Przedwczesna śmierć (191)
A Way to be Dead zatytułowano dość ironicznie, zważywszy, że ten sieciowy survival
horror dopiero co ukazał się we wczesnym dostępie, a już jest praktycznie
martwy.
Posłuchajcie…
A Way to be Dead
Gatunek: Sieciowy
survival horror
Developer: Crania
Games
Rok wydania
Early Access: 2021r.
Pełna
wersja planowana na: 2022r.
Grałem
na: PC
Gra
dostępna wyłącznie na PC
Obserwowanie
niszowych gier sieciowych wypuszczanych w ramach wczesnego dostępu to bardzo
często okrutnie wręcz przykry widok. Prawda jest bowiem niestety taka, że
większość tego typu produkcji premiery swojej pełnej wersji nie doczekuje,
umierając jeszcze w fazie prenatalnej z powodu niewystarczającej do zapełnienia
serwerów liczby graczy. Toteż porywanie się na wczesnodostępową grę sieciową
wymaga nie tylko odpowiednich umiejętności, ale również sporej dawki szczęścia
w zainteresowaniu swoim produktem odbiorców, a tak się składa, że w przypadku A
Way to be Dead zabrakło obu tych rzeczy.
W
założeniu jest to kolejny po Dead by Daylight i Friday the 13th: The Game
wieloosobowy survival horror, w którym grupka przypadkowych osób stara się
umknąć polującemu na nich i sterowanemu przez jednego z graczy mordercy. Twórcy
z Crania Games dość widocznie wzorowali się przede wszystkim na pierwszej z
wymienionych gier, tak więc po A Way to be Dead spodziewać należy się dość
kompaktowych map, na których celem ofiar będzie odnalezienie klucza do wyjścia.
Obecnie dostępna jest zaledwie jedna lokacja w postaci opuszczonego szpitala,
ale już w Halloween gracze otrzymają możliwość odwiedzenia katedry.
Mam nadzieję, że będzie to dla twórców okazja na urozmaicenie rozgrywki i może dodanie kilku nowych wytycznych, bo w obecnym stanie A Way to be Dead jest zwyczajnie nudne. Rozgrywka w szpitalu sprowadza się do monotonnego biegania po ciemnych i brzydkich jak noc listopadowa ruinach i przeszukiwania zwłok w poszukiwaniu kończyn, by następnie zanieść je do rozsianych na mapie grobów, które to wówczas mogą magicznie wydać nam klucz do wyjścia. Misją mordercy jest z kolei, niespodzianka, zamordowanie pozostałych graczy. Tyle. Jeżeli porównać to z Dead by Daylight, w którym uruchamianie generatorów prądu oraz otwieranie finałowej drogi ucieczki wiązało się z hałasującym rzężeniem maszynerii, a spragniony krwi morderca musiał dodatkowo poświęcić swoje ofiary na specjalnie stworzonym do tego ołtarzu, co trwało sporo czasu, wymuszając na graczu wybór pomiędzy polowaniem na resztę próbującej się wymknąć ferajny a pilnowaniem rytuału, utrudniając tym samym uratowanie nabitego na hak nieszczęśnika – A Way to be Dead wygląda naprawdę biednie.
I
to nie jest tak, że brak tutaj interesujących pomysłów, bo znajdzie się ich
kilka. Przykładowo, zabici gracze dostają możliwość wcielenia się w jednego z
krążących po mapie, służących za przeszkadzajki zombiaków. Fajnie, ale co z
tego, skoro granie nimi niejako mija się z celem, bo nie ma jasno
wytłumaczonych warunków zwycięstwa. I tak jest tutaj z większością elementów –
albo nie zostały one do końca przemyślane, albo po prostu nie działają.
Samouczek składa się z trzech kilkuminutowych i potwornie nudnych filmów
instruktażowych, które nie dość, że w swojej roli sprawdzają się średnio, to
jeszcze bez ich obejrzenia nie można nawet rozpocząć rozgrywki. Poziomy
doświadczenia i drzewko umiejętności w ogóle nie działa, interfejs jest mało
czytelny, a sama rozgrywka okazuje się być niezwykle toporną i skleconą na
ślinę (ot, chociażby fakt, że pierwszoosobową perspektywę osiągnięto przyklejeniem
kamery gracza do klatki piersiowej postaci, co uwidacznia się, kiedy idąc w
kuckach spojrzymy w górę i z niemałym zaskoczeniem ujrzymy własne nozdrza). Nie
lubię czarnowidzieć, ale obawiam się, że A Way to be Dead nie przetrwa do
momentu właściwej premiery. Zwłaszcza, że już teraz trzeba się solidnie
naczekać, by znaleźć czterech graczy do wspólnej rozgrywki.
Komentarze
Prześlij komentarz