The Technomancer (71)



Chyba już nie chcę mieszkać na Marsie. Wizja życia na czerwonej planecie przedstawiona przez Spiders w The Technomancer mocno ostudziła moje już i tak niezbyt wysokie pragnienie emigracji międzyplanetarnej. Paradoksalnie, jeżeli szukacie RPGa z ciekawym i zachęcającym do poznania światem to zdecydowanie jest to gra, którą powinniście się zainteresować, o ile nie boicie się tytułów ze średniej półki.

Zapraszam!

The Technomancer (Xbox One)
RPG
Spiders, 2016r.
Gra dostępna również na: PlayStation 4, PC


Mars: War Logs to jedna z perełek siódmej generacji konsol. Technicznie był to co prawda tytuł toporny, ale nadrabiał ten fakt ciekawym światem i całkiem wciągającą fabułą. Mimo moich niskich oczekiwań wobec niego, ku mojemu zaskoczeniu po ujrzeniu napisów końcowych poczułem swego rodzaju pustkę i żal, że muszę już świat ten opuścić. Mówię o tym, ponieważ akcja The Technomancer osadzona jest w tym samym świecie i nawet w tym samym czasie, choć akurat ostatnim dowiedziałem się z dyskusji na Steam. Pewne rozwiązania fabularne wskazywałyby na osadzenie akcji po wydarzeniach „kronik wojennych”, ale z kolei kilka innych udowadnia, że to jednak ten sam przedział czasowy.

Jako, że jest to produkcja Spiders to całość musimy niestety przyjąć z pełnym dobrodziejstwem inwentarza tak samo jak było to w przypadku poprzednika czy też Bound by Flame (o którym więcej tutaj). Nie ma więc co spodziewać się mechanicznej perfekcji, bo to trochę tak jakby nadal łudzić się, że jeszcze kiedyś na święta spadnie śnieg. The Technomancer to typowy, nieco drewniany RPG ze średniej półki, którego przejść można tak naprawdę nie zwracając większej uwagi na odblokowywane umiejętności czy też noszony strój. Ma to naprawdę marginalne znaczenie, bo w trakcie walki w dziób dostaje się tak samo łatwo nosząc pełną wojskową zbroję, jak i śmigając w brudnych łachach wydartych prosto ze śmietnika. Dużo ważniejsze jest tutaj opanowanie do perfekcji uników oraz czujność w trakcie walki, która zajmuje lwią część rozgrywki. Bez nauczenia się mechaniki niestety ani rusz.


W ogólnym rozrachunku system walki byłby w sumie całkiem spoko. Jest wymagająco, a zwycięstwa nad co bardziej potężnymi przeciwnikami dają sporą satysfakcję. Byłby, gdyby nie fakt, że jesteśmy do walki zmuszani. Wiem, że może brzmi to nieco kuriozalnie, bo klepanie wrogów to jedna z głównych mechanik w grze (aczkolwiek ostatnio dziennikarze growi narzekają na zabijanie w Call of Duty, więc może moje słowa nie są już tak szokujące), ale nie chodzi mi tutaj o pacyfizm. Po prostu wnerwia mnie niemiłosiernie, kiedy po kilkanaście razy muszę wracać w ramach fabuły do tych samych lokacji i za każdym razem klepać te same grupki tych samych wrogów w tych samych miejscach. Świat w The Technomancer posiada półotwartą strukturę, co oznacza tyle, że kolejne dzielnice miast oddzielone są ekranami ładowania, a one same podzielone są na mniejsze sekcje poprzez drzwi, drabiny czy inne murki, z których niestety nie można korzystać będąc w trybie walki, co skutecznie uniemożliwia nam salwowanie się ucieczką z przegrywanej walki czy też próbę przebiegnięcia między wrogami. O takie bycie zmuszonym do walki mi chodziło.


Działa to niestety na niekorzyść historii, którą gra próbuje nam opowiedzieć. Skutecznie zabiło to we mnie chęć eksplorowania i poznawania świata, bo wiedziałem, że każdy spacer skończy się bójką. Szkoda, bo wątki poboczne i uniwersum stworzone przez Spiders to największy fabularny atut gry. Poznawanie mniejszych historii mieszkańców Marsa oraz sytuacji geopolitycznej na nim potrafi być naprawdę zajmujące i nawet pomimo, że jakość dialogów nie zawsze stoi na najwyższym poziomie to nadal przyciąga to do ekranu. Tego samego nie mogę niestety powiedzieć o wątku głównym, który jest po prostu taki sobie. Dość ciekawy pomysł z sekretami technomancerów (ugrupowania, do którego jako Zachariah Mancer należymy) oraz próbą „odnalezienia” Ziemi zostaje niestety zaorany przez kompletnie nieinteresującego antagonistę oraz niejasne motywacje bohaterów. W zasadzie czujemy się nie jakbyśmy brali udział w epickiej przygodzie, a jakbyśmy zostali nagle wrzuceni w środek losowych wydarzeń. Trochę się zawiodłem, nie powiem, ale chciałbym podkreślić, że wątki poboczne wynagrodziły mi wszystko inne. Zwłaszcza, że to „wszystko inne” wcale złe nie jest – jest po prostu średnie.

Komentarze

Popularne posty