Przemijanie (121)
Z
okazji dnia dziecka postanowiłem sobie powspominać, jak to drzewiej postrzegało
się gry.
Posłuchajcie…
Przemijanie
Najwidoczniej
dotarłem do tego okresu w swoim życiu, kiedy to przepełnia mnie tęsknota za
bezpowrotnie utraconymi czasami i wszystkim, co się z nimi wiązało. Patrząc na
współczesny Internet i serwisy poświęcone grom nie jestem już w stanie poczuć
tej samej magii, którą czułem w erze internetowego „dzikiego zachodu”
przypadającej na początek milenium. Mamy teraz natychmiastowy dostęp do masy
informacji na temat obecnych i nadchodzących tytułów, co choć bez dwóch jest
świetne, paradoksalnie odziera też obcowanie z grami z tajemniczości i pewnej
dozy ekscytacji pobudzanej naszą wyobraźnią tuż po zobaczeniu gdzieś
screenshota lub urywku zwiastuna gry.
Do dziś w pamięci wyryte mam właśnie takowe urywki zobaczone przypadkiem w jednym z programów na Hyperze. Wjeżdżający pod górkę przy wysypisku śmieci pomarańczowy Perennial bez maski z GTA 3 czy też intro pierwszego Devil May Cry, w trakcie którego przybity olbrzymim mieczem do ściany Dante zsuwa się z niego przez rękojeść jak gdyby nigdy nic to obrazy wciąż wyraźnie w mojej wyobraźni widoczne. Urocze jest to, że przez lata wspomnienia te potrafiły pozostawać w uśpieniu i przypomnieć o sobie dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem je w danej grze na żywo, jak właśnie w przypadku DMC, którego nadrobiłem po wielu, wielu latach od premiery. Teraz się to po prostu nie zdarza.
Poczta pantoflowa niosąca przez kolegów kolejne growe nowinki także dawno już nie istnieje. Po mapie San Andreas od dawna już nie przechadza się Big Foot, a także poszukiwania UFO w GTA V nie zdołało wywołać we mnie podobnych emocji, co dawniej. A przecież ślęczenie w dziale niewyjaśnionych zjawisk na GTASite i zgłębianie kolejnych teorii było jednym z moich ulubionych zajęć. O tyle dobrze, że chociaż Red Dead Redemption II oferuje pod tym względem kilka interesujących wątków, jak choćby domniemany podróżnik z przyszłości, czy też powracający z jedynki tajemniczy jegomość w cylindrze. Znów jednak, wszystko to ukute zostało w kuźniach Rockstara przez jego pracowników, a nie wymyślone gdzieś na prędce przez jednego z graczy, a później podłapane przez społeczność fanów serii.
Kiedy
od czasu do czasu nachodzą mnie tego typu wspominki, zazwyczaj zaczynam
mimowolnie współczuć kolejnemu pokoleniu graczy, którzy nie będą w stanie
doznać tych samych growych ekscytacji, co ja, moi rówieśnicy, a przede
wszystkim moim poprzednicy. W końcu kiedyś to było, prawda? Niekoniecznie.
Prawda, młodsi gracze nie będą w stanie doświadczyć tak dużych przeskoków
graficznych między kolejnymi generacjami, ale, powiedzmy sobie szczerze,
kwestia ta trochę straciła na znaczeniu dzięki dodaniu do równania twórców
niezależnych, a przecież na ich oczach rodzą się nowe technologie pokroju
wirtualnej rzeczywistości. Prawda jest taka, że wszystko to, o czym piszę nie
jest winą zmieniającego się świata, bo przede wszystkim zmieniłem się ja.
Dzieciaki,
jak ja im, kurde, zazdroszczę…
Komentarze
Prześlij komentarz