The Elder Scrolls III: Morrowind - Przepowiednia, Life is Strange: Before the Storm - Farewell (70)



Powiem Wam tak: macie dwa wyjścia. Pierwsze, przeczytacie tekst o dodatku Przepowiednia do The Elder Scrolls III: Morrowind, który zabierze Was w śnieżne krainy pełne misiów polarnych, morsaczy oraz starożytnych przepowiedni pełnych wilkołaków. Drugie, popłaczecie sobie ze mną przy okazji omówienia bonusowego epizodu Farewell do Life is Strange: Before the Storm. Decyzja należy do Was!

No dobra, jest też opcja trzecia – przeczytać o obu.

Zapraszam!

The Elder Scrolls III: Morrowind – Przepowiednia
Bethesda Game Studios, 2003r.
Dodatek dostępny również na Xbox
A więcej o The Elder Scrolls III: Morrowind oraz dodatku Trójca do przeczytania tutaj


Sposób w jaki rozpoczyna się ten dodatek jest dosyć kuriozalny. O ile Trójca próbowała jakoś sensownie umotywować głównego bohatera do wyruszenia ku Twierdzy Smutku poprzez nasłanie na niego płatnych morderców, o tyle Przepowiednia ma kompletnie wywalone na to, jak znajdziesz się na mroźnej wyspie Solstheim. Dodatkowo sugeruje, że stworzona przez nas postać cierpi na jakąś niezdrową obsesję związaną z tym miejscem, bo od samego początku rozgrywki, zanim jeszcze zsiądziemy ze statku więziennego możemy zacząć wypytywać ludzi o Solstheim. W jakim kontekście? W żadnym. Ot, rzucamy „Solstheim”, a potem słuchamy, że „no, jest podobno takie miejsce na północy” i tak aż do momentu, w którym spotkamy dziwnego pana mamroczącego coś o jego zaginionych przyjaciołach, którzy zaginęli na wspomnianej wyspie.

Kiedy jednak przewoźnik w Kuul przetransportuje nas do portu w pobliżu Fortu Śnieżnego, cała dziwaczność dotarcia do tego miejsca przestaje mieć znaczenie, bo okazuje się, że Przepowiednia to naprawdę dobry dodatek z ciekawym i wyróżniającym się wątkiem głównym oraz kilkoma całkiem niezłymi wątkami pobocznymi. Na dobrą sprawę przygoda zaczyna się, kiedy pod naszą nieobecność wspomniany fort zostaje zaatakowany przez wilkopodobne humanoidy, a jego dowódca zostaje uprowadzony. Wyruszamy więc na północ wyspy w poszukiwaniu nordyckiego plemienia by, koniec końców, zmierzyć się z tytułową przepowiednią. Do tego twórcy dorzucili wątek rozbudowy kolonii oraz swego rodzaju wewnętrznej walki o władzę między urzędnikami Kompanii Wschodniocesarskiej, a to wszystko wzbogacone o motyw ścierania się człowieka oraz natury.


Również fakt, że Solstheim określić można mianem „śnieżnych krain” sprawia, że Przepowiednia wnosi powiew świeżości bardzo potrzebny po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w, nie oszukujmy się, bardzo podobnych do siebie lokacjach Morrowinda i Trójcy. Klimatem bliżej jest tutaj zdecydowanie do Skyrima, co osobiście uważam za plus, bo ten wiele lat temu niezwykle przypadł mi do gustu. Nie ma co spodziewać się jednak walk ze smokami czy zmiatających przeciwników z powierzchni ziemi okrzyków. Nic podobnego tutaj nie ma, ale w zamian możemy sami zamienić się w wilkołaka. Chciałbym móc powiedzieć o tym cokolwiek więcej, ale akurat bardzo szybko wyleczyłem się z choroby. Wiem tylko, że nasza decyzja odnośnie tego, co począć z naszą postępującą lykantropią ma znaczący wpływ na świat gry i wydarzenia przedstawiane w kolejnych zadaniach, więc warto się zastanowić, po której stronie staniemy w obliczu przepowiedni. Jednak niezależnie od naszego wyboru jedno jest pewne – będziemy się dobrze bawić, bo Przepowiednia to naprawdę dobre rozszerzenie.

Life is Strange: Before the Storm – Farewell (Xbox One)
Deck Nine, 2018r.
Dodatek dostępny również na: PlayStation 4, PC, iOS, Android
A więcej of Life is Strange: Before the Storm do przeczytania tutaj


Nie spodziewałem się, że ten bonusowy epizod tak bardzo mną zamiecie. Zupełnie się na to nie zapowiadało. Moje odczucia, co do Life is Strange: Before the Storm są raczej mieszane, więc nie zapowiadało się, że sytuacja ta zmieni się w przypadku dodatku do niej. Z początku tak też było. Farewell cofa nas w czasie do dnia poprzedzającego przeprowadzkę Max z Arcadia Bay do Seattle, kiedy to nasza główna bohaterka próbuje powiedzieć Chloe o swoim wyjeździe.

Znaczna część bonusowego epizodu skupia się na łażeniu po domu Price’ów i znajdowaniu odpowiednich przedmiotów mających pomóc nam w odnalezieniu skarbu zakopanego wiele lat temu przez młode Chloe i Max. Nawet mimo możliwości podejrzenia, jak wtedy toczyło się życie dobrze znanych nam bohaterów, zadanie to jest niestety niezwykle żmudne i męczące, przez co z utęsknieniem wyczekiwałem już napisów końcowych. Na szczęście im bliżej końca, tym robi się ciekawiej. Powoli zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nieuchronnie zbliża się moment, który nieodwracalnie zmienił na zawsze życie Chloe Price. Zabawa dwóch nastolatek przestaje więc jawić się jako wesoła i beztroska, kiedy na horyzoncie pojawia się widmo nadciągającej tragedii. Zegar tyka, a my możemy tylko odliczać kolejne minuty. A potem otwierają się drzwi.


Zakończenie mną zamiotło. W sumie sam nie wiem czemu. To przecież nie moja pierwsza historia bez happy endu. Ba, całe Life is Strange potrafiło być mocno depresyjne, a jednak Farewell mną zamiótł. Wzruszyłem się i nawet uroniłem łezkę bądź dwie. Może to wynik dobrego montażu lub świadomości, że to moje ostatnie spotkanie z tymi postaciami. Może jednak fakt, że to pierwszy raz, kiedy mamy okazję poznać wydarzenia z dnia, który stał się swego rodzaju katalizatorem dla wydarzeń znanych zarówno z oryginalnego Life is Strange, jak i z Before the Storm. Z pełną pewnością mogę tylko powiedzieć, że dla samego zakończenia warto sięgnąć po dodatek. To naprawdę piękne pożegnanie.

Komentarze

Popularne posty