Papier, karty, anime (122)

Dziś co prawda brakuje felietonu, ale za to przeczytać będzie o niezwykle przyjemnej karciance Faeria oraz o inspirowanej Dragon Ballem grze w „papier, kamień, nożyce”, czyli Fly Punch Boom!.

Posłuchajcie…

Faeria (PC)

Gatunek: Karcianka

Developer: Abrakam

Rok wydania: 2017r.

Gra dostępna wyłącznie na PC

Podziwiam ludzi, którzy mają w sobie na tyle cierpliwości, by poświęcić olbrzymie pokłady czasu na dokładne zapoznanie się z posiadanymi przez siebie kartami i wyselekcjonowanie do swojej talii tylko takich kart, które razem uwolnią swój prawdziwy potencjał. Mam czasem ochotę usiąść i zbudować swój pierwszy dobry deck, ale ochota ta szybko mi przechodzi, kiedy zdam sobie sprawę z tego, jak wiele kombinacji mam do wyboru. Głowa boli mnie na samą myśl o tym, a co dopiero gdybym miał to faktycznie robić. Toteż moje wojaże w karciankach zazwyczaj kończą w tworzeniu talii na najczęstszą przyczynę zgonów w szpitalach u mężczyzn, tj. oko i późniejszych próbach ugrania czegokolwiek swoją kreacją.

Nie inaczej było z Faerią. Wszak jest to karcianka, acz niekoniecznie przypadnie ona do gustu fanom Hearthstone czy Magica, bowiem w przeciwieństwie do nich Faerię wzbogacono o elementy strategii, dorzucając do gry podzieloną na heksy planszę, po której przemieszczamy nasze jednostki. I jak zwykle to w przypadku tego typu gier bywa, gameplay szybko omamia gracza, jednocześnie niepostrzeżenie wykradając mu wolny czas z tylnej kieszeni. Nie wątpię, że osoby naprawdę w karcianki dobre będą w stanie spędzić w Faerii dziesiątki, jeśli nie setki godzin, bo gra jest bezustannie aktualizowana, ale przy moim laickim podejściu w połączeniu z absolutnym brakiem jakiejkolwiek historii (choć teoretycznie jakiś tam lore opowiadany poprzez krótkie wpisy w kodeksie istnieje) sprawił, że dość szybko wszystko to mi się przejadło.

Walki stosunkowo szybko, typowo dla karcianek, zaczynają wyglądać bardzo podobnie nawet pomimo wprowadzanych tu i ówdzie urozmaiceń. Ot, plansza może być mniejsza lub zwiększające przypływ energii co turę studnie tytułowej faerii ustawione są inaczej, wymuszając tym samym zaadaptowanie swojej taktyki. To jednak za mało by na dłużej utrzymać zainteresowania gracza, który nie czerpie satysfakcji z samego dopieszczania swojej talii. Toteż moim ulubionym rodzajem rozgrywek stały się zagadki Jalmyra, które pozbywały się z tego właśnie elementu i wrzucały nas w środek trwającej rozgrywki, stawiając przed nami zadania wygrania w jednej turze. Zdarzają się tu banalne zagadki, ale zdecydowanie częściej trzeba się ostro nagłowić. A warto, bo satysfakcja płynąca z odgadnięcia poprawnej kolejności ruchów jest olbrzymia. Co więcej, jest to też świetny sposób by zapoznać się z umiejętnościami kart i różnymi taktykami, które później przenieść będziemy mogli do normalnej gry.

Fly Punch Boom! (Switch)

Gatunek: Bijatyka

Developer: Jollypunch Games

Rok wydania: 2020r.

Gra dostępna także na PC

Moja recenzja Fly Punch Boom! dla serwisu Gamerweb.pl

Na dźwięk słowa „bijatyka” pierwszym, co przychodzi mi na głowie jest jakaś klasyczna gra z tego gatunku – Street Fighter, Tekken, może Mortal Kombat. Nie wątpię, że nie jestem w tym odosobniony, bo tytuły te są bez dwóch zdań najpopularniejszymi przedstawicielami tego gatunku. Ale przecież prezentowany w nich styl rozgrywki, choć najmocniej kojarzony z bijatykami, nie jest wcale jedynym, bo na przestrzeli lat różne studia eksperymentowały z innymi mechanikami. Jollypunch Games postanowiło, że ich kolejna gra pozwoli nam poczuć się niczym bohater anime toczący epicką batalię ze swoim nemesis, ale by to zrobić musiało znaleźć sposób na ukazanie akcji w niesamowicie efektowny, a zaraz przystępny sposób. Efektem ich prac stało się Fly Punch Boom!, czyli nieco bardziej zaawansowana gra w papier, kamień, nożyce.

I nie, nie żartuję. Walka w Fly Punch Boom! oparta jest dokładnie na tych samych zasadach, co zabawa przedszkolaków. Do dyspozycji dostajemy trzy typu ataków, które wzajemnie się wykluczają i w trakcie krótkiego QTE musimy postarać się przewidzieć, co wybierze nasz przeciwnika, by odpowiednio go skontrować. Kompletnie nie łapię, co kierowało twórcami w trakcie wyboru tego stylu walki, ale pozbawili ją przez to jakiejkolwiek głębi. W efekcie, choć przyswojenie zasad rozgrywki jest relatywnie łatwe, na dłuższą metę nie oferuje ona niczego, co zatrzymałoby przy sobie graczy. To fajna gra na kumpelską popijawę, ale nie coś, co oglądać będziemy na e-sportowych turniejach.

Fly Punch Boom! nie próbuje też nikogo oszukać, że jest czymś więcej niż nieskomplikowaną gierką na chwilę. Już sama oprawa graficzna, przywodząca na myśl stare gry flashowe, informuje nas, że w żadnym razie nie powinniśmy podchodzić do tego tytułu na poważnie. Fly Punch Boom! to bowiem gra, której bohaterowie, według fabularnego wprowadzenia, rozmnażają się poprzez walkę, a finisherami wysyłają swoich oponentów/kochanków choćby wprost między pośladki, zdającego się być dość zadowolonym z tego doświadczenia, Księżyca, który później pozbywa się nieproszonego gościa jednym, soczystym bąkiem. Okrutnie to dziecinne i głupkowate, ale ma to w sobie swój urok i pozwala na odmóżdżenie się po ciężkim dniu, faktycznie zapewniając przy tym całkiem widowiskową walkę.


Komentarze

Popularne posty