Producent:
Microsoft Game Studios
Rok
wydania: 2017
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna także na: Xbox Series S, Xbox One, PC
Wciągnięcie
się w platformówkę to w moim przypadku absolutna rzadkość, więc kręcąca się w
napędzie płytka z Super Lucky’s Tale nie budziła we mnie jakichś nad wyraz
pozytywnych emocji. Zwłaszcza, że tytuł ten raczej nie spotkał się ze zbyt
ciepłym przyjęciem ze strony krytyków. Miała być odpowiedź Microsoftu na Mario,
a finalnie dostaliśmy pozbawioną głębi i w ogóle mało odkrywczą platformówkę.
Tak przynajmniej twierdziły recenzje, więc możecie wyobrazić sobie moje
zdziwienie, kiedy okazało się, że Super Lucky’s Tale z miejsca podbiło moje
serce.
Nie wiem, może to już faktycznie starość, ale absolutnie ujął mnie świat gry, który zwiedzamy, by w ramach bzdurnej fabułki uwolnić naszą uwięzioną w magicznej księdze siostrę. Dawno nie byłem w bardziej uroczym miejscu, choć zdaję sobie też sprawę, że większość lokacji raczej nie zapadnie w mojej pamięci na dłużej. Nie zmienia to jednak faktu, że banan nie schodził mi z gęby, kiedy tak skakałem rudym liskiem po kolorowym krainach, w których drogę oświecały mi duchy, z główki próbowały dać mi kwiatki, a w tle majaczyła scena, na której zaraz koncert miały dać robaczki. Grały country, dodam.
Warto
nadmienić, że to produkt skierowany przede wszystkim do młodszego odbiorcy, co
nie znaczy, że starszy nie będzie miał tu czego szukać. Super Lucky’s Tale jest
proste, ale nie na tyle, by można było je przejść z zawiązanymi oczami. Ba,
zdarzało mi się puścić wiązanki, po których naprawdę cieszyłem się, że jeszcze
nie mam dzieci, bo jeszcze zainteresowałaby się mną wtedy opieka społeczna.
Pewnie przez tę starą łupę spod czwórki… Podobnych sytuacji na szczęście nie
było zbyt wiele, a i te, które wystąpiły, stanowiły raczej rezultat mojego
wrodzonego braku cierpliwości, aniżeli dokręcania przez twórców śruby.
Super
Lucky’s Tale to w ogólnym rozrachunku produkcja idealna do odpalenia po ciężkim
dniu pracy. To typowy odstresowywacz, który pozwala nam przez kilka godzin nie
martwić się problemami świata zewnętrznego i po prostu cieszyć się figlarną
atmosferą tego kolorowego miejsca. Nawet formuła kolektatonu nie jest tu
męcząca, bo choć do progresji potrzebujemy uzbierać wymaganą liczbę koniczynek,
to gra jest na tyle przyjemna, że wszystkie wpadają jakoś tak naturalnie, po
drodze. Sporadycznie musiałem powtórzyć jakiś poziom, by dozbierać kilka, ale
nawet wtedy była to czysta przyjemność.
Super Lucky’s Tale: Wyspa Skrzelusów
Dodatek
Producent:
Microsoft Game Studios
Rok
wydania: 2018
Grałem
na: Xbox Series X
Dodatek
dostępny także na: Xbox Series S, Xbox One, PC
Pisanie
o tego typu dodatkach jest jedną z udręk każdego – jak mi się wydaje –
recenzenta. W końcu trudno jest napisać cokolwiek odkrywczego o tytule, który
skutecznie można byłoby streścić słowami „więcej tego samego” i każdy, kto
zagrał w podstawową wersję gry, wiedziałby już absolutnie wszystko. Wyspa
Skrzelusów jest dokładnie takim DLC, bo w zasadzie nie wprowadza do Super
Lucky’s Tale niczego nowego, a jedynie dorzuca kilka nowych poziomów. Nie jest
przy tym jednak do bólu odtwórcze.
Tytułowa
wyspa to bowiem raj na ziemi, pełen złocistego piasku, podmywanego przez
błękitną wodę. Mieszkańcy mogą więc, ciesząc się pogodą, całymi dniami pływać
dookoła na pontonach w oczekiwaniu na nadchodzący koncert Błotnistych
Bagniaków. A przynajmniej mogliby, gdyby nie fakt, że Panna Kitka zniewoliła
ich przy pomocy swojej najnowszej piosenki, urządzając im tym samym niekończącą
się diskitekę (tłumaczenie oficjalne, przepiękne).
Fabularnie
jest zatem o niebo lepiej od oryginału, ale wciąż ma to być wyłącznie pretekst
do dalszego zbierania koniczynek. Tym razem, jednak, finałowy boss nie wymaga
od nas uzbierania ich konkretnej liczby, więc bez problemu możemy przejść
całość bez przeczesywania poziomów w ich poszukiwaniu. Czyni to rozgrywkę
jeszcze bardziej beztroską, choć grając, trudno jest odmówić sobie przyjemności
zaliczenia wszystkich wyzwań. „Więcej tego samego” oznacza bowiem mniej więcej
tyle, że dodatek, podobnie jak podstawka, sprawia sporo frajdy.
Super Lucky’s Tale: Próby Strażników
Dodatek
Producent:
Microsoft Game Studios
Rok
wydania: 2018
Grałem
na: Xbox Series X
Dodatek
dostępny także na: Xbox Series S, Xbox One, PC
Żadna
szanująca się platformówka nie może obejść się bez rozszerzenia, które stanowić
będzie ostateczny test dla umiejętności gracza. Nic więc dziwnego, że podobny
dodatek w końcu trafił również do Super Lucky’s Tale. Już sam tytuł – Próby
Strażników – dość jasno opisuje, z czym będziemy mieli do czynienia. Nie jest
to bowiem tylko intrygująco brzmiąca i względnie ładna nazwa, bo faktycznie
zostaniemy tu poddani próbie.
Tym
razem jednak twórcy postanowili niemalże całkowicie zrezygnować z jakiejkolwiek
otoczki fabularnej, zajawiając tylko, że aby stać się pełnoprawnym strażnikiem,
Lucky musi najpierw zaliczyć szereg wyzwań. Wprawdzie na swojej drodze spotkamy
kilku lubiących sobie pogadać trenerów, ale o żadnej linii fabularnej nie ma
tutaj mowy. Brak tu też jakiejkolwiek ciągłości pomiędzy poziomami, ba, możemy
je zaliczać w dowolnej kolejności. Liczy się tylko ich ukończenie i zebranie
czekającego na ich finiszu medalu.
Skłamałbym
jednak mówiąc, że jest to banalnie proste. O ile podstawowa wersja gry oraz
Wyspa Skrzelusiów rzeczywiście były całkiem relaksujące, o tyle już Próby
Strażników wymagają od gracza skupienia. Nowe poziomy – choć dla dorosłego
gracza wciąż relatywnie proste – są zdecydowanie trudniejsze od tego, co
serwowano nam dotychczas. Całość przez większość czasu pozostaje przy tym
sprawiedliwa i tylko sporadycznie zdarzało mi się zginąć z powodu innego niż
mój brak umiejętności.
Siedemnaście
poziomów podzielono na trzy kategorie – siłę, refleks i intelekt. Pierwsza z
nich skupia się na walce z przeciwnikami, włączając w to trudniejsze wersje
bossów; druga natomiast to wyzwania czysto platformowe, wykorzystujące
wszystkie obecne w grze mechaniki – od skakania, przez rycie w ziemi, aż po
próbę nadążenia za oświetlającym drogę duchem. Ciekawostką zdecydowanie jest
ostatnia z kategorii, bo – wbrew pozorom – z myśleniem nie ma ona zbyt wiele
wspólnego. Wszystkie zawarte w niej poziomy wykorzystują jako bazę minigierkę z
toczeniem kuli przez labirynt, co wymaga raczej zręczności niż pomyślunku.
Nie
zmienia to jednak faktu, że w trakcie zaliczania kolejnych prób, musiałem się
niekiedy mocno nagimnastykować, by osiągnąć cel. Toteż uważam, że jeżeli Super
Lucky’s Tale wraz z pierwszym dodatkiem pozostawiły w Was uczucie niedosytu i
łakniecie teraz nieco większego wyzwania, to Próby Strażników sprawdzą się
idealnie. Zwłaszcza, że od momentu premiery New Super Lucky’s Tale oba
rozszerzenia dostępne są za darmo.
Broken Ranks
Gatunek: MMORPG
Producent: Whitemoon Games
Rok
wydania: 2022
Grałem
na: PC
Gra
dostępna wyłącznie na PC
O Broken Ranks pisałem również na łamach Pograne.eu
Moje
czasy namiętnego zagrywania się w MMORPG bezpowrotnie już minęły. Nie potrafię
już równie mocno wsiąknąć w przedstawiany w nich świat i wgryzać się w
zakodowane mechaniki, by czynić swoją postać coraz to mocniejszą. Zmieniły się
moje priorytety i zdecydowanie wolę doświadczyć zmyślnie wyreżyserowanej
historię, których w gatunku tym raczej próżno szukać. Nie to, że nie ma ich
wcale. Zdarzają się, prawda, ale mam wrażenie, że większość MMO to fabularne
wydmuszki. Wtem na rynku pojawiło się Broken Ranks i sprawiło, że na moment
poczułem się dokładnie tak, jak przed laty, kiedy po szkole zagrywałem się z
kolegami w Tibię.
Do
gry przyciągnęła mnie przede wszystkim obietnica doświadczenia ciekawej
opowieści i rzeczywiście została ona spełniona. Twórcy potraktowali fabułę
naprawdę poważnie. Nie jest to jedynie tło, które ma służyć wyłącznie do
nadania kontekstu dla niekończącego się „expienia”, a ważna część gry, którą
śledzi się z niemałym zainteresowaniem.
Teoretycznie
opowiedziana historia nie jest niczym odkrywczym. Ot, kolejna wojenna
opowiastka, w której Imperium Utoru najeżdża Taern i maluje drogi krwią jego
mieszkańców, zmuszając ich – w tym również nas – do poszukiwania azylu poza
krajem, gdzie przy okazji wplątujemy się w działalność ruchu oporu. Choć
sztampowa, jest to dość aktualna tematyka, którą w dodatku świetnie
poprowadzono. Kolejne wątki opowieści śledzi się z niemałym zaintrygowaniem, w
czym pomaga również fakt, że osoby odpowiedzialne za dialogi powinny dostać
premię. Bohaterowie wypowiadają się na tyle barwnie, że spokojnie mogliby
starać się o angaż w kolejnym Wiedźminie. Zwłaszcza wieśniacy – ich mowa to
czysta poezja.
W
śledzeniu historii z początku mocno przeszkadzał mi niestety pomysł, by kolejne
jej rozdziały odblokowywały się dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu.
Samo w sobie nie jest to niczym złym, ale Broken Ranks zmusza niekiedy do
awansowania nawet o dziesięć leveli, co w połączeniu z dość małą liczbą zadań
pobocznych sprawia, że ładnych kilka godzin trzeba spędzić na powtarzaniu tych
samych instancji i powtarzalnych zleceń.
Rozwiązanie
to ewentualnie zamieniło się jednak w swego rodzaju zaletę. Z braku laku
musiałem się w końcu przemóc do interakcji z innymi graczami, by móc wraz z
nimi zapuszczać się na niebezpieczniejszych bossów. Turowa walka wprawdzie nie
należy do zbyt skomplikowanych, ale poszczególne starcia potrafią srogo dać w
palnik. Toteż choć teoretycznie można próbować samemu, lepiej zapewnić sobie
odpowiednią ekipę. Jest to o tyle łatwe, że chętnych do wspólnej rozgrywki jest
mnóstwo i wystarczy tylko rzucić na czacie prośbę o pomoc w zadaniu, by
pojawiło się kilku chętnych.
Dzięki temu poznałem parę całkiem ciekawych osób, z którymi później dość regularnie spotykałem się na wspólne „expienie”. Toteż choć zdecydowanie wolałbym, by zadania fabularne były odblokowywane zdecydowanie ciężej, to jednocześnie trudno jest mi się na Broken Ranks z tego powodu gniewać. Wymuszenie na mnie poszukiwania sposobów na szybszy i przyjemniejszy rozwój sprawiło, że musiałem wyjść ze swojej strefy komfortu, dzięki czemu po raz pierwszy od lat jakiekolwiek MMO wywołało we mnie równie pozytywne emocje, co niegdyś Tibia.
czemu stara wersja a nie New SLT?
OdpowiedzUsuńNew Super Lucky's Tale w końcu też będę chciał sprawdzić, ale byłem bardzo ciekawy, co poszło nie tak w przypadku pierwotnej wersji.
Usuń