Prawo to ja (206)
Gry,
choć najczęściej stanowią dla nas formę eskapizmu, potrafią niekiedy skłonić do
autorefleksji i przemyślenia swojej relacji nie tylko z otaczającą nas
rzeczywistością, ale też z samym sobą. Taką grą jest „erpeg” Disco Elysium –
The Final Cut, które w kilka chwil po uruchomieniu zawładnęło moim sercem i
umysłem, w kolejnych kilkunastu godzinach udowodniając mi, że jest to jedna z
najważniejszych gier w historii branży.
Jeżeli
jednak wciąż wolelibyście po prostu uciec od rzeczywistości do jakiegoś
kolorowego i przyjemnego świata, Kasjan z miłą chęcią opowie wam o Mario Golf:
Super Rush.
Posłuchajcie…
Disco Elysium – The Final Cut
Gatunek:
RPG
Developer:
ZA/UM
Rok
wydania: 2021r. (The Final Cut), 2019 (oryginał)
Grałem
na: Xbox Series X
Gra
dostępna również na: Xbox Series S, Xbox One, PlayStation 5, PlayStation 4,
Nintendo Switch, PC, Mac
Moja recenzja Disco Elysium – The Final Cut dla Gamerweb.pl
O Disco Elysium – The Final Cut opowiadałem także w 19. odcinku TrójKastu.
Trzy
lata… Trzy długie lata od czasu premiery Red Dead Redemption II przyszło mi
czekać na kolejną produkcję, którą z czystym sercem mógłbym nazwać po prostu
wybitną. Disco Elysium wprawdzie pierwotnie ukazało się jeszcze w 2019 roku,
ale dopiero w 2021 tytuł ten trafił do sprzedaży w edycji The Final Cut,
wprowadzającej do gry szereg uprzyjemniających doznania zmian, jak chociażby nareszcie
udźwiękowione dialogi, polonizację, a także kilka nowych zadań pobocznych. I
może nie wydaje się to zbyt wiele, ale wszystkie te drobnostki dopełniają
fenomenalny już tytuł, czyniąc go zaprawdę wybitnym.
Zdaję
sobie również sprawę, że Disco Elysium nie jest grą dla wszystkich, bo lwią część
zabawy spędzamy tutaj na prowadzeniu niekończących się dialogów oraz bieganiu
po lokacjach w poszukiwaniu wskazówek lub kolejnych osób, z którymi moglibyśmy
porozmawiać. W zasadzie nie ma tu walki, a jeśli już się pojawia, to krótkie
starcia prezentowane są w formie jeszcze jednego drzewka dialogowego. Same
rozmowy, jak w każdym klasycznym RPG-u, to ściany tekstu, urozmaicana wyłącznie
poprzez dość groteskowe portrety rozmówców. Jeżeli więc tego typu rozgrywka wam
nie odpowiada, od Disco Elysium najpewniej odbijecie się stosunkowo szybko. Złośliwcy
mogliby bowiem określić ten tytuł jako gloryfikowane visual novel i w zasadzie
nie byliby dalecy od prawdy, bo Disco Elysium momentami faktycznie przypomina interaktywną
powieść, aniżeli klasyczną grę RPG.
Na
szczęście to tylko pozory, bo w rzeczywistości Disco Elysium okazuje się być
lepszą grą RPG niż większość przedstawicieli tego gatunku. Dawno już nie grałem
w produkcję, która tak mocno pozwoliłaby mi się utożsamić z głównym bohaterem
oraz pokierować jego rozwojem, choć przecież jest on dość wyraźnie nakreśloną
postacią z masą swoich dziwactw oraz siedzących w jego głowie demonów. W teorii
powinno się to wzajemnie wykluczać, ale w praktyce sprawdza się to wyśmienicie.
Dużą w tym rolę odgrywa amnezja głównego bohatera, który po srogiej popijawie i
rozpoczynającym całą zabawę zawale serca budzi się nagi w zdewastowanym pokoju
hotelowym, by w ciągu kolejnych kilkunastu minut odkryć, że jest policjantem,
który od trzech dni chleje na umór zamiast zajmować się sprawą wciąż dyndającego
ponuro na podwórzu hotelu wisielca.
Toteż
choć wiemy, że nasz protagonista nie jest pustą kartą, a jego tożsamość
stopniowo odkrywać będziemy w trakcie naszego śledztwa, jednocześnie będziemy w
stanie przejąć stery jego życia i albo kompletnie je zniszczyć, albo skierować
go ku lepszemu jutru, odcinając się od alkoholu i próbując naprawiać błędy
przeszłości. I to naprawdę działa, bo pomimo, że wiedziałem, że nie gram dobrym
człowiekiem, małe zwycięstwa pokroju oparcia się pokusie zapalenia papierosa
lub napicia się wódki niezmiernie mnie cieszyły, co tylko potęgowane było przez
pochwalne komentarze Kima Kitsuragiego – mojego policyjnego partnera z
przypadku.
Nie
można też nie wspomnieć o genialnym pomyśle, by zaprezentować umysł głównego
bohatera jako plejadę kilkunastu postaci, z których każda odpowiada konkretnej
cesze charakteru lub umiejętności. Nie jest to jednak zaledwie ciekawostka, a
jedno z głównym założeń zarówno fabularnych, jak i mechanicznych Disco Elysium.
Mieszkańcy skołatanego umysłu protagonisty bezustannie wtrącają się w dialogi,
wchodząc z nim w polemikę na wszelkie możliwe tematy – od zwykłych ciekawostek o
świecie gry, przez podpowiedzi dotyczące aktualnie prowadzonego przesłuchania,
aż po mocno filozoficzne dywagacje na temat natury wszechświata. Mało tego,
nierzadko kłócić będą się między sobą, próbując przekonać gracza do obrania konkretnej
ścieżki. Niby nie jest to nic nazbyt odkrywczego, bo podobny motyw wykorzystano
chociażby w filmie animowanym „W głowie się nie mieści” z 2016 roku, ale pomysł
ten w połączeniu z naprawdę ciężkim klimatem i dość mroczną tematyką Disco
Elysium robi niesamowite wrażenie.
I
mógłbym w tym miejscu przez kolejne kilkanaście stron zachwycać się nad prześwietnie
zrealizowanym światem gry – tak bliskim naszemu, a jednocześnie tak bardzo obcym,
że chce się chłonąć każdy jego detal, każde jego dziwactwo, i każdą ciekawostkę
o nim, którymi karmi nas umysł głównego bohatera oraz plejada równie barwnych,
co niejednoznacznych, zamieszkujących go postaci. Mógłbym rozpływać się nad przepięknie
smętną muzyką, a także nad przypominającą olejny obraz oprawą wizualną.
Mógłbym, ale fakt jest taki, że żadne słowa nie będą w stanie oddać tego, jak
fantastyczną grą jest Disco Elysium. Toteż, jeżeli tylko nie przeszkadza wam
obecne w niej morze tekstu, koniecznie po nią sięgnijcie. Nie pożałujecie.
Mario Golf: Super Rush
Gatunek: Golf
Developer: Camelot
Software Planning
Rok wydania:
2021r.
Kasjan
grał na: Nintendo Switch
Gra dostępna wyłącznie na Nintendo Switch
Kasjan:
Najsłynniejszy
hydraulik świata po kolejnym ratowaniu księżniczki Peach, czy biciu rekordów na
gokarcie, lubi też czasem pograć sobie w golfa. Dlatego na „pstryczku” seria
Mario Golf również musiała w końcu zawitać. Twórcy tej podserii (odpowiadający
również za Golden Sun i Mario Tennis), czyli studio Camelot Software Planning
przygotowało dla nas Mario Golf: Super Rush. Pytanie brzmi, czy warto pochylić
się nad tą produkcją, czy może jednak
tego typu gry z Mario można sobie odpuścić?
Studio
Camelot swoje najlepsze lata ma za sobą, choć ostatnie Mario Tennis było bardzo
udane. Aż ciężko nawet uwierzyć, że Mario Golf jest z nami już od 22 lat. Nowa
odsłona oferuje nam tryb przygody, multiplayer oraz swobodną grę dla
maksymalnie 4 osób (ewentualnie z AI). Tryb przygody to coś w rodzaju samouczka
i kampanii dla jednego gracza jednocześnie. Nasz awatar Mii przeczesuje krainę
Mushroom Kingdom w której spotykamy starych znajomych – Toada, czy też Króla
Bob-omba. Od momentu opanowania zasad do udziału w najważniejszych turniejach
mija 6 godzin, w trakcie których zwyczajnie gramy w golfa, ulepszamy atrybuty
naszego Mii i przeklikujemy się przez proste i nudne dialogi. Nie tego można
było oczekiwać od gier Nintendo i Camelot. Super Rush nie ma podjazdu do
Advance Tour, gdzie elementy RPG bardzo wzbogaciły rozgrywkę.
Podstawy
mechaniki Mario Golf: Super Rush nie odbiegają od poprzednich gier Camelot. W
tradycyjnej grze w golfa musimy trafić piłką do dołka w jak najmniejszej
liczbie uderzeń. W uzyskaniu jak najlepszego uderzenia, pomoże nam wskaźnik
wiatru po lewej stronie ekranu, kilka rodzajów kijów do wyboru (do uderzeń na
różne odległości) oraz pasek siły uderzenia. Gracz może jeszcze odpowiednio
dobrać rotację z jaką piłka golfowa ma polecieć. Dosyć proste i
nieskomplikowane zasady Nintendo postanowiło ubarwić w różnych wariacjach
klasycznego golfa.
Pierwszą
wariacją jest Speed Golf. To bardzo ciekawy pomysł, choć nie zrealizowany
najlepiej. W podstawowej wersji golfa, po uderzeniu, przenosimy się na miejsce
w którym wylądowała piłeczka. W Speed Golfie musimy do niej dobiec. W trakcie
trybu przygody rozwijamy również naszego awatara pod tym względem – możemy
zdobyte punkty za kolejne levele wpakować w „szybkość” oraz „wytrzymałość”,
dzięki czemu powinniśmy mieć przewagę nad rywalami i dobiegać do piłki
szybciej. Problem z realizacją tego trybu jest to, że nie jest on specjalnie
ciekawy. Wprowadzone do gry atrybuty powodują, że nasza postać potrafi się
zmęczyć, a odległości do piłki pokonywać w kilkadziesiąt sekund. Więcej czasu
spędzimy na bieganiu niż faktycznej grze.
Lepszym
trybem jest bardziej dynamiczny Battle Golf, gdzie mecze rozgrywamy na dużym
stadionie, a pole składa się z dziewięciu dołków. Wygrywa ten, kto pierwszy
umieści piłkę w trzech z nich. Zdecydowanie do gustu przypadł mi właśnie tryb
Battle, ale doceniam pomysły Camelot i żałuję, że nie było ich więcej. Na
kolejne tryby, bo do wyglądu i poziomu złożoności lokacji nie mogę się
doczepić. Rozgrywka zadowoli zarówno niedzielnych graczy, jak i tych szukających
wyzwania. Jednak Mario Golf: Super Rush nie powinno Was przykuć na dłużej niż
pewnie z 10, może 15 godzin. Jak na standardy Nintendo, wynik bardzo słaby.
Doceniam
16 postaci ze świata Mario, z których możemy korzystać. Oprócz wąsacza, jest
jeszcze chociażby Toad, Luigi, Wario i Waluigi, a nawet Bowser. Nasz Mii w
trakcie trybu przygody korzysta z systemu ulepszeń, od czasu do czasu
ulepszenie jednej statystyki o dwa punkty obniży inną o jeden, co ma zachować
pewien balans. Nasz Mii powinien być jednak bardzo wszechstronny i po
skończeniu trybu przygody, jak najbardziej można go użyć do gry swobodnej. Do
gry dodano również element personalizacji i w miarę postępów dostępne są nowe
ubrania oraz sprzęt, które można nabyć na niektórych polach golfowych.
Od
strony technicznej nowy Mario Golf to oczywiście najładniejsza gra z serii.
Dobrze wypadają modele postaci, ale i całe otoczenie. Jednak reszta została
potraktowana po macoszemu, jakby budżet na tę produkcję został drastycznie
obcięty – zwłaszcza w kwestii audio. Ciągłe „Hej, hej” irytuje, reszta postaci
też jedynie pomrukuje. Muzyka też jest raczej słaba, może podobać się jedynie
główny motyw, ale znowu – gry z Mario w roli głównej przyzwyczaiły nas do
świetnej ścieżki dźwiękowej.
Podsumowując,
Mario Golf: Super Rush jest rozsądną propozycją dla wszystkich fanów wąsatego
hydraulika. Jednak brakuje jej tego czegoś, co mogłoby nas przykuć na
kilkadziesiąt godzin, jak w najlepszych grach Nintendo, a nawet studia Camelot.
Jest to gra bardziej imprezowa i o ile nie znacie Mario Kart, czy Mario Tennis
jak własną kieszeń, to nie wydałbym na Mario Golf kwoty premierowej. Jednak
przy obniżce ceny o jedną trzecią – można dać jej szansę. W dobie wypuszczania
gier w fatalnej kondycji przez największych graczy tego rynku, należy też
docenić solidność Nintendo i Mario Golf: Super Rush.
Komentarze
Prześlij komentarz